Syn Anny Walentynowicz: to wstrząsające!
Dokumenty, które Rosjanie przesłali do prokuratury, były dla mnie wstrząsające. Nie spodziewałem się, że można coś takiego zrobić - mówi w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie" Janusz Walentynowicz, syn legendy Solidarności. Dodaje, że czuje się zdradzony przez państwo polskie.
Jak twierdzi "GPC" w dokumentacji Rosjanie opisali osobę, która ma wszystkie narządy wewnętrzne, tymczasem Anna Walentynowicz miała wiele lat wcześniej bardzo poważną operację, usunięto jej wówczas część organów. Podczas identyfikacji ciała Walentynowicz w Moskwie rodzina od razu ją rozpoznała - nie miała żadnych widocznych ran, widoczne były natomiast znaki charakterystyczne związane z chorobą stawów. W dokumentacji medycznej, która przyszła z Rosji na nazwisko Anny Walentynowicz, jest wyszczególnionych wiele poważnych obrażeń, m.in. złamanie otwarte, nie ma natomiast opisanych zwyrodnień stawowych.
- Tyle razy nas zapewniano, że wszystko jest w należytym porządku, że jest bardzo dobra współpraca polsko-rosyjska. Teraz wiem, że to była nieprawda. Mam nadzieję, że kiedyś cała prawda wyjdzie na jaw, że wszyscy zobaczą, co się działo w tej sprawie i jak zachowywał się polski rząd - mówi.
Prokuratorzy z Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie nie chcą komentować tych rozbieżności i odpowiedzieć na pytanie, czy jest jakakolwiek niejasność w wypadku innych ofiar smoleńskiej katastrofy.
- Ze względu na dobro osób pokrzywdzonych w śledztwie dotyczącym katastrofy smoleńskiej, które niejednokrotnie wyrażały obawy wynikające z publikowanych przez środki masowego przekazu informacji odnoszących się do ustaleń poczynionych na podstawie badań sądowo-medycznych ciał ofiar katastrofy, mając dodatkowo na względzie art. 2 § 1 pkt 3 kpk, Wojskowa Prokuratura Okręgowa w Warszawie nie udziela informacji w tym zakresie - powiedział "GPC" kpt. Marcin Maksjan z zespołu prasowego Naczelnej Prokuratury Wojskowej, która nadzoruje śledztwo smoleńskie.