Taniec z gwiazdami


Gwiazdy seriali, była miss świata i córka prezydenta. To patent na program przyciągający miliony widzów

Można nie orientować się w polityce, nie wiedzieć, czy zawiązała się koalicja rządząca. Można nie znać aktualnej tabeli piłkarskich wyników i pogody na jutro. Ale chyba niewiele jest w Polsce osób, które nie wiedziałyby, co właśnie wydarzyło się w „Tańcu z gwiazdami”, czyli w programowym przeboju stacji TVN. Zresztą nie trzeba nawet włączać telewizora. O ostatnich porażkach i sukcesach bohaterów tego tanecznego show krzyczą wszystkie tabloidy, rozmawiają sąsiedzi z naprzeciwka i panie ze spożywczego. Słowem – trudno nie być w temacie.

Gdzie tkwi tajemnica sukcesu programu? W banalnie prostych zasadach przyprawionych muzyką, ruchem, kolorami, emocjami, odrobiną podglądactwa i delikatnego erotyzmu. Do tego dziesięć znanych z telewizji gwiazd i gwiazdeczek, którym partnerują zawodowi tancerze. Pary rywalizują o miano najlepszej, ich wysiłki ocenia profesjonalne jury wspomagane SMS-ami widzów. Na najlepszych czeka Kryształowa Kula. Ale nie tylko. Nagrodą jest olbrzymia popularność, a za nią warto wylewać siódme poty.

I pewnie dlatego gwiazdy nie narzekają. W niedzielę każda para losuje melodię, w poniedziałek zaczynają się prace nad choreografią, by w następną niedzielę zaprezentować efekt tych wysiłków w studiu. Żeby zdążyć, trzeba ćwiczyć po cztery, pięć godzin dziennie. W takim układzie życie prywatne i własna kariera schodzą na dalszy plan. Na przykład znany z serialu „M jak miłość” Rafał Mroczek, a teraz uczestnik trzeciej edycji programu, pracę na planie serialu i ćwiczenie tanecznych kroczków musiał pogodzić z sesją egzaminacyjną na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej. – Wychodziłem z domu o 7.00, wracałem o 24.00 – wspomina. Podobnie inny aktor, Rafał Cieszyński. W swoim macierzystym teatrze był od 10.00 do 14.00 i od 16.00 do 20.00, a między próbami i po ich zakończeniu ćwiczył w szkole tańca.

Gwiazdy i tancerze tańczą, nie bacząc nawet na kontuzje czy choroby. Aneta Kręglicka ze złamanym żebrem nie mogła wprawdzie zatańczyć cza-czy, ale pokazała się w quickstepie. Partnerka Rafała Mroczka, Aneta Piotrowska, wyszła na parkiet z obandażowanym udem. W kuluarach szeptano, że uszkodziła ścięgno. Tańczący z Renatą Dancewicz Marcin Olszewski występował z wysoką gorączką, a po pokazie zemdlał na wizji. Jednak wszystkie te wysiłki nie poszły na marne. Pierwsze odcinki trzeciej edycji „Tańca z gwiazdami” oglądało średnio 7 milionów widzów. A w Wielkanoc, gdy inne stacje wytoczyły swoje najcięższe działa, program i tak przyciągał przed telewizory niemal 5,5 milionów Polaków. Tak dobrych rezultatów nie miały dwie poprzednie edycje (z wyjątkiem finału drugiej edycji, kiedy to zmierzyły się Katarzyna Cichopek z Małgorzatą Foremniak. Obejrzała go rekordowa liczba prawie 8 mln widzów). I właśnie w imię oglądalności autorzy programu gotowi są zrobić wszystko. Tygodniami na przykład namawiali do udziału Aleksandrę
Kwaśniewską, córkę byłego prezydenta. Panna Ola decyzję uzależniała od obrony pracy magisterskiej. Zdała na piątkę, więc powiedziała „tak” stacji TVN. Ale jeszcze przed uroczystym ogłoszeniem tego na konferencji prasowej o decyzji wiedziały już wszystkie media. Ponoć wygadał się krawiec z firmy szyjącej kostiumy. A mówi się, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła... Bez serialowej maski

W pierwszej edycji triumfy święcili prezenter TVN, Olivier Janiak, i Kamila Kajak. W drugiej aktorka z serialu „M jak miłość”, Katarzyna Cichopek, i Marcin Hakiel. Autorzy programu wiedzą doskonale, jak ważne jest dobranie uczestników. W trzeciej edycji wystartowali: Rafał Cieszyński (aktor teatru Studio) z tancerką Magdaleną Soszyńską, Paolo Cozza (znany z programu „Europa da się lubić”) z Kamilą Drezno, Renata Dancewicz (aktorka) z Marcinem Olszewskim, Joanna Jabłczyńska (aktorka) z Piotrem Kiszką, Joanna Koroniewska (aktorka) z Robertem Kochankiem, Aneta Kręglicka (była miss świata) z Robertem Rowińskim, Ola Kwaśniewska (córka byłego prezydenta) z Rafałem Maserakiem, Rafał Mroczek (aktor) z Anetą Piotrowską, Robert Rozmus (aktor) z Anną Głogowską i Tomasz Stockinger (aktor) z Blanką Winiarską.

– Do producenta Agnieszki Konieckiej i do mnie należało powiązanie ich w pary – mówił reżyser Wojciech Iwański. – Braliśmy pod uwagę wzrost, wiek, typ urody, ale także cechy charakteru. Przecież ci ludzie muszą spędzać ze sobą wiele godzin dziennie, muszą się więc polubić.

I chyba wybory były trafne.

– Bo od tańczących płynie pozytywna energia. To się czuje, atmosfera jest aż gęsta – kwitowała Agnieszka Koniecka. Inna rzecz, że wiele gwiazdek dostało od losu niepowtarzalną szansę pokazania swojego innego oblicza. Na przykład Joanna Jabłczyńska, która gra w serialu „Na Wspólnej” (TVN) nastolatkę, niemal dziecko. Wcześniej występowała w zespole Fasolki, śpiewała, robiła szpagaty, sznurki i gwiazdy. Teraz, wirując w seksownych kreacjach chce pokazać, że jest już prawdziwą kobietą.

Tomasz Stockinger też chciał na chwilę zdjąć garnitur statecznego doktora Lubicza z serialu „Klan”. – Kiedy zastanowiłem się nad ofertą TVN, doszedłem do wniosku, że do moich zawodowych obowiązków należy czasem przyjęcie jakiejś zwariowanej propozycji – przekonywał. – Nie miałem wielkich apetytów i nie liczyłem na to, że zostanę mistrzem. Nie będę swojego poczucia wartości uzależniał od ilości SMS-ów młodzieży, która chętniej głosuje na swoich rówieśników. Również Rafał Mroczek, w serialu „M jak Miłość” wyciszony i stonowany student, skorzystał z okazji i w „Tańcu z gwiazdami” pokazał się jako wulkan energii. Nie speszył go wcale fakt, że w tej edycji tańczy też jego serialowa koleżanka, Joanna Koroniewska. Wręcz przeciwnie! – Nie będzie żadnej taryfy ulgowej. Joasia, choć jest moją dobrą koleżanką, jest dla mnie taką samą rywalką, jak reszta – Rafał rozwiewał wątpliwości. Jury ocenia i jest oceniane

Występ w programie to nie przelewki. Każdy taniec ocenia profesjonalne jury, w skład którego wchodzą: Iwona Szymańska-Pavlović, Piotr Galiński, Zbigniew Wodecki i Beata Tyszkiewicz. Dwie pierwsze osoby to profesjonaliści, zawodowi tancerze, ich oceny bywają ostre niczym brzytwa. Reszta składu sędziowskiego ma raczej doceniać walory wizualne występu. Program prowadzą, Katarzyna Skrzynecka (po raz drugi) i Hubert Urbański (już po raz trzeci). I to właśnie oni mają za zadanie łagodzić najsurowsze nawet werdykty jurorów. To w końcu nie lada wyczyn: rzetelnie ocenić gwiazdę i jednocześnie nie obrazić jej artystycznego ego.

Dlatego często pojawiają się wątpliwości, czy aby zawsze oceny sędziowskie są bezstronne. Czy punktacje nie są czasem zawyżane lub zaniżane? – Beata Tyszkiewicz i Zbigniew Wodecki nie mają zielonego pojęcia o tańcu – nie pozostawiał cienia wątpliwości Krzysztof Polański, właściciel jednej z najstarszych szkół tańca w Polsce. – Stąd biorą się tak znaczne różnice w ocenach. Na turniejach tańca jurorzy głosują jednocześnie, tu oddają głosy jeden po drugim. A to ma wielki wpływ na wyniki w klasyfikacji generalnej.

Krzysztof Polański najwyraźniej ma też swoje typy, a błędy i potknięcia potrafi wytknąć z całą stanowczością. – Dobrze się stało, że odpadł Paolo Cozza. Był zdecydowanie najsłabszy z tego grona. Całą robotę odwalała za niego partnerka – ocenia. Jego zdaniem, aktor Rafał Cieszyński w zmysłowej rumbie wypadł marnie, a Tomasz Stockinger za wiele się nie natańczył. Uratowało go to, że jest aktorem i zamiast zatańczyć, zagrał na parkiecie. Polańskiemu czasem trudno zgodzić się z ocenami wystawianymi przez jurorów w programie. Na przykład za quickstepa w wykonaniu Oli Kwaśniewskiej i Rafała Maseraka przyznałby 5 pkt. Tymczasem Zbigniew Wodecki ocenił ten występ aż na 9 pkt, a Beata Tyszkiewicz – na 8. Za to faworytami Polańskiego, prawie od początku, są Robert Rozmus z tancerką Anną Głogowską. – Ta kobieta to prawdziwa brzytwa. Jest szybka i dynamiczna. Bardzo mi się podoba – podsumowywał krótko.

Prawdziwa sława przychodzi w tańcu

W marcu ubiegłego roku, gdy na antenie TVN po raz pierwszy pojawił się „Taniec z gwiazdami”, mało kto wiedział, kim są Rafał Maserak, Robert Kochanek, Magda Soszyńska czy Marcin Hakiel. Tancerze? A to mało ich jest – niektórzy wzruszali obojętnie ramionami. Ale szybko okazało się, że w towarzystwie gwiazdorskich partnerów zatrudnieni w programie tancerze zaczynają błyszczeć własnym blaskiem. I odcinają kupony od sławy.

To właśnie za sprawą męskich pogromców parkietu widzowie mogli obserwować rozwijające się romanse. Na tapecie (i parkiecie) znalazły się dwie pary: Katarzyna Cichopek i Marcin Hakiel oraz Małgorzata Foremniak i Rafał Maserak. Jedni i drudzy doszli do finału, a gęstniejąca wokół nich atmosfera z pewnością nie pozostała bez wpływu na wyniki oglądalności programu. Później wszystko ruszyło lawinowo. Gazety ustawiały się w kolejce po sesje zdjęciowe z udziałem Cichopek i Hakiela, a krajowi paparazzi nie odstępowali ich nawet na krok. Romans przetrwał ciężką próbę i zapowiada się całkiem poważnie. Jedynie złośliwi szepczą, że Marcin Hakiel nie wystąpił w trzeciej edycji, bo zabroniła mu tego zazdrosna Kasia. Chodzą też słuchy, że tancerz zamierza otworzyć szkołę tańca i zacząć zarabiać na własnej sławie.

Plotka goni więc plotkę. I co ciekawe, nikomu to nie przeszkadza. Z pierwszych stron brukowców długo nie schodził tancerz Rafał Maserak, który teraz występuje w programie po raz trzeci. Piękny, dwudziestoletni. Jego zdjęcia z przedszkola, w krakowskiej czapce czy samych slipach rozchodziły się po redakcjach niczym ciepłe bułeczki. W poprzedniej edycji partnerował Małgorzacie Foremniak. Teraz wyraźnie awansował, bo prowadzi w tańcu córkę byłego prezydenta RP. Z kolei tancerka Edyta Herbuś, która usiłowała wykrzesać coś na parkiecie z młodego aktora Kuby Wesołowskiego, dostała niedawno propozycję zagrania w serialu „Na Wspólnej” i poprowadzenia programu muzycznego w MTV.

W „Tańcu” rodzą się więc nowe gwiazdki. Co na to starzy wyjadacze? Ciągle w formie. Olivier Janiak, który wygrał pierwszą edycję programu, zaraz potem został prowadzącym weekendowy program „Dzień dobry TVN”. Tomasz Stockinger z kolei wyraźnie odświeżył (i odmłodził) grono swoich wielbicielek. W prasie zaczęły ukazywać się wzmianki o jego romansie z taneczną partnerką Blanką Winiarską. – Nikt nie lubi, kiedy się pisze nieprawdę o jego życiu prywatnym, ale oboje traktujemy te informacje jak niezłe jaja – przyznawał aktor z rozbrajającą szczerością.

Show w Ursusie

Kiedyś podwarszawski Ursus słynął z produkcji traktorów, zatrudniał setki ludzi. Z czasem fabryczne mury zaczęły straszyć odpadającymi tynkami. Niedawno jednak dostały swoją drugą szansę. Bo kiedy stanęła produkcja traktorów, znalazł się kupiec, który wytłumił sufit i stworzył największe studio telewizyjne w kraju. W lutym zeszłego roku wynajęła je stacja TVN. Położono profesjonalny parkiet, zainstalowano światła i reflektory. I rozpoczęto produkcję programu.

Tak w skrócie wyglądały początki polskiej edycji „Tańca z gwiazdami”, którego licencja należy do największej publicznej stacji w Wielkiej Brytanii – BBC. Jest mutacją show „Come Dancing” wymyślonego jeszcze w latach 40. XX w. przez Erica Morleya. Tego samego, który nieco później wziął się do realizacji wyborów Miss World. Ciekawostką jest to, że w najstarszych edycjach programu brali udział zupełnie zwyczajni ludzie, często zapraszani do studia prosto z ulicy. Dopiero w późniejszych edycjach („Strictly Come Dancing”, trzy edycje w latach 2004-2005) pojawiły się gwiazdy sportu: czarnoskóry lekkoatleta Colin Jackson i legenda snookera Dennis Taylor, do tego telewizyjni prezenterzy i serialowi aktorzy. Zainteresowanie programem okazało się olbrzymie, finały za każdym razem zbierały przed telewizorami po 10 mln widzów. I pewnie dlatego rok temu stacja BBC zdecydowała się na dość ryzykowne posunięcie: postanowiła wrócić do wersji „Strictly Dance Fever”, w której tańczą amatorzy wyłonieni w castingach.
Roztańczone programy spodobały się też w innych krajach. W USA tamtejsza stacja ABC wyemitowała dwie edycje pod nazwą „Dancing With The Stars”, każdy odcinek skupiał od 17 do 22 mln widzów. Również w Niemczech postanowiono niedawno stworzyć podobny program, a w skład jury weszła m.in. słynna łyżwiarka Katarina Witt. Zgodę na uczestnictwo wyraziły z kolei: 62-letnia Heide Simonis, była premier Szlezwika-Holsztynu, obecnie szefowa niemieckiego UNICEF-u, i Heike Henkel, mistrzyni olimpijska w skoku wzwyż z Barcelony.

Dobre, bo trwa krótko!

Wynagrodzenie uczestników polskiego „Tańca” owiane jest tajemnicą, jednak rzecznik prasowy TVN, Andrzej Sołtysik, zastrzega, że o kokosach nie może być mowy. Czy rzeczywiście? Nieoficjalnie mówi się, że tancerze dostają 2 tys. zł za odcinek, a gwiazdy kasują od 5 do 10 tys. Zasady są proste: im większa popularność, tym wyższe gaże. Gwiazdy mają w końcu swoje prawa. I zaraz po wynagrodzeniu dotyczy to ich wyglądu. Dlatego przy każdym nagraniu obecny jest mistrz fryzjerski, Leszek Czajka. Zawsze stawia się z ekipą dziewięciu fryzjerów. Obserwuje gwiazdy podczas niedzielnej próby generalnej, a potem usiłuje sprostać ich gustom i wymaganiom. Do tańców klasycznych wybiera gładkie fryzury, do gorących, latynoskich rytmów – bardziej zwariowane. – Czasem dochodzi do polemiki, ale ja staram się decydować o efekcie ostatecznym – zdradzał kulisy programu. – Jeśli tancerki mają dopięte włosy, na przykład treski, stoję na zapleczu i umieram ze zdenerwowania, kiedy one pląsają po parkiecie i wykonują bardzo energiczne
ruchy głową.

Pełne ręce roboty ma też stylistka Dorota Williams. Na przykład Renata Dancewicz uparła się pewnego razu, że nie włoży na siebie zielonej sukienki. Stylistka musiała ulec, a aktorka wystąpiła na parkiecie w powłóczystej, białej sukni. Inne gwiazdy były jednak bardzo zadowolone ze swoich nowych wizerunków. – Teraz mam większą świadomość swojej kobiecości i własnego ciała – wyznawała Joanna Koroniewska. A Agnieszka Rylik, mistrzyni świata w boksie, przyznała, że dzięki programowi poczuła się piękną kobietą.

Jednak o tym, jak ważny jest sceniczny wizerunek, najboleśniej przekonała się Ola Kwaśniewska. Tabloidy nie zostawiły na niej (lub raczej na jej wyglądzie) suchej nitki. „Już jej fryzura może budzić sporo kontrowersji. Inne dziewczyny mają misterne koczki lub przepiękne loki. Włosy Oli wyglądają tak, jakby dawno nie widziały fryzjera” rozpisywały się brukowce.

Bardzo to okrutne, ale chyba nikt nie miał złudzeń, jak będzie wyglądało życie na świeczniku. Uczestnicy doskonale znali też reguły programu. Wiedzieli, że będą się wykruszać. Mimo to zaczęli się buntować. Renata Dancewiez uznała formułę programu za sadystyczną. – To straszne, gdy odpada ktoś, kogo lubisz – mówiła. Płakała, gdy Paolo Cozza odpadł jako pierwszy. A Włoch, żegnając się z programem, powiedział, że wszystko, co dobre, trwa krótko. No i jak to się ma do rosnącej popularności programu?

Paulina Nowosielska, współpraca: Dorota Norwa

Kim są fani „Tańca z gwiazdami”?
• osoby z wykształceniem zawodowym i średnim – 63%
• kobiety – 62%,
• mieszkańcy małych miast i wsi – 60%
• osoby w wieku od 25 do 54 lat – 52%
Źródło: TNS OBOP

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)