SexAtak
Ogromny fallus na platformie, a w pochodzie ponad pół miliona nagich i półnagich kobiet oraz mężczyzn. Hasła takie, jak "Wsadź mi w d..." czy "Jestem lesbą", należały do najłagodniejszych. "Jesteśmy homo, a jak wam się to nie podoba, to mamy was w d..." - wykrzykiwali 28 czerwca tego roku uczestnicy parady gejowskiej w Berlinie. W tych berlińczyków, którym manifestacja się nie podobała, ciskano zużytymi prezerwatywami, pokazywano im obsceniczne gesty i prowokacyjnie obnażano przed nimi genitalia. W ostatnich dniach podobne parady odbyły się w Budapeszcie, Marsylii, Kolonii, Rzymie, Porto, Oslo, Wiedniu, Nowym Jorku, Zurychu czy Sao Paulo.
07.07.2003 | aktual.: 07.07.2003 13:19
Mieszkańcy tzw. trójkąta bermudzkiego w Berlinie między Nollendorfplatz oraz ulicami Motzstrasse i Fuggerstrasse (w dzielnicy Schoneberg) przed paradą gejów wyjechali z miasta. Tylko to im pozostało, bo socjaldemokratyczny nadburmistrz Klaus Wowereit jest gorącym zwolennikiem obscenicznych parad homoseksualistów. Gdy objął urząd, publicznie przyznał, iż jest homoseksualistą: "Jestem gejem i to jest OK". To on otwierał w tym roku gejowską paradę i nie krył, że jest z tego dumny. Wowereitowi nie przeszkadzają walające się wszędzie zużyte prezerwatywy, popsute sztuczne penisy i waginy, pornograficzne ulotki i obelżywe hasła. W dodatku 12 lipca mieszkańców Berlina czeka jeszcze powtórka - mniej obsceniczna, ale za to dłuższa i głośniejsza Love Parade. W manifestacjach gejów i lesbijek już nie chodzi o natrętne demonstrowanie odmienności seksualnej, to wręcz terroryzowanie tzw. normalnej większości - jak w Rzymie za czasów Kaliguli. Politycy temu ulegają, bo geje i lesbijki to bardzo wpływowe lobby. Przeciwnicy
obscenicznych parad muszą się liczyć z tym, że publicznie zostaną nazywani "głupimi reakcjonistami". Mało tego, podczas widowiskowego przemarszu przestaje obowiązywać prawo - uczestnicy uprawiają seks w publicznych miejscach i masowo używają narkotyków. Policja jednak nie interweniuje! Przeciwnie - ochrania ten pseudokarnawał.
Uwodzenie establishmentu
Na tegorocznej paryskiej Paradzie Dumy Lesbijek, Gejów, Biseksów i Transseksów" (28 czerwca) podstarzali panowie na łyżworolkach ścigali się z wozami, którymi jechali najbardziej prowokujący transwestyci - w rytm samby trzęśli genitaliami, zachęcali publiczność do kopulowania oraz inscenizowali seks oralny. Na czele parady (600 tys. osób) kroczył 53-letni mer stolicy Francji Bertrand Delanoe, sam zdeklarowany homoseksualista. W tym roku przyłączyli się do niej politycy wszystkich partii, choć do niedawna gauliści nawet nie odpowiadali na zaproszenia organizatorów. Paradzie gejów w Rzymie przewodził mer Francesco Rutelli, także zdeklarowany homoseksualista. W nowojorskich paradach uczestniczy Michael Bloomberg, obecny burmistrz Nowego Jorku, podobnie jak senator Hillary Clinton. Bill Clinton był pierwszym prezydentem USA, który spotkał się z delegacją gejów i lesbijek i publicznie ich poparł.
Podczas ubiegłorocznej parady w Berlinie pozdrowienia uczestnikom przesłał socjaldemokratyczny kanclerz Gerhard Schroeder. W tym roku polityczne poparcie dla gejów i lesbijek wyraził już niemal cały niemiecki establishment. Nadburmistrz Klaus Wowereit zamierza doprowadzić do tego, by w 2010 r. w Berlinie została zorganizowana gejowska olimpiada - Gay Games, w której weźmie udział 20 tys. sportowców lesbijek i gejów z całego świata. Pierwsza gejowska olimpiada odbyła się w 1982 r., ostatnia w 2002 r. w Sydney. Następną przewidziano w 2006 r. w Montrealu.
Holding Międzynarodowa Duma
Parady gejów i lesbijek to nie spontaniczne akcje amatorów, lecz swego rodzaju różowa międzynarodówka. Międzynarodowe Stowarzyszenie Koordynatorów Dni Dumy Lesbijek, Gejów, Biseksualistów i Transseksualistów to prawdziwy globalny holding. Kiedy ten ruch powstawał w 1981 r., spotkało się siedem osób reprezentujących nie liczące się organizacje. Już rok później w Bostonie powstało Narodowe Stowarzyszenie Koordynatorów Dni Dumy Lesbijek i Gejów założone przez komitety z sześciu wielkich amerykańskich miast. W 1987 r. do organizacji dołączyły grupy kanadyjskie i zyskała ona przydomek "międzynarodowa" (IAL/GPC). W 1992 r. połączyły się organizacje południowoamerykańskie i europejskie, a w 1997 r. podczas dorocznej konferencji w Nowym Jorku dołączyli przedstawiciele Afryki, Australii i Nowej Zelandii. Holding zrzeszający organizacje gejów, lesbijek i transseksualistów w obecnej postaci ukształtował się w 1999 r. i przyjął nazwę InterPride (Międzynarodowa Duma).
Obecnie holding InterPride składa się ze 120 organizacji reprezentujących 24 najwyżej rozwinięte kraje świata (praktycznie lista tych krajów pokrywa się z listą członków OECD). Jak wynika z dokumentów dorocznych konferencji InterPride, jest to już potężna międzynarodowa organizacja lobbystyczno-biznesowa. O jej możliwościach świadczy to, że w ciągu roku organizuje 175 wielkich imprez na wszystkich kontynentach (aż 107 spośród tych imprez odbywa się w USA i Kanadzie). Niektóre z nich gromadzą prawie milion uczestników, a ich budżety przekraczają 100 mln dolarów. Największe imprezy odbywają się w Sao Paulo, Nowym Jorku, Toronto, San Francisco, Los Angeles, Sydney, Berlinie i Wiedniu. Tylko w Nowym Jorku w czerwcu organizowane są cztery wielkie widowiska. Co roku w imprezach organizowanych przez InterPride bierze udział ponad 20 mln osób.
Kto rządzi różową międzynarodówką?
Ruch gejów i lesbijek ma oczywiście swoją kombatancką przeszłość. 27 czerwca 1969 r. w barze Stonewall Inn w nowojorskiej dzielnicy Greenwich Village policja przeprowadziła akcję przeciwko gejom. Podczas interwencji doszło do regularnej bitwy. Lokal kilkakrotnie przechodził z rąk do rąk. Starcia trwały trzy doby. Gdy policjanci natarli dużymi siłami, geje podpalili bar. Na pamiątkę tamtych wydarzeń co roku 27 czerwca w ponad stu miastach świata odbywają się demonstracje gejów i lesbijek. W gejowskiej mitologii funkcjonuje też pierwszy marsz na Waszyngton (14 października 1979 r.), w którym wzięło udział ponad 100 tys. osób.
Pielęgnacją kombatanckiej tradycji zajmuje się powołana w 1984 r. nowojorska organizacja Heritage of Pride (Dziedzictwo Dumy), mająca wielkie wpływy w nowojorskich mediach. Rocznie zbiera ponad 100 mln dolarów na "utrwalanie Dziedzictwa Dumy". Organizacją kierują Alan Reiff i Amy Kaufman, którzy wcześniej angażowali się w ruch hippisowski oraz aktywnie wspierali akcje antyglobalistów, m.in. w Seattle. Za biznesową stronę przedsięwzięcia odpowiada Anthony Dean, również aktywny w zbieraniu środków na akcje antyglobalistów. HOP wybiera co roku tzw. wielkich marszałków - znane osobistości, które odgrywają role głównych lobbystów i rzeczników organizacji. Wyróżnia ich to, że mają lewicowe poglądy, bardzo bliskie antyglobalistom. Wielkimi marszałkami HOP są obecnie Cherry Jones i Terrence McNally. Jones występuje w teatrach na Broadwayu, ma też na koncie role filmowe i telewizyjne. Pojawiła się w takich filmach, jak "Erin Brockovich" czy "Zaklinacz koni". Jest też współzałożycielką American Repertory Theatre. Z
kolei Terrence McNally to przede wszystkim dramaturg, zdobywca sześciu Tony Awards, wielokrotnie wyróżniany przez stowarzyszenie nowojorskich krytyków, laureat nagrody Emmy. Sztuki o gejach zaczął pisać już w latach 60., czym zasłużył sobie na miano "gejowskiego dramaturga".
Ideologiczna nadbudowa
O ile InterPride jest swego rodzaju koncernem zajmującym się zdobywaniem pieniędzy i organizowaniem imprez oraz kampanii, o tyle Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek (ILGA - The International Lesbian and Gay Association) dba głównie o ideologiczną nadbudowę. ILGA powstała w 1978 r. w Coventry (Wielka Brytania). Założyli ją przedstawiciele organizacji gejowskich z dziesięciu krajów Europy - początkowo jako Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów (IGA), które w 1986 r. przekształcono w Międzynarodowe Stowarzyszenie Lesbijek i Gejów. Obecnie ILGA zrzesza 350 stowarzyszeń z 82 krajów świata. Jej członkowie uczestniczą w pracach ONZ, brali udział w II Światowej Konferencji Praw Człowieka w Wiedniu (w 1993 r.) oraz w IV Światowej Konferencji ds. Kobiet w Pekinie (w 1995 r.) W 1998 r. ILGA uzyskała status konsultanta przy Radzie Europy. Organizacja, której siedziba mieści się w Brukseli, ma też duże wpływy w strukturach Unii Europejskiej - ściśle współpracuje z nią na przykład Anna Diamantopoulou, komisarz
europejski ds. społecznych. Aktywnym jej lobbystą jest wspomniany już Klaus Wowereit. Na ostatniej konferencji ILGA w Portugalii obecny był Pat Cox, przewodniczący Parlamentu Europejskiego.
Różowa ofensywa
Różowa międzynarodówka zyskała wielkie wpływy w amerykańskim przemyśle filmowym oraz telewizji. Dzięki temu w filmach pojawiają się wątki będące wręcz apoteozą związków homoseksualnych, na przykład w takich obrazach, jak "Filadelfia" z Tomem Hanksem, "Klatka dla ptaków" z Robinem Williamsem czy "Lepiej być nie może" z Jackiem Nicholsonem. Pierwszym popularnym serialem telewizyjnym, w którym pozytywnie mówiono o homoseksualistach, była "Dynastia". Obecnie homoseksualizm to już standard w serialach i sitcomach, m.in. w "Melrose Place", "Gdzie diabeł mówi dobranoc" czy "Will i Grace" (w tym ostatnim dwaj główni bohaterowie są gejami). Podobnie dzieje się w przemyśle rozrywkowym. W głośnym wideoklipie GeorgeŐa Michaela "Outside" pojawiają się całujący się geje. W Niemczech powstała gejowska wersja "Randki w ciemno", zaś w USA pokazano reality show "Eksperyment - geje i hetero".
W 1998 r. na Broadwayu wystawiono sztukę "Corpus Christi", która przedstawiała postać przypominającą Jezusa. Bohater był gejem, w dodatku utrzymującym stosunki seksualne z uczniami. Tego było już za wiele! Po demonstracjach Ligi Katolickiej przedstawienie zdjęto z afisza. Kościoły protestanckie coraz częściej jednak ulegają presji różowej międzynarodówki. W sierpniu 1997 r. jeden z pastorów Zjednoczonego Kościoła Metodystycznego w Stanach Zjednoczonych udzielił pierwszego ślubu parze lesbijek. Został wprawdzie za to ukarany przez władze kościoła, lecz stworzył precedens. Dwa lata później Zjednoczony Kościół Chrystusowy w USA otwarcie poparł gejów, lesbijki i transseksualistów. Obecnie takiego poparcia udziela im ponad 20 kościołów.
Państwo seksualnie neutralne
Popularność gejowskich imprez także wśród heteroseksualistów wynika z tego, że przypominają one do złudzenia antyczne bachanalia czy średniowieczne imprezy karnawałowe, a z ostatnich czasów - parady fanów techno. Kolumny falujących uczestników gromadzą się wokół ruchomych platform, z których puszczana jest głośna muzyka. Pokoleniu wychowanemu na MTV takie imprezy kojarzą się z luzem i dobrą zabawą. Wcześniej jednak to fani techno czerpali od homoseksualistów. Tomasz Szlendak, socjolog z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, zauważa, że to właśnie berlińska Love Parade, impreza matka wszystkich parad techno na świecie, zaczerpnęła z karnawałowej estetyki gejów. Jeszcze w latach 70. demonstracje gejowskie przypominały zwykłe polityczne protesty. Karnawałowe przebranie okazało się doskonałym sposobem na przyciągnięcie młodzieży. - Żyjemy w czasach, w których nadrzędną wartością jest chęć wyróżnienia się. Dlatego parady przebierańców stały się tak modne. Geje szczególnie zyskali na atrakcyjności, bo tzw.
alternatywny styl życia wydaje się bardziej indywidualistyczny. To przyciąga młodych ludzi - mówi prof. Wojciech Burszta, etnolog z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
Dlaczego geje, lesbijki i inne mniejszości seksualne są tak bardzo agresywne? Dlaczego próbują narzucać swoje preferencje innym? Psychologowie tłumaczą to kompleksem winy, a także kompleksem niższości. Agresywne manifestowanie swojej odrębności jest formą odegrania się na tzw. normalnej większości. Z kolei oskarżanie wszystkich dookoła o nietolerancję wobec mniejszości seksualnych jest próbą wywołania poczucia winy u większości, a właściwie poczucia współwiny. Jest w tym zachowaniu podobieństwo do postępowania niektórych zarażonych HIV, którzy próbowali zarazić innych, i to jak najwięcej osób. Jest w tym jakaś desperacja. Tymczasem to, jakie ktoś ma preferencje seksualne, jest tak samo jego prywatną sprawą, jak to, jaką religię wyznaje czy jakie ma poglądy polityczne. Narzucanie tego innym jest rodzajem seksualnej agresji. A przecież demokratyczne państwo powinno pozostać seksualnie neutralne, tak jak jest religijnie neutralne. Nie oznacza to żadnej dyskryminacji mniejszości seksualnych, oznacza tylko prawo
do obrony przed dyskryminacją z ich strony. Warto bronić tego prawa większości, tak jak powinno się bronić każdego przedstawiciela mniejszości seksualnej, który jest z powodu swoich preferencji w jakikolwiek sposób dyskryminowany czy poniżany.
Rafał Geremek