Syn premiera w złotym interesie
Amber Gold to sponsor filmu Andrzeja Wajdy o Lechu Wałęsie, darczyńca gdańskiego zoo, partner internetowego wydania dziennika „Rzeczpospolita”, faworyt prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza i zleceniodawca usług dla syna premiera Donalda Tuska. Właścicielem firmy jest Marcin Plichta vel Stefański, skazany prawomocnym wyrokiem sądu za oszustwa. Jak to było możliwe, że przez ponad dwa lata na rynku finansowym działała parabankowa firma, która nie ujawniła ani sprawozdania, ani faktycznego majątku, a na dodatek jej szefem jest osoba skazana za przestępstwo finansowe?
07.08.2012 | aktual.: 08.08.2012 15:37
Amber Gold ma udziały w kilku innych spółkach, m.in. OLT Express. To właśnie z nią współpracował Michał Tusk, który w korespondencji z firmą Plichty posługiwał się e-mailem na nazwisko Józef Bąk.
„Zwolennicy teorii spiskowych z pewnością znajdą i tu pożywkę. Np. materiały do OLT wysyłałem z prywatnego e-maila, który założyłem 15 lat temu. Wtedy, jeszcze jako dzieciak, dla jaj, jako imię i nazwisko w ustawieniach skrzynki wpisałem „Józef Bąk”. Zaraz ktoś więc pewnie uzna, że to tajny kryptonim i nie będzie dla niego ważne, że we wszystkich e-mailach podpisywałem się z imienia i nazwiska” – powiedział w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Michał Tusk. Co ciekawe, rozmowa ukazała się na portalu Wyborcza.pl. kilkanaście godzin przed konferencją prasową Marcina Plichty. W papierowym wydaniu można było ją przeczytać jedynie w trójmiejskiej mutacji „GW”.
Oszust z „Multikasy”
28-letni Marcin Plichta wcześniej nazywał się Marcin Stefański. W 2004 r. 20-letni Stefański był członkiem władz firmy Grupy Finansowo-Handlowej „Nova”, która pod nazwą „Multikasa” prowadziła sieć punktów przyjmujących opłaty m.in. za gaz, energię elektryczną i telefon. „Multikasa” oferowała zniżki dla emerytów i atrakcyjne opłaty, które były niższe niż np. na poczcie. Klienci chętnie korzystali z tych usług, ale ich pieniądze nie trafiały do miejsc przeznaczenia. W 2004 r. Urząd Kontroli Konkurencji i Konsumentów wszczął postępowanie w sprawie „Multikasy”, które zakończyło się nałożeniem kary finansowej na kierownictwo firmy „Nova” – Ewę Młodnicką i Marcina Stefańskiego. Stefański został także skazany prawomocnym wyrokiem sądu na karę roku i dziesięciu miesięcy więzienia w zawieszeniu na dwa lata za przywłaszczenie ponad 174 tys. zł, wpłaconych przez ok. 400 klientów „Multikasy”.
Marcin Stefański przyjął nazwisko żony Katarzyny Plichty i jako Marcin Plichta został członkiem władz grupy Amber Gold. Po ujawnieniu jego kryminalnej przeszłości tłumaczył mediom: „Faktycznie zostałem skazany prawomocnym wyrokiem sądu. Broniłem się, ale sąd nie podzielił moich racji. Wyrok się uprawomocnił, należy go zaakceptować. Naprawiłem wyrządzoną szkodę wszystkim pokrzywdzonym”.
Złoty interes
Amber Gold zajmowała się lokowaniem środków w metale szlachetne. Przedstawiciele firmy przekonywali klientów, że na złocie zawsze można dobrze zarobić. Jak w rzeczywistości wyglądała sytuacja finansowa Amber Gold, nie wiadomo, ponieważ spółka nie złożyła w sądzie sprawozdania ani za 2010, ani za 2011 r.
Zawiadomienie w sprawie działalności Amber Gold wpłynęło w lipcu do Prokuratury Okręgowej w Gdańsku. Złożył je klient, któremu Amber Gold nie wypłaciła w terminie należnych pieniędzy. Wtedy też okazało się, że Prokuratura Rejonowa w Gdańsku od dwóch lat prowadzi postępowanie dotyczące podejrzenia prowadzenia przez Amber Gold nielegalnej działalności bankowej. Zawiadomienie złożyła Komisja Nadzoru Finansowego. Po nagłośnieniu afery Amber Gold sprawę przejęła Prokuratura Okręgowa w Gdańsku, a czynności powierzono Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Tymczasem już w 2009 r. KNF umieściła spółkę Amber Gold na liście ostrzeżeń publicznych. Jej celem jest informowanie klientów, że spółka nie posiada licencji na działalność bankową. Pieniądze ulokowane w takiej firmie nie są więc objęte gwarancjami Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, czyli w przypadku bankructwa ich klienci mogą nie odzyskać swoich pieniędzy.
Ostrzeżenia KNF nie przyniosły żadnego skutku. Polacy nadal powierzali spółce Amber Gold swoje oszczędności.
6 lipca 2012 r. Komisja wysłała pismo do banków, w którym zwróciła uwagę, że współpraca z podmiotami z listy ostrzeżeń publicznych może zaszkodzić reputacji banków. Finansiści potraktowali to ostrzeżenie bardzo poważnie i zaczęli zrywać umowy z Amber Gold i należącymi do tej spółki liniami lotniczymi OLT Express. Żaden polski bank nie chciał podjąć z nimi współpracy. To spowodowało błyskawiczny upadek linii, które przyniosły wyłącznie straty.
OLT Express powstał w 2011 r., a pierwszy lot z Warszawy do Gdańska odbył się 1 kwietnia 2012 r. Trzy miesiące później przedstawiciele OLT Express złożyli wniosek do sądu o upadłość spółki OLT Express Regional sp. z o. o., która odpowiadała za połączenia krajowe. Od 31 lipca 2012 r. spółka OLT Express Poland zawiesiła także międzynarodowe przewozy czarterowe.
W ostatnim czasie banki zaczęły wypowiadać w trybie natychmiastowym umowy Amber Gold. Prezes Marcin Plichta oskarżył KNF i służby specjalne o działanie na szkodę swojej firmy oraz jej klientów.
Ekspert Michał Tusk
Michał Tusk przez wiele lat był dziennikarzem gdańskiego oddziału „Gazety Wyborczej”, gdzie zajmował się tematyką transportu. Kontrowersje wzbudził przy okazji wyjazdu do Chin, gdzie gościł za publiczne pieniądze z PKP, ale też na koszt właściciela skompromitowanej firmy budowlanej Covec, która budowała w Polsce autostradę A2. Jak ustaliła wówczas „Gazeta Polska”, brat prezesa PKP, który zabrał Tuska do Chin, wykonywał prace energetyczne i telekomunikacyjne na tej samej autostradzie.
PKP tłumaczyła wówczas, że Tusk został w ten sposób nagrodzony jako laureat dorocznego konkursu „Człowiek roku – przyjaciel kolei” na najlepszy tekst dziennikarski związany z problematyką kolejową. Kilka dni później wyszło na jaw, że PKP kłamie, ponieważ syn premiera nigdy nie był laureatem konkursu, lecz jedynie brał w nim udział.
Jak się jednak okazuje, młody Tusk jest bardziej przyjacielem lotnictwa niż kolei. Tak wielkim, że w bieżącym roku jest wręcz rozchwytywany przez konkurujące ze sobą firmy: Port Lotniczy im. Lecha Wałęsy w Gdańsku i upadłą OLT Express sp. z o.o. Sprawa wyszła na jaw w niedzielę (5 sierpnia) późnym wieczorem, kiedy na internetowych stronach „Gazety Wyborczej” pojawił się wywiad z Tuskiem juniorem. Sądząc po formie, przeprowadzony przez znajomego dziennikarza.
Wypowiedzi Michała Tuska są pełne niejasności. Syn premiera mówi, że wykonywał dla OLT Express usługi, które polegały na analizie ruchu lotniczego z portu lotniczego z Gdańska. Co ciekawe, to dokładnie to samo, czym zajmował się na lotnisku. „Zajmuję się wszystkim, co wpływa na wzrost ruchu pasażerskiego. Utrzymuję kontakty z przewoźnikami i staram się, by zwiększali liczbę połączeń. Przygotowuję analizy ekonomiczne dotyczące nowych połączeń” – mówił Tusk pytany o pracę dla Portu Lotniczego im. Lecha Wałęsy.
– Sytuacja jest klasycznym konfliktem interesów – mówi „Codziennej” poseł PiS Przemysław Wipler. – Z lotniskiem w Gdańsku konkurują nie tylko np. lotniska niemieckie, ale i wszystkie podmioty, które pracują na rzecz tego lotniska, świadczą usługi. Również te, które płacą temu lotnisku – dodaje.
Równie krytycznie oceniają sytuację politologowie. – Donald Tusk naciskał oficjalnie na kandydata na ministra rolnictwa, by wymógł rezygnację swojego syna z posady państwowej – mówi „Codziennej” dr Wojciech Jabłoński, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Gdy młodzieżówka PiS podjęła sprawę pracy syna premiera w Porcie Lotniczym w Gdańsku, premier zrezygnował z nacisków na Stanisława Kalembę i spokojnie go powołał. Można było przypuszczać, że za sprawą pracy Michała Tuska stoją jakieś dziwne okoliczności. Jeśli ten wywiad był rozbrojeniem bomby, to wybuchła ona rozbrajającemu prosto w twarz – dodaje politolog.
Coś w tym jest. Opublikowany kilkanaście godzin przed konferencją Plichty wywiad bardziej gmatwa, niż tłumaczy sytuację. Młody Tusk mówi np., że uprzedzał OLT, iż „interesuje go lotnictwo, nie złoto”, choć obie spółki prowadzą rozłączne interesy. Co ciekawe, władze OLT Express miały naciskać na Tuska, by ten zrezygnował z pracy w porcie i pracował wyłącznie dla zbankrutowanej dziś linii. On sam przyznaje, że współpracę z OLT Express miał zakończyć po rozmowie z premierem.
(...)
Pełna wersja artykułu w najbliższym numerze tygodnika „Gazeta Polska”.
Dorota Kania, Wojciech Mucha, Tadeusz Święchowicz
Współpraca: mem