Rutkowski: nie czuję się winny
Nie czuję się winny - mówi "Dziennikowi
Zachodniemu" oskarżony m.in. o pranie brudnych pieniędzy i
powoływanie się na wpływy w instytucjach detektyw i były poseł
Samoobrony Krzysztof Rutkowski. To pierwszy wywiad, jakiego
Rutkowski udzielił po wyjściu na wolność.
09.05.2007 | aktual.: 09.05.2007 06:08
Rutkowski opuścił areszt w Bytomiu (Śląskie). Wcześniej Sąd Rejonowy Katowice-Wschód zdecydował o uchyleniu wobec niego aresztu za poręczeniem majątkowym w wysokości 80 tys. zł.
To najlepszy dzień w moim życiu. Jestem szczęśliwym człowiekiem - mówi detektyw.
Gazeta zapytała Rutkowskiego m.in. o to, jak traktowano go w areszcie. Przez cały czas pobytu w Bytomiu nie widziałem ani jednego przestępcy. Byłem najbardziej chronionym więźniem. Za to każdego dnia punktualnie o 20 słyszałem głośne przekleństwa pod swoim adresem. Nie darowali mi nawet w Wigilię. Wrzeszczeli tak do mnie i do kilku byłych policjantów przebywającym w tym zakładzie - opowiada Rutkowski.
Detektyw zaprzecza doniesieniom mediów, jakoby poszedł na współpracę z prokuraturą. To kpina - mówi dziennikowi.
Opowiada, w jaki sposób doszło do jego zatrzymania. Funkcjonariusze ABW zadzwonili do mnie podając się za przedsiębiorcę, który ma problemy i chciałby zlecić mi robotę. Umówiliśmy się na stacji benzynowej. Tam zostałem wyciągnięty z samochodu, rzucony na ziemię i skuty. Kopano mnie - relacjonuje Rutkowski.
W pierwszych chwilach zatrzymania byłem przekonany, że zaatakowali mnie bandyci. Gdyby moi pracownicy przy tym byli, nie oddaliby mnie żywego. Doszłoby do masakry. To nie są zwykli detektywi. Oni służyli w Iraku - stwierdza detektyw.
Rutkowski podkreśla, że przed zatrzymaniem zawsze stawiał się na wezwania prokuratury. Tym razem też można było tak zrobić. Po prostu mnie wezwać, jak człowieka. Ale nie, musiano z tego zrobić cyrk na całą Polskę - mówi.
Akt oskarżenia w pana sprawie jest już w sądzie. Nie przyznał się pan do winy - wtrąca dziennik. Bo ja nie jestem winny. Z Henrykiem M. zawsze spotykałem się w towarzystwie innych osób. Łączyły nas interesy, ale legalne. Nic nie wiedziałem o jego przestępstwach. Te pół miliona, o których mówi, to była pożyczka. 240 tys. oddałem mu do ręki. 260 tys. wpłaciłem w jego imieniu do Urzędu Skarbowego. Miał tam zaległość. Tak się umówiliśmy - twierdzi Rutkowski.
Detektyw dodaje, że akt oskarżenia został oparty na zeznaniach jednego świadka. Na Henryku M. oczywiście. On trzy lata siedział. A po takim czasie za kratkami każdy powie i podpisze to, co mu podsuną do łapy. Wiem, że ABW pokazało M. gazetę, tabloid. Tam był wyssany z palca tekst o tym, jak to zarywam dupy nad morzem i że intratny kontrakt podpisałem. Czyli, że świetnie mi się powodzi, a biedny M. siedzi i cierpi. Czytałem zeznanie M. On tam słowo w słowo mówi tak, jak to potem w akcie oskarżenia napisano - opowiada były poseł Samoobrony.
Dodaje, że planuje zwołanie konferencji prasowej. Wtedy więcej powiem. Nie wszystko mogę teraz ujawnić - wyjaśnia Rutkowski.
Kończąc rozmowę Rutkowski podkreśla, że jest niewinny. Jestem silny. Mnie nie można wrobić. Nie boję się. Jestem spokojny, bo nie zrobiłem tego, co mi zarzucają. Udowodnię to w sądzie - mówi "Dziennikowi Zachodniemu". (PAP)