tłit(strona 190/191)

- Wolałbym, żeby Antoni Macierewicz nie wypowiadał się na temat katastrofy smoleńskiej, bo prowadzi cyniczną grę – mówi w programie "Tłit" Rafał Trzaskowski. - Jestem ciekaw, jakie nowe fakty przedstawi Macierewicz. Jego dziesiątki różnych absurdalnych, paranoidalnych teorii wprowadzało tylko zamęt w debacie publicznej i do niczego nie prowadziło – dodał polityk PO.

- Przestępca po wyjeździe z Polski nie ma problemu z głowy. Jak rozumiem, będzie osądzony w państwie, którym przebywa – mówił w programie "Tłit" Rafał Trzaskowski. - Łamanie praworządności może skutkować ogromnymi konsekwencjami. Inwestorzy mogą bać się inwestować w Polsce. Wystarczy, że nie spodobają się PiS i zaraz prokuratura może chcieć im wyrządzić krzywdę – dodał polityk PO.

Kandydat PO na prezydenta Warszawy mówił w programie "Tłit" o nadchodzących wyborach. - Warszawa nie jest w rękach deweloperów. To łatwe hasła, które Patryk Jaki chce wprowadzać w obieg publiczny. Warszawiacy bardzo dobrze o tym wiedzą - przekonywał, odnosząc się do słów polityka PiS, które padły w TVN24. Pytany o to, czy boi się Michała Dworczyka jako potencjalnego rywala, stwierdził, że "nie boi się żadnego kandydata PiS". - Rozumiem, że po ostatnich wyczynach, tworzeniu ustawy na której się kompletnie nie zna i wyprowadzeniu Polski na manowce, Patryk Jaki raczej nie będzie kandydatem - kontynuował. Na pytanie, do kogo kieruje swoją ofertę, bo na razie skupia się feministkach, odpowiedział stanowczo: "Jeśli uważa pan, że darmowe żłobki, równość płacowa to hasła dla feministek, to podlega pan propagandzie PiS".

- UE nie dybie na naszą suwerenność. Prezydent powinien uważać jakich porównań używa. Nawet jeśli nie chciał tak stwierdzić, tak zostało to zinterpretowane. Prezydent powinien powiedzieć: ja tylko cytowałem, nie podzielam tego zdania - stwierdził Rafał Trzaskowski w programie "Tłit". To reakcja na zamieszanie wokół wypowiedzi Andrzeja Dudy, w której porównał UE do zaborców. Następnie zabrał głos na Twitterze, nazywając zamieszanie wokół siebie "ubawem i żenadą". Trzaskowski ocenił, że prezydent "powinien być bardziej powściągliwy w używaniu TT". - To próba żartobliwego odcięcia się od spekulacji, ale bardziej pokazuje nerwowość - stwierdził polityk. Poradził też rządowi i prezydentowi, by skupili się na rozmowie z przedstawicielami UE na zamkniętymi drzwiami.

- Nie znam tego spotu, ale słyszałem o kontrowersjach - mówił Jacek Sasin w programie "Tłit". To reakcja na film o historii wejścia Polski do NATO. Zabrakło w nim wzmianki o Bronisławie Geremku, Aleksandrze Kwaśniewskim i Jerzym Buzku. Jest za to mowa o Andrzeju Dudzie i Mariuszu Błaszczaku. Szybko pojawiły się zarzuty o zakłamywanie historii. - W ten sposób musielibyśmy zacząć od Solidarności, która zaczęła demokratyczne przemiany. A to już nie byłby spot, tylko film dokumentalny. Na to, że jesteśmy w NATO, składa się wysiłek wielu osób, chociażby premiera Jana Olszewskiego. A w filmie są osoby, które realnie decydują dziś o bezpieczeństwie Polski - tłumaczył Sasin. - Nazwiska Geremka, Kwaśniewskiego i Buzka nie przechodzą panu przez usta - ironizował prowadzący program, Marek Kacprzak. - Przechodzą. Jak powiedziałem, wejście do NATO to wypadkowa wielu osób, również wymienionych. Nikt temu nie zaprzecza. Ale równie dobrze można postawić zarzut, że w filmie nie ma nic o Jarosławie i Lechu Kaczyńskich - podsumował Sasin.

Szef Komitetu Stałego Rady Ministrów Jacek Sasin komentował w programie "Tłit" słowa prezydenta Andrzeja Dudy, który stwierdził, że "źle się stało, że ustawa o IPN została przyjęta w tym momencie i w takiej formie". - Dlaczego prezydent wbija szpilę premierowi? - pytał prowadzący program, Marek Kacprzak. - Trzeba się zapytać pana prezydenta. Przypomnę, że podpisał tę ustawę. Nie wiem, jakie ma konkretne zarzuty. Rozumiem, że miał wątpliwości, które skłoniły go do skierowania ustawy do TK , ale jednocześnie nie były one na tyle duże, by odmówił podpisu - mówił Sasin w programie "Tłit". - Prezydent ma żal? - dopytywał Kacprzak. - Ale o co? W konstytucji nie ma czegoś takiego jak konieczność konsultowania czy uzyskiwania zgody na konkretne rozstrzygnięcia personalne dotyczące szefa MSZ czy szefa MON. Nie sądzę, by prezydent domagał się pozakonstytucyjnych uprawnień. To nie byłoby dobre - ripostował Sasin.

BBC wyemitowało nieprzychylny PiS materiał o Polsce. W kontekście naszego kraju padły takie określenia jak: "pełzający autorytaryzm", "zagrażanie liberalnej demokracji" i "zagrażanie niezależności sądownictwa". BBC twierdzi, że zwróciło się do przedstawicieli polskiego rządu z prośbą o rozmowę, ale "nikt nie był dostępny". Do sprawy odniósł się Jacek Sasin. - Nie znam tego materiału. Ale jeśli tezy BBC są tak sformułowane, to będzie to rysa i cień na renomie stacji. Każdy sobie zdaje sprawę, że takie tezy są absurdalne. I trudno oczekiwać, by rząd do każdej absurdalnej tezy się odnosił - stwierdził szef Komitetu Stałego Rady Ministrów w programie "Tłit". Jak dodał, "nikt nikomu nie zabrania głosić bzdur" i "oczywistym jest, że zasady praworządności nie są w Polsce łamane". Jako dowód podał działające wolne media oraz wolne wybory.

"Donald Tusk to kandydat, którego chciałby pan poprzeć?". - Powiem najkrócej jak się da: tak - oznajmił były wicepremier Tomasz Siemoniak w programie "Tłit". Na pytanie, dlaczego, podkreślił, że to polityk, który gwarantuje europejski kurs Polski, wartości demokratyczne i prawdziwą, a nie wtórną wobec prezesa partii, prezydenturę. Pytany o uzgodnienia wewnątrzpartyjne ws. startu Tuska w wyborach, przyznał, że rozmowy się toczą, ale wiele zależy od samego potencjalnego kandydata. Siemoniak zwrócił uwagę, że Tusk nie może za wcześnie ogłosić startu w wyborach, bo jest przewodniczącym Rady Europejskiej. Jako hipotetyczny termin wskazał koniec 2019 roku, gdy zakończy się jego kadencja. - Nie wiem, czy chce kandydować, to jego decyzja. Ale uważam, że jest najlepszym kandydatem, by wygrać z kandydatem PiS-u - podsumował gość Wirtualnej Polski.

- PiS wywołał awanturę ustawą o IPN - podkreślił poseł Platformy Obywatelskiej Tomasz Siemoniak w programie WP "Tłit". Jak dodał, Polska "osuwa się na pozycję państwa, które jest traktowane jako problem, a nie lider". - To się nie dzieje tak, że jest jakiś wybuch - ocenił. Jak stwierdził dymisje Waszczykowskiego i Macierewicza nie wzięły się znikąd. Polityk nie chciał rozmawiać o notatce polskiej ambasady w Waszyngtonie. Ma z niej wynikać, że amerykańscy dyplomaci stawiają Polsce ultimatum dotyczące znowelizowanej ustawy o IPN. Jego zdaniem jest to jak "tłuczenie termometru, który wskazuje złą temperaturę". Zwrócił z kolei uwagę na to, że prezydent Andrzej Duda nie był w Białym Domu. Nie ma więc mowy o tym, że relacje z USA są lepsze niż kiedykolwiek. - To nie są dobre relacje. Najlepsze były w latach 2014-2015 - zaznaczył.

- To jest zdumiewające, że Donald Trump spotka się z Kim Dzong Unem, ale nie z Andrzejem Dudą. Tak się może wydarzyć i to jest zaskakujące – stwierdził w programie Wirtualnej Polski "Tłit" były premier Włodzimierz Cimoszewicz. - Zwracam uwagę, że właśnie odbywała się piąta za kadencji Trumpa wizyty premiera Izraela w Białym Domu, a szef naszego państwa nie miał nigdy okazji tam być – dodał.

- Cała te heca smoleńska, działalność Macierewicza, tej podkomisji czy komisji, zespołu, to jest przecież wielka hucpa – stwierdził w programie „Tłit” Włodzimierz Cimoszewicz. Były premier przyznał, że nie jest zaskoczony opóźnieniem w publikacji raportu podkomisji smoleńskiej.

- To właściwe słowa. Trochę nieprzyzwoicie długie, bo prezydent połączył temat Marca'68 z innymi sprawami. Ale nie ma powodu do dumy, bo powiedziano coś właściwego. Do wydarzeń marcowych doszło wskutek antysemickiej nagonki. Wzięło w niej udział setki tysięcy Polaków - powiedział w programie "Tłit" były premier Włodzimierz Cimoszewicz. To reakcja na słowa Andrzeja Dudy, który w czwartek, przemawiając na obchodach 50-lecia Marca'68 roku, poprosił wszystkich pokrzywdzonych przez antysemicką nagonkę o wybaczenie. W rozmowie z WP Cimoszewicz wziął też pod lupę zachowanie premiera Mateusza Morawieckiego. - Jego zachowanie, gesty, niezrozumiałe złożenie hołdu Brygadzie Świętokrzyskiej to są rzeczy niedopuszczalne. W świat idzie fatalny przekaz. Fatalny - ocenił.

W programie "Tłit" minister Beata Kempa uciekała od odpowiedzi na pytanie, czy przeznaczy 65 tys. zł swojej nagrody na cele charytatywne. - To pytanie było już zadawane. Powtórzę, zarówno ja, jak i i mój małżonek nie obnosimy się z tym, co komu przekazujemy. Również ze względu na osoby, którym pomagamy - argumentowała. Minister podkreśliła, że rząd premier Szydło i premiera Morawieckiego bardzo ciężko pracuje, co przynosi efekty. Stwierdziła, że patologia w zakresie dysproporcji płac w rządzie narosła w sposób niesamowity. Prowadzący program Marek Kacprzak przypomniał, że PiS śmiało się z minister Elżbiety Bieńkowskiej kiedy mówiła, że za 6 tys. zł pracuje tylko złodziej albo idiota. - My nie pracujemy w "Sowa i Przyjaciele". To zasadnicza różnica - ripostowała Kempa.

Działaczki Warszawskiego Strajku Kobiet stawiają w centrum miasta pomnik, nawiązujący do obchodów 100-lecia uzyskania praw wyborczych przez kobiety. Co na to Beata Kempa? - Nie przesadzajmy. Każda kobieta jest swoistym pomnikiem - stwierdziła w programie "Tłit". W Dzień Kobiet minister była pytana o to, które, jej zdaniem, kobiety są silniejsze - te, które zajmują się domem, czy te, które wychodzą na ulice i bronią praw kobiet. - Wszystkie jesteśmy fajne i potrzebne. Tylko w pewnych kwestiach nie należy przesadzać - stwierdziła Kempa. W ocenie minister, feministki mają czasami "trochę wydumane" poglądy. Nie zgodziła się np. z tezą o "totalnej dyskryminacji" kobiet w Polsce. Kempa mówiła też o projekcie ustawy swojego autorstwa. Dotyczy zawodu: "mama". Z danych wynika, że 4 na 10 kobiet zajmuje się tylko obowiązkami domowymi. - Bardzo szanuję ich decyzję. Praca w domu, wychowywanie dzieci to naprawdę ciężka praca - mówiła Kempa. Na pytanie, czy pomysł wróci do Sejmu, podkreśliła, że to zależy od sytuacji ekonomicznej.

Minister Beata Kempa skomentowała w programie "Tłit" zamieszanie wokół nieoficjalnych doniesień nt. "sankcji" USA dla Polski. Do czasu przyjęcia zmian w nowelizacji ustawy o IPN prezydent ani wiceprezydent USA mają się nie spotykać z Andrzejem Dudą i Mateuszem Morawieckim. Kempa zapewnia, że polski rząd pozostaje w kontakcie z Amerykanami, a obowiązki w tej kwestii są podzielone, mi.n. na MSZ i służby prezydenta Dudy. W ocenie Kempy, jest to "sztucznie wywołany problem", nagłośniony w sposób mało odpowiedzialny dla polskiej racji stanu. Kempa odnosi się również do słów publicysty Michała Karnowskiego, który stwierdził, że "w pisowskiej maszynie coś się zacina". - Ustawa o IPN jest słuszna i oczywista. Trzeba spokojnie, rzeczowo tłumaczyć procedurę legislacyjną i prawdę historyczną. To było przez lata zakłamywane. I może dlatego, nawet tym, którzy mają dobrą wolę, trudno jest zrozumieć, jak było naprawdę - stwierdziła minister.

- Publikowanie niejawnego dokumentu jest przestępstwem - powiedziała Beata Kempa w programie "Tłit". Minister odniosła się w ten sposób do zamieszania wokół nieoficjalnych doniesień nt. notatki MSZ, z której wynika, że USA nałożyły na Polskę "sankcje". Do czasu przyjęcia zmian w nowelizacji ustawy o IPN prezydent ani wiceprezydent USA mają się nie spotykać z Andrzejem Dudą i Mateuszem Morawieckim. Kempa przekonuje w rozmowie z WP, że nie ma mowy o "tuszowaniu" sprawy i że mamy "naprawdę bardzo dobre stosunki z Amerykanami". Twierdzi, że jest to "sztucznie wywołany problem" i - jeśli idzie o polską racje stanu - "mało odpowiedzialny". Dostało się też mediom. - Szanuję zawód dziennikarza, ale są w nim osoby mniej lub bardziej odpowiedzialne. Trzeba zdawać sobie sprawę, że kwestie wyrwane z kontekstu mogą powodować peturbacje międzynarodowe - przekonuje Kempa.