Niedziela, 30 grudnia, przejdzie do najczarniejszych kart turystyki i ratownictwa tatrzańskiego. W Dolinie Pięciu Stawów pod Szpiglasową Przełęczą zginęło w lawinie dwoje turystów, a w czasie akcji ratunkowej śmierć poniosło - także pod lawiną - dwóch ratowników TOPR.
Oto relacja jednego z ratowników Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego:
Trzeci stopień zagrożenia lawinowego (w 5-punktowej skali) - tak w niedzielę rano TOPR oceniło warunki bezpieczeństwa w Tatrach. W praktyce oznacza to, że bezpiecznie można poruszać się tylko po szlakach prowadzących do tatrzańskich schronisk. Pomimo to, trójka turystów wyruszyła przed południem ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów z zamiarem przedostania się przez Szpiglasową Przełęcz do Morskiego Oka. Nie uszli daleko. Lawina porwała całą trójkę kilkaset metrów ponad stawem. Jednego z nich odrzuciła na bok. Nie widząc partnerów na wierzchu lawiniska pobiegł do schroniska wezwać pomoc.
Ze schroniska wyruszyło na lawinisko dwóch ratowników, a w całym TOPR ogłoszono alarm i zaczęto organizować wyprawę. Już wtedy wiadomo było, że szanse na użycie śmigłowca są minimalne - nad Tatrami zaczęła się zamieć.
Kilkadziesiąt minut po dotarciu na lawinisko ratownicy odkopali pierwszą ofiarę. Nie powiodła się reanimacja. Po pewnym czasie toprowcom udało się odkopać drugą z ofiar - niestety już nie żyła.
Było ciemno i wzmagał się wiatr, gdy kilkuosobowa grupa ratowników z naczelnikiem TOPR, Janem Krzysztofem, wyruszyła przez Dolinę Roztoki do schroniska w Dolinie Pięciu Stawów, a potem w rejon wypadku. Rozpoczęto transport zwłok. Wtedy z góry zeszła kolejna lawina zasypując ratowników.
Niektórzy o własnych siłach wygrzebali się spod śniegu i kolejno odkopywali kolegów. Ratownicy byli wyposażeni w specjalne urządzenia sygnalizacyjne, co pozwoliło na szybką lokalizację kolegów pod zwałami śniegu.
Jeden z ratowników - Bartek Olszański - zginął na miejscu. Drugi z wydobytych toprowców - Marek Łabunowicz zwany przez przyjaciół "Maja" - był w stanie krytycznym. Natychmiast podjęto reanimację i transport w dół.
Po pierwszej informacji o zasypaniu ratowników, zaczęto organizować kolejne grupy ratownicze.
Cudem ocaleni ratownicy ciągnęli w dół nieprzytomnego kolegę. Niebawem dołączył do nich przybyły z dołu lekarz wraz z kolejnym ratownikiem. W schronisku w Pięciu Stawach jeszcze przez dłuższy czas lekarze walczyli o życie "Mai". Niestety, późnym wieczorem ratownik zmarł na rękach kolegów. Nocą ciała toprowców przetransportowano do szpitala z Zakopanem.
W Sylwestrowy poranek w Tatrach obowiązywał 4 stopień zagrożenia lawinowego. Ratownicy nadal poszukują w Tatrach Zachodnich dwójki turystów, którzy wyszli ze schroniska na Polanie Chochołowskiej w piątek i przepadli w górach.
(Andrzej Skłodowski - WP)