Pustka Platformy Obywatelskiej
Być może będą wcześniejsze wybory. Być może wygra je Platforma Obywatelska. Warto więc przyjrzeć się tej partii nieco bliżej, skoro może to być partia rządząca, a przynajmniej współrządząca. Cały czas przedmiotem analiz, a najczęściej krytyki, jest PiS. Taki już los rządzących. Dlatego trzeba z wyprzedzeniem patrzeć i na konkurencję. Od tego, jak jest dziś, bardzo mocno zależy to, jaka będzie jutro. Partie, podobnie jak ludzie w zasadzie nie zmieniają się. I kiedy dziś patrzę na Platformę Obywatelską, to muszę powiedzieć, że widok ten nie nastraja optymistycznie. Nie widzę niestety do tej pory zapowiedzi jakościowego skoku w polskim życiu publicznym w przypadku wygranej Platformy.
16.08.2007 | aktual.: 25.09.2007 12:01
Mówi się niekiedy, że PiS opiera się w sporym stopniu na elektoracie „przeciętnych Polaków”, często z niewielkich miast, a PO to partia bardziej wielkomiejska, aspirująca do elektoratu inteligenckiego. Pomijając już to, że w istocie różnice te wcale nie są dramatyczne, przecież elektorat Platformy to wcale nie tylko wielkomiejska inteligencja, to nawet gdyby tak było, uderza kontrast między ambicją trafiania do bardziej wykształconego elektoratu a intelektualnym ubóstwem PO. Partia ta nie potrafi zaprezentować się programowo, a co bardziej ambitni i samodzielnie myślący politycy są przez jej przywódców traktowani raczej jako niewygodny problem, niż kapitał, z którego trzeba korzystać. Losy i pozycja Rokity - prawda, że polityka trudnego, lecz niewątpliwie myślącego - są tu dobrym przykładem. Ale to nie tylko on – także np. Śpiewak nie wydaje się być dobrze wykorzystywany. Kiedy PO próbuje ogłosić program, to zaraz potem wybucha nie dyskusja o treści, lecz kłótnia na temat tego, kto powinien go prezentować.
W rezultacie partia siedzi cicho, bo wtedy przynajmniej nie traci w sondażach. Ale taka taktyka nie wystarczy na kampanię wyborczą.
Podobnie funkcjonuje inny stereotypowy sąd, że PiS jest partią wodzowską. Niewątpliwie ma pewne cechy takiej partii, a pozycja Jarosława Kaczyńskiego jest niezwykle silna. To na pewno potencjalnie niebezpieczne, gdy jakakolwiek organizacja tak mocno zależy od swego przywódcy. Jego pomyłki i błędy nie są bowiem „buforowane” przez wewnętrzne struktury, bezpośrednio uderzają w samą partię. Kto wie zresztą, czy do takiego zapętlenia partia ta właśnie nie dochodzi. Ale przecież ciągoty wodzowskie są bardzo widoczne i w Platformie! Jeżeli czyta się w prasie (Newsweek, GW), że szans na ponowny start do Parlamentu nie mają co bardziej niezależni posłowie PO (m.in. Smoktunowicz, Śpiewak), że lokalni działacze partii buntują się przeciw brakowi demokracji, że w Lublinie usiłuje się wyrzucić z partii Palikota, to wszystko są oznaki istotnych problemów wewnętrznych. Tusk niewątpliwie ma ambicje „wodzowskopodobne”. Dlatego być może wraz ze swymi ludźmi eliminuje zbyt wyrazistych i niezależnych działaczy. W rezultacie na
partyjnym zapleczu zostaje personalna pustka, która dodaje się do wspomnianej wcześniej pustki programowej.
Między wodzostwem w Platformie i PiS jest jednak pewna różnica. Można Kaczyńskiemu zarzucać różne rzeczy, ale trzeba dostrzec, że jest niezmiernie sprawnym politykiem z własną wizją. Można z tą wizją zgadzać się lub nie, ale ona niewątpliwie jest. Trudno natomiast takiej wizji, poczucia misji, dopatrzeć się u Tuska. Próbuje być wodzem, ale mam poważne wątpliwości, czy potrafi być przywódcą. O ile więc w PiS wódz do pewnego stopnia kompensuje pustkę w dalszych szeregach, w PO tego mechanizmu nie ma. Personalna słabość mogłaby Platformie wyjść paradoksalnie na dobre: mogłaby stać się szansą na silne oparcie działania partii o nowoczesne mechanizmy i procedury instytucjonalne. Niestety, PO w tym względzie powiela przestarzały tradycyjny model, zgodnie z którym kadry i działacze najwyższego szczebla są ważniejsi niż struktury i mechanizmy. Wszystko to razem niestety nie wróży najlepiej, chyba, że PO ma w zanadrzu coś, czym nas pozytywnie zaskoczy. To jednak chyba mało realne.
Prof. Andrzej Rychard dla Wirtualnej Polski