Prezent Tuska dla Sobiesiaków
Posłowie i senatorowie w ekspresowym tempie przyjęli tzw. ustawę hazardową, mającą – według zapowiedzi rządu – ograniczyć hazard i poddać go ściślejszym regulacjom. Biznesmeni z branży kasyn – tacy jak Ryszard „Rysio” Sobiesiak – mogą jednak zacierać ręce, bo na nowych przepisach stracą głównie właściciele restauracji, kawiarni i pubów - pisze "Gazeta Polska".
24.11.2009 | aktual.: 24.11.2009 14:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Nad ustawą pracowano w Sejmie tylko siedem dni. Dla porównania: projekt zakładający skrócenie czasu rozpatrywania spraw w sądach spraw cywilnych czeka już na przyjęcie przez posłów... dwa lata.
Ekspresowym tempem prac nad ustawą zaskoczona była zwłaszcza opozycja. Przed decydującym posiedzeniem Sejmu poseł Paweł Poncyljusz (PiS) sugerował nawet, że klub Prawa i Sprawiedliwości powinien zbojkotować głosowanie, bo w wyniku niczym nieuzasadnionego pośpiechu z parlamentu może wyjść bubel legislacyjny, nadający się tylko do zaskarżenia przed Trybunałem Konstytucyjnym.
Szeryf Donald zakazuje
„Ustawa o zmianie ustawy o grach hazardowych oraz niektórych innych ustaw” – bo tak brzmi jej pełna nazwa – jest z pozoru bardzo surowa. Jeden z jej najważniejszych punktów to delegalizacja gier na automatach poza kasynami. Będzie polegać to na tym, że zezwolenia na gry na automatach oraz automatach o niskich wygranych, ulokowanych poza kasynami, wygasną w ciągu 5 lat i nie będą już więcej odnowione. Wszystkie zyski z „jednorękich bandytów” spłyną więc do kasyn.
Kolejna ważna zmiana to ograniczenie swobody zakładania nowych „świątyń hazardu”. Koncesja na prowadzenie kasyna będzie udzielana na 6 lat i nie będą do niej miały zastosowania przepisy ustawy o swobodzie działalności gospodarczej. Jedno kasyno będzie mogło przypadać na 650 tys. mieszkańców danego województwa.
Zakazane będzie organizowanie wideoloterii i gier hazardowych w internecie. Ustawa przewiduje także wyższe podatki dla branży hazardowej. Stawka dla loterii fantowej i gry w bingo fantowe wyniesie 10 proc., dla loterii pieniężnej – 15 proc. Stawka podatku od gry liczbowej wyniesie 20 proc., a od bingo pieniężnego, gry telebingo, loterii audioteksowej i pokera turniejowego – 25 proc. Najwyższa stawka, 50 proc., będzie dotyczyć ruletki, gier w kości i karty oraz gier na automatach. Zakłady wzajemne na współzawodnictwo zwierząt, np. wyścigi konne, objęte będą po poprawce SLD tylko 2,5-procentowym podatkiem (projekt rządowy zakładał 20 proc.), a od pozostałych zakładów wzajemnych (bukmacherzy) płacić trzeba będzie 12 proc. Podatek uiszczany przez tych ostatnich miał pierwotnie wynosić aż 50 proc., ale po protestach bukmacherów pod parlamentem posłowie poszli do rozum do głowy (w Unii Europejskiej opłata od tego typu nieszkodliwych zakładów nie przekracza 15 proc.).
Ustawa wprowadza również wyższe dopłaty do gier i obowiązek prowadzenia przez kasyna rejestru wszystkich gości (dane objęte rejestrem mają być przechowywane przez 3 lata). Nowe przepisy zaostrzają także zakaz reklam hazardu i podmiotów organizujących gry hazardowe (z wyjątkiem Totalizatora Sportowego)
.
I jeszcze jedno: minister finansów będzie wyrażał zgodę na każdą zmianę w zarządach, radach nadzorczych i strukturze kapitału zakładowego firm hazardowych (z wyłączeniem jednoosobowych spółek skarbu państwa). Według rządu – „takie rozwiązania umożliwią kontrolę osób wchodzących w skład organów danej spółki, pozwolą ponadto kontrolować legalność środków przeznaczonych na zakup bądź objęcie akcji lub udziałów”. * Nabijanie kiesy Sobiesiakowi*
„Zapowiedzi delegalizacji automatów do gry w jednym sektorze (salony) i zezwolenie na ich funkcjonowanie w innym (kasyna)” to „nic innego jak administracyjne przyznanie wybranym wyłączności na bogacenie się. Złośliwym paradoksem w tej historii jest fakt, że jednymi z głównych beneficjentów tej regulacji będą niedawni negatywni bohaterowie tzw. afery hazardowej” – skomentowało plany rządu Centrum im. Adama Smitha (CAS). „Ustawa ta działa na rzecz pewnego segmentu hazardu w Polsce. Stąd nie mówimy wcale o wyeliminowaniu jednorękich bandytów, tylko o przekazywaniu tego segmentu instytucjom, które zawiadują hazardem związanym z kasynami” – dodał związany z CAS Andrzej Sadowski w rozmowie z Polskim Radiem.
Podobne obiekcje do pomysłu Donalda Tuska na walkę z nieprawidłowościami w hazardzie zgłosił Antoni Macierewicz. Poseł powiedział wprost, że ustawa hazardowa jest nastawiona na wsparcie pięciu przedsiębiorstw, wśród których jest m.in. spółka związana do niedawna z Ryszardem Sobiesiakiem (obecnie wspólnikiem Casino Polonia Wrocław jest jego syn). „To projekt ustawy mający na celu niezwykły wzrost dochodów, skierowanie strumienia pieniądza do przedsiębiorstwa m.in. pana Sobiesiaka, tych, które prowadzą kasyna. To niebywały tupet, żeby taką ustawę ogłosić jako ustawę mającą na celu delegalizowanie czy zwalczanie hazardu. To nie jest ani delegalizacja, ani zwalczanie hazardu, to jest próba nabicia kiesy panu Sobiesiakowi” – stwierdził poseł PiS.
Skąd te zarzuty? Po pierwsze: ustawa – zgodnie z tym, co powiedzieli Sadowski i Macierewicz – wcale nie delegalizuje „jednorękich bandytów”, lecz przenosi zyski czerpane z ich działalności z restauracji, barów i pubów do kasyn. Nie powinny więc dziwić protesty pracowników niewielkich lokali w małych miastach, którzy po wejściu ustawy w życie będą musieli w większości pożegnać się z pracą. Szacuje się, że problem ten dotknie kilkadziesiąt tysięcy osób – a zatem więcej, niż pracowało we wszystkich zlikwidowanych stoczniach. Nie stracą natomiast na nowych regulacjach ani znany ze stenogramów CBA Ryszard Sobiesiak, który działał w branży kasyn, ani jego kolega Jan Kosek – związany z firmą wprowadzającą automaty na rynek.
Po drugie: projekt, ograniczając swobodę tworzenia nowych kasyn, zlikwiduje konkurencję dla największych istniejących już tego typu lokali. Całość zysku z prywatnego hazardu (nie licząc zakładów bukmacherskich, wyścigów konnych itd.) skanalizowana zostanie więc w kilku okrzepłych na rynku kasynach, których zyskom sprzyjać będzie ponadto zakaz działalności wideoloterii.
Kasyna bez nadzoru
Jeszcze niebezpieczniej zapisy nowej ustawy wyglądają w świetle prawie zupełnie przemilczanej informacji, jaką podała kilka dni „Rzeczpospolita”. Chodzi o rezygnację z tzw. stałych nadzorów w kasynach, które funkcjonowały tam od 2003 r.
Dyżury te sprawowane były przez celników, którzy kontrolowali m.in. zaświadczenia o wygranych, czuwali nad właściwym przygotowaniem sprzętu i przebiegiem gry, a także pilnowali, by właściciele i goście kasyn rozliczali się z fiskusem. „Szczególnie ważna była kontrola zaświadczeń o wygranych wystawianych przez kasyna. Tak, by mieć pewność, że wygrana miała miejsce, a nie była np. wygraną fikcyjną, a zaświadczenie to podkładka do zalegalizowania brudnych pieniędzy” – powiedział „Rzeczpospolitej” policjant zajmujący się przestępczością gospodarczą. Rozporządzenie zamieniające stały nadzór celników nad kasynami na kontrole doraźne wydane zostało 5 listopada 2009 r., a więc w środku prac nad ustawą hazardową. Jego autorem jest Ministerstwo Finansów. Jeszcze przed przyjęciem przez Sejm rządowego projektu pracownicy Służby Celnej musieli opuścić wszystkie kasyna w Polsce – w tym lokale należące do niedawna do Ryszarda „Rysia” Sobiesiaka. Obecnie znów mogą zatem padać tak niewiarygodnie wielkie wygrane jak w 1992 r.
w Gdyni, gdzie szczęśliwcem, który zgarnął w ciągu jednej nocy 5 mld „starych” złotych (w przeliczeniu na „nowe” złotówki: 500 tysięcy) okazał się Paweł Piskorski.
W tej sytuacji niepokojem napawać może zachowanie parlamentarzystów PO, którzy z konsekwencją odrzucali wszystkie poprawki PiS, dotyczące zaostrzenia rygorów prawno-finansowych wobec uprzywilejowanych przez ustawę rządową kasyn. Z niewiadomych przyczyn – zarówno w Sejmie, jak i Senacie – przepadła m.in. poprawka pozwalająca postawić w kasynie najwyżej 30 automatów do gier. Rząd i parlamentarzyści Platformy Obywatelskiej, ku radości właścicieli tego rodzaju lokali, twardo obstawali przy liczbie 70 maszyn. Posłowie PO negatywnie odnieśli się również do pomysłu podniesienia podatku od automatów o niskich wygranych – czyli tych, które trafią z pubów i kawiarni do kasyn – z 2 tys. zł do 3 tys. zł.
Grzegorz Wierzchołowski