Sojusz nie ma już siły
Jeszcze kilka dni temu wydawało się, że SLD
jest za wyborami wiosną przyszłego roku. I że ma to sens, bo taki
pomysł umiejętnie łączył interesy państwa z interesem partii
rządzących - pisze w "Gazecie Wyborczej" Ewa Milewicz.
02.06.2004 | aktual.: 02.06.2004 06:13
Jej zdaniem, z jednej strony Sojusz i Unia Pracy miałyby szansę na poprawę swoich notowań, gdyby wyborcy zaczęli odczuwać wzrost gospodarczy i docenili unijne dopłaty bezpośrednie dla rolników. Z drugiej - koalicja za te frukty musiałaby zapłacić, głosując za cięciami socjalnymi, uchwalając ustawę o służbie zdrowia. To wszystko nie przysporzy SLD wyborców, nawet jeśli te ciecia socjalne będą dawały dotkliwy skutek dopiero za kilka lat.
Tych zmian żaden rząd nie może ominąć. Ich przegłosowanie przez SLD-UP byłoby zyskiem państwa i przyszłej koalicji rządzącej - podkreśla publicystka "Gazety Wyborczej".
Według niej, piątkowe wydarzenia sejmowe każą na to wszystko popatrzeć inaczej. Mało jest prawdopodobne, aby przez Sejm zdołały przejść jakieś sensowne ustawy, a szczególnie projekty niepopularne społecznie, kosztujące poparcie wyborców.
Choć więc trudno się spodziewać, aby w nowym Sejmie znalazła się większość zdolna do powołania nieśmiesznego rządu, może się okazać, że obecnego układu SLD już nie ma siły kontynuować. Rozpadnięcie się SLD na dwie partie, cięcia Hausnera, Orlenowa komisja śledcza, spadek w sondażach - to zbyt dużo otwartych frontów. Wyjściem jedynym mogą się okazać tegoroczne wybory - konkluduje Ewa Milewicz. (PAP)