PolskaSynku, urodziłam cię mimo wszystko

Synku, urodziłam cię mimo wszystko

Dla kobiety spodziewającej się dziecka rak jest podwójnym dramatem. Lekarze często radzą w takim przypadku usunięcie ciąży, twierdząc, że może ona przyspieszyć rozwój nowotworu. Reporterka Wirtualnej Polski Anna Kalocińska dotarła do kobiet, które nie poddały się presji lekarzy i mimo wszystko zdecydowały się urodzić. Po jej reportażu, który ukazał się 4 lutego 2011 r., sprawą zainteresowali się także dziennikarze TVP1. We wtorek o godzinie 16.40 wyemitowany zostanie program "Celownik", poświęcony jednej z bohaterek artykułu.

Synku, urodziłam cię mimo wszystko
Źródło zdjęć: © Thinkstockphotos
Anna Kalocińska

08.03.2011 | aktual.: 04.06.2018 14:44

Przeczytaj reportaż Anny Kalocińskiej "Synku, urodziłam cię mimo wszystko":

Lekarze radzili, żebym usunęła ciążę. Twierdzili, że może przyspieszyć rozwój raka. Z ust specjalisty padło nawet stwierdzenie, że mogę dokonać automatycznej aborcji, biorąc chemię.

Dziś mój synek Leoś ma 3,5 roku i jest zupełnie zdrowy. Zaraz po urodzeniu dostał maksymalną liczbę dziesięciu punktów w skali Apgara. Jest dla mnie żywym dowodem na to, że dobrze zrobiłam, nie poddając się presji lekarzy straszących pogłębieniem się nowotworu i doradzających aborcję. Mogę mówić o chorobie tak otwarcie tylko dzięki obecności Leosia. Daje mi ogromne pokłady energii, sprawiając, że ze słowem „rak” – dotąd będącym w moim życiu tematem tabu – nagle, po porodzie, udało mi się oswoić. Jeszcze w szpitalu, z malutkim synkiem na rękach, po raz pierwszy pokazałam się rodzinie bez peruki, zupełnie łysa. Przyznając się do przejścia obustronnej mastektomii. Myśląc i mówiąc o tym, nie czułam wstydu.

Potrafiłam również przyznać się przed samą sobą, że co prawda ja, Magda, jestem ciężko chora, ale nigdy nie byłam równie szczęśliwa. Wtedy też podjęłam decyzję o stworzeniu Fundacji Rak’n’Roll, Wygraj Życie, w której kobiety w podobnej sytuacji otrzymają informacje co robić i do kogo się kierować, ale mogą też spotkać się ze sobą i porozmawiać. Niestety wciąż mało osób wie, że można leczyć się w ciąży.

Magda Prokopowicz: Początki

Miałam 27 lat, kiedy wykryto u mnie nowotwór złośliwy. Zupełnie przypadkiem, bo biorąc prysznic, wyczułam w prawej piersi guzek. Błyskawicznie przeszłam pierwszą operację. Okazało się jednak, że to obustronny rak piersi. Musiałam szukać nowych klinik w Warszawie (wcześniejsze leczenie odbyło się w Łodzi), aby kontynuować leczenie. Przez chwilę osłabłam psychicznie i byłam bliska decyzji, by przestać się leczyć. Traumatyczne przejścia z dzieciństwa (oboje rodzice dość młodo zmarli na raka) sprawiły, że wystraszyłam się leczenia. Jak żywe stawały przede mną obrazy, kiedy dwoje ukochanych ludzi, wycieńczonych i zmęczonych chorobą, odchodzi. Właśnie mimo ton leków, które brali, a które w założeniu lekarzy miały im pomóc. To utrwaliło we mnie przekonanie, że rak to wyrok.

Obraz
© Magda Prokopowicz z synkiem Leosiem (fot. arch. pryw.)

Informacja o ciąży była dla mnie jednocześnie wielkim szczęściem, ale równocześnie towarzyszył mi dramat w postaci choroby nowotworowej. Byłam przekonana, że nie mogę zajść w ciążę, z powodu wcześniejszego leczenia. Już wiem, że niczego nie można być w życiu pewnym.

Wczoraj spotkałam w szpitalu onkologicznym młodą, świeżo poślubioną 25-letnią kobietę. Rok temu przeszła mastektomię, potem brała chemię i rak się zatrzymał. Po chemioterapii często zatrzymuje się miesiączka, więc potem trzeba kilka miesięcy odczekać, żeby hormony zaczęły prawidłowo działać. Wiele razy poruszałam z kobietami ten temat i zawsze okazywał się on tabu. Nikt z nami nie rozmawia, nie planuje, że na przykład mogłybyśmy zamrozić jajeczko i po zakończonej terapii starać się o dziecko. Lekarze boją się poprowadzić ciężarną chorą na raka, woląc doradzić jej aborcję.

Czekanie

Trafiłam na konsultacje, jednak onkolodzy powtarzali mi, że lepiej usunąć dziecko. Twierdzili, że ciąża może tylko pogłębić nowotwór. Ja jednak nie wyobrażałam sobie takiego rozwiązania. Postanowiłam więc, że zaniecham chemii – uważając ją za szczególnie toksyczną – dopóki nie znajdę lekarza, który będzie chciał się zająć nie „mną” ale „nami”; myśląc tu o płodzie. Chodziłam gdzie mogłam, do placówek państwowych i prywatnych. Ktoś mi w końcu polecił Mediolan, sugerując, że znajduje się tam jedna z najlepszych klinik onkologicznych. Również z ust włoskiego lekarza usłyszałam jednak o aborcji. Jeden specjalista stwierdził nawet, że mogę dokonać jej automatycznie, stosując chemioterapię. Nie wierzyłam, że lekarz był w stanie takie słowa z siebie wydusić. Tym bardziej, że przecież mówił o dziecku, które już we mnie żyło.

Przybita trafiłam przypadkowo do dr Jerzego Giermka z centrum onkologii w Warszawie. Zanim zgodził się wziąć „nas” pod swoją opiekę, trzykrotnie pytał, czy jestem pewna, że chcę urodzić dziecko. Dopytywał, czy wspólnie z mężem będziemy je w stanie wychować. Dopiero wtedy przedstawił mi całą historię leczenia. Krótko potem przeszłam operację,obustronną mastektomię.

Chemioterapię rozpoczęłam na początku drugiego trymestru, a zakończyłam dwa tygodnie przed porodem. Różniła się od zwykłej tym, że została rozłożona na trochę więcej dawek. Pamiętam, jak po jednym z takich zabiegów poszliśmy z mężem do szkoły rodzenia. Siedzieliśmy tak zanurzeni w świecie noworodków, kiedy w pewnym momencie jedna z pań zwróciła się do prowadzącej, że była w salonie fryzjerskim i chciała przefarbować włosy, ale powiedziano jej, że w ciąży nie wolno. Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem. Czymże jest bowiem farbowanie włosów w obliczu mojej chemioterapii? Kiedy z powodu toksyczności chemii wypadły mi wszystkie włosy.

Eliza Pawlik, przyjaciółka Magdy: Wraz z dzieckiem rodzi się największa motywacja do życia.Madzia dla Leosia bez wahania pójdzie na wojnę o własne życie i oczywiście ją wygra, dla niego i dla siebie. Odkąd ją znam, osiąga sukces w każdej sprawie, na której jej naprawdę zależy.

Dr Jerzy Giermek: Leczenie

To moje dzieci – tak mówię o każdym z potomków moich pacjentek. Pracuję w klinice nowotworów piersi warszawskiego centrum onkologii i od 15 lat pomagam ciężarnym chorym na raka piersi. Dochowałem się blisko 30 dzieci, z czego najstarsze ma dziś 14 lat. Nie wiadomo, ile kobiet nie zdecydowało się na leczenie w ciąży. W Polsce statystyki zachorowań na raka piersi nie wyróżniają ciężarnych. Jednak międzynarodowe badania pokazują, że jedna na 3-10 tys. kobiet w ciąży ma raka piersi. W Polsce jest to ok. 30 rocznie, z czego większość decyduje się na aborcję.

Wiele zależy od typu nowotworu i tego, jak bardzo jest on zaawansowany. Są pewne rodzaje, których leczenie w okresie ciąży jest niemożliwe i zagraża życiu i zdrowiu kobiety. W przypadku raka piersi jest tak, że jeżeli został on wykryty wcześnie, wystarczy zabieg operacyjny, który z powodzeniem można przeprowadzić również u kobiet w ciąży. W bardziej zaawansowanych stadiach musimy czasami rozpocząć leczenie od chemioterapii, która jest obarczona większym ryzykiem dla płodu. Z moich pacjentek część mam umarła. Jednak zdecydowana większość żyje i cieszy się z macierzyństwa.

W ciągu tych kilku lat tylko trzy moje pacjentki zdecydowały się usunąć ciąże. Zawsze to kobieta sama lub wspólnie z partnerem podejmuje decyzję, sami muszą rozważyć ewentualne zagrożenia i być przekonani, że będą w stanie wychować dziecko, nawet jeśli urodzi się chore. Do tej pory wszystkie moje dzieci urodziły się zdrowe, ale nie mogę mieć stuprocentowej pewności, że w przypadku kolejnych będzie podobnie. Nie u wszystkich będzie też można zastosować leczenie w trakcie ciąży. Przy raku szyjki macicy wykluczona jest na przykład radioterapia skierowana na macicę, gdyż uszkodzi płód. Wtedy trzeba wybrać: zaryzykuję swoje życie dla ratowania dziecka czy dokonam aborcji. Zdarza się, że przychodzą do mnie kobiety, które leczyły się z powodu raka piersi, z pytaniem, czy w przyszłości będą mogły mieć dzieci. Nie jest to niemożliwe. Często pytają też, czy ciąża pogarsza rokowania przy raku piersi. Prawda jest taka, że ciąża nie pogarsza, a aborcja nie poprawia wyników leczenia. Spowodowane jest to przewagą
estrogenów, które nie mają wpływu na rozwój raka.

Aneta Dul: Żołądek

Wyniki krwi miałam złe, od razu więc dostałam skierowanie do lekarza. Nie dopuszczałam do siebie myśli, że ja, dopiero 32-letnia, mogę być ciężko chora. Tym bardziej, że nikt z członków najbliższej rodziny nie chorował na raka. Jednak kiedy trafiłam do szpitala w Tarnobrzegu, gdzie zrobiono mi szczegółowe badania, wyniki nie pozostawiały wątpliwości: złośliwy nowotwór żołądka. Dla pewności wysłano moje próbki jeszcze do Warszawy i Krakowa, co niestety jedynie potwierdziło najgorsze obawy. Pierwsze, co przyszło mi wtedy do głowy, to słowo „koniec”. Bo w tamtej chwili skończyło się dla mnie wszystko.

Nie mogłam jednak przestać myśleć o mojej 9-letniej córce Julii, dla której chciałam walczyć. Po jej urodzeniu dwukrotnie zachodziłam w ciążę, z czego raz poroniłam w czwartym miesiącu ciąży. Drugie dziecko, synka, urodziłam. Przez cały okres ciąży lekarze utwierdzali mnie w przekonaniu, że dziecko rozwija się prawidłowo. W dniu porodu miałam robione badanie USG, które również potwierdziło, że dziecko jest zdrowe. Tym większe było nasze zaskoczenie, kiedy po narodzinach mój synek nie mógł złapać oddechu. Szybko wykryto, że ma jednokomorowe serduszko, a do tego rozszczep kręgosłupa i niedrożne nerki. Zmarł po 21 dniach walki o życie.

Obraz
© Aneta Dul z córkami Julią i Zuzią (fot. arch. pryw.)

Kiedy więc leżąc w szpitalu dowiedziałam się, że, poza rakiem, jestem również w ciąży, od początku wiedziałam, że nie chcę usunąć tego dziecka. Wierzyłam, że skoro przy tak złych wynikach, jakie miałam, udało mi się zajść w ciążę, to już nic złego nie może się stać. Lekarz ani nie nakłaniał mnie do jej utrzymania, ani nie przekonywał do aborcji. Uprzedził tylko, że przez okres ciąży mogą wystąpić przerzuty – do wątroby, śledziony, nerek,… wszędzie. Dla mojego zdrowia lepiej byłoby, żeby została przerwana. Istniała jednak szansa, że ciąża, z powodu wytwarzania się tzw. dobrych hormonów, przyhamuje rozwój raka. Niewielka, ale była.

Strach

Praktycznie do samego porodu przez dziewięć miesięcy towarzyszył mi strach. Mimo że we wcześniejszych ciążach miałam komplikacje, ta przebiegała wyjątkowo spokojnie. Nie leżałam w szpitalu, a moje wizyty ograniczały się do rutynowych, standardowych badań kontrolnych, przez które przechodzą wszystkie ciężarne. Może z tym wyjątkiem, że trochę częściej niż inne kobiety miałam robione badania krwi. Innych odstępstw nie było.

Będziesz zdrowa, nasze dziecko też – powtarzał mi mąż. Od samego początku był dla mnie największym wsparciem. Wśród znajomych i przyjaciół zawiązały się dwa obozy. Podczas gdy jedni twierdzili, że powinnam dokonać aborcji i natychmiast rozpocząć leczenie, inni odradzali usunięcie dziecka.

Zuzia urodziła się zupełnie zdrowa. Czułam niewyobrażalną radość, płakałam ze szczęścia i nie mogłam przestać. Nawet na moment nie chciałam jej zostawić samej. Jednak niedługo po porodzie, kiedy organizm był już zregenerowany, trafiłam na blok operacyjny, gdzie przeszłam planowaną wcześniej operację usunięcia żołądka wraz z węzłami chłonnymi. Kolejne badania potwierdziły, że co prawda guz w okresie ciąży się powiększył, jednak nie nastąpiły przerzuty. Na dzień dzisiejszy mój stan zdrowia jest zadowalający, choć ostanie badanie wykazało obecność pojedynczych komórek nowotworowych.

Monika Stojowska, koleżanka Anety: - Postąpiła jak prawdziwa matka, jak osoba, dla której liczy się życie już nie swoje, ale dziecka, które ma przyjść na świat. Jest niezwykle dzielną, wręcz heroiczną kobietą. Jednak przede wszystkim osobą kierującą się miłością do drugiego człowieka. Znalazła w sobie dość odwagi, optymizmu i siły, żeby nie myśleć o chorobie, lecz po prostu cieszyć się z życiem.

dr Elżbieta Wojciechowska-Lampka: Walka

Od 22 lat zajmuję się ciężarnymi kobietami z chłoniakami. Jestem onkologiem z Kliniki Nowotworów Układu Chłonnego w Centrum Onkologii-Instytutu w Warszawie. W tym czasie pod moją asystą na świat przyszło ponad 50 dzieci, z czego wszystkie urodziły się zdrowe. Przez ostatnie 25 lat w Centrum leczyły się 64 ciężarne z chłoniakiem, z czego cztery zmarły. To identyczny procent zgonów, jak u kobiet nie będących w ciąży, a borykających się z tą chorobą.

To, czy rozpoczniemy leczenie, uzależnione jest nie tylko od decyzji mamy, ale przede wszystkim od trymestru ciąży i stopnia zaawansowania choroby. Jeżeli już w pierwszym trymestrze ciąży choroba jest bardzo zaawansowana, zwykle sugeruje się aborcję. Istnieje bowiem duże ryzyko, że nieleczona – przez wzgląd na nieuszkodzenie płodu - mama nie dożyłaby końca ciąży. Tymczasem zastosowanie w pierwszym trymestrze chemioterapii jest szkodliwe dla płodu. Ta metoda leczenia powinna być zastosowana dopiero od dwudziestego tygodnia ciąży.

Czy chłoniak to rak? Nie, choć jest nowotworem. Jest chorobą układu odpornościowego i występuje u jednej na cztery do jednej na sześć tysięcy ciężarnych. Wiele z nich ma obawy, czy dziecko nie odziedziczy choroby, czemu stanowczo zaprzeczam, gdyż chłoniak (szczególnie Hodgkina, dawniej zwany ziarnicą złośliwą ) nie jest chorobą dziedziczną. Przy czym, podobnie jak przy nowotworach, jeżeli mama poddawana jest chemioterapii, nie powinna karmić piersią dziecka. Substancje zawarte w mleku mogą być dla niego bowiem bardzo szkodliwe.

Zofia Golba: Nadzieja

Mam 32 lata. O raku piersi dowiedziałam się w połowie ubiegłego roku, podczas kontrolnego badania USG. Natychmiast dostałam skierowanie na biopsję. Wynik, który ujrzałam, był dla mnie jednoznaczny z wyrokiem śmierci. Pamiętam, że poszłam do parku, usiadłam na ławce i długi czas wpatrywałam się w niego z niedowierzaniem. Nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Co prawda, tłumaczyłam sobie, w mojej rodzinie chorowała na nowotwór babcia i ciocia, ale w znacznie późniejszym wieku. Dlaczego więc mnie spotyka to teraz?

Obraz
© Zofia Golba jest w ósmym miesiącu ciąży (fot. arch. pryw.)

O tym, że jestem w ciąży, dowiedziałam się trzy tygodnie później. Czułam z jeden strony ogromne zaskoczenie i radość, ale z drugiej strach i obawę – co dalej? Tym bardziej, że w bliskim czasie czekała mnie operacja usunięcia piersi, a bardzo chciałam zachować dziecko. Szczęśliwie dość szybko trafiłam pod opiekę lekarza, który zdecydował się mi pomóc.

Ciąża nie utrudniła leczenia. Przeszłam mastektomię, gdyż w pierwszym trymestrze ciąży można ją było przeprowadzić. Po operacji przez pół roku brałam chemioterapię, dostosowaną do potrzeb kobiet w ciąży. Myślę, że nie zaszkodziła ona mojemu synkowi, wierzę, że urodzi się zdrowy. A co chciałabym powiedzieć innym ciężarnym chorym na raka? Żeby się nie poddawały i wierzyły, że wszystko ułoży się dobrze.

Historia Zofii Golby zostanie też przedstawiona w programie "Celownik", który ukaże się w TVP1 we wtorek o godz. 16.40.

Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

Aneta Dul znajduje się teraz w trudnej sytuacji finansowej. Jeżeli chcesz pomóc jej w walce z chorobą, możesz wpłacić pieniądze na konto. Liczy się każda złotówka: 56 9434 0002 2001 1000 0935 0001 Komitet Organizacyjny Kolędowanie dla bliźniego ul. Konstytucji 3 maja 11 39-400 Tarnobrzeg

Źródło artykułu:WP Wiadomości
ciążanowotwórrak
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (754)