Wrocław. Bogusław Bednarek nie żyje. "Jak pan mógł, panie profesorze" - piszą studenci
Profesor Bogusław Bednarek, polonista, erudyta, jeden z najlepszych nauczycieli uniwersyteckich i znawca literatury i labiryntów kultury zmarł. O jego śmierci poinformował Uniwersytet Wrocławski. Prawdopodobną przyczyną śmierci mogły być powikłania związane z zakażeniem koronawirusem.
Zaledwie kilkanaście dni temu miał stanąć przed audytorium kinomanów, by opowiadać o "Pamiętniku znalezionym w Saragossie". 21 października trafił do szpitala z ciężkim zapaleniem płuc. Zmarł w nim we wtorek. Według nieoficjalnych informacji, był zakażony koronawirusem.
Profesora znały i kochały kolejne pokolenia studentów polonistyki. Jego wyjątkowy talent opowiadania w sposób niezwykły i piękny o rzeczach wzniosłych, ale i niezwykle prozaicznych, doceniali widzowie wrocławskiego programu telewizyjnego "Labirynty kultury". Godzinami można było słuchać opowieści Profesora o krwiożerczych wampirrrach, wrocławskich potwornościach, poezji cmentarzysk.
Bogusław Bednarek napisał kilka książek - wybitnych, niepowtarzalnych i specyficznych - jak on sam. "Znaki brydżowe", "O antologii edytorskiej", "Literackie obrazy tortur", "Kwalifikatory uczty", "Przyczynek do sympozjologii", "W świecie staropolskich oracji weselnych", "Mowy wygłaszane przy oddawaniu wieńca" - to lektura, w której aż skrzy od jego intelektu i wysublimowanego poczucia humoru.
Studenci do końca życia nie zapomną egzaminu z Biblii, którą u Bednarka trzeba było - naprawdę! - przeczytać od deski do deski, Stary i Nowy Testament, i wiedzieć, z czego zbudowana była Arka Przymierza i jakie były jej wymiary.
Wrocław. Bogusław Bednarek nie żyje. "Jak pan mógł, panie profesorze" - piszą studeci
Ale nie sposób też zapomnieć innych z Nim spotkań - w zadymionej kawiarni Słoneczko lub Saba, w kawiarence wydziałowej, gdzie kilka godzin można było przegadać na temat spauperyzowanego piękna kulistych kaszanek, obok kiszonego ogórka i bułki jedynego dostępnego w trudnych czasach kryzysu wydziałowego śniadania.
Był barwna postacią i prawdziwą gwiazdą zjawiskowego Klubu Uniwersyteckiego. To sprzymierzenie intelektualistów, o którym sam Bogusław Bednarek pisał tak: "tam Piotr Lis, polonista i filmolog, rozdawał akademickim bidulom panierowane kurze skrzydełka, tam Eugeniusz Get-Stankiewicz, znakomity grafik, snuł rozważania o pięknie wozów drabiniastych, tam Igor Przegrodzki, teatralny do szpiku kości, rozbawiał słuchaczy, analizując frazę: 'Usuwam wszystkich w cień'. A Marianna Bocian, ekscentryczna poetka? Kiedy przed laty wkraczała do klubu, paląc papierosa w długiej, czarnej lufce i epatując kapeluszem z szerokim rondem, nikt nie wątpił, że zbliża się gwiazda wrocławskiej bohemy. Pamiętam, jak ciekawie wychwalała kropki na pancerzykach biedronek i sardonicznie komentowała następujący fragment Snu Juliana Przybosia: 'kudły łona wytrzebił z rozkoszy'.
Teraz profesor sam dołączył do tego zacnego grona, już po drugiej stronie. Jeśli można tam palić, to wiadomo, że wszyscy są w najlepszym ze swoich światów. Profesor był jednym z nielicznych już ludzi, którzy żyli życiem osadzonym w literaturze. Chciał i umiał dzielić się tą pasję ze wszystkimi, którzy mieli choć trochę jego wrażliwości.