Premier: bardzo proszę prezydenta o pomoc
Premier Donald Tusk zwrócił się do prezydenta Lecha Kaczyńskiego o solidarną współpracę w polityce międzynarodowej. - Mogę dziś, w imieniu własnym i polskiego rządu, prosić pana prezydenta, aby tę współpracę rozumiał jako pomoc a nie blokowanie - powiedział szef rządu.
12.07.2009 | aktual.: 12.07.2009 18:53
Jest to reakcja Tuska na kolejny spór na linii Kancelaria Prezydenta-MSZ o nominacje ambasadorskie. - Chciałbym, żebyśmy w polityce międzynarodowej wewnątrz naszego kraju wspierali się nawzajem - podkreślił premier pytany o ten spór.
- Jest rzeczą bardzo ważną, aby najważniejsze instytucje życia politycznego w Polsce działały ze sobą solidarnie, szczególnie wtedy, kiedy reprezentują Polskę na zewnątrz - zaznaczył premier.
- Dlatego szanując konstytucyjne uprawnienia prezydenta, a do nich należy także składanie podpisów pod dokumentami, których efektem jest mianowania np. naszych ambasadorów albo przyjmowanie listów uwierzytelniających, mogę dziś w imieniu własnym i polskiego rządu prosić pana prezydenta, aby tę współpracę rozumiał jako pomoc, a nie blokowanie - oświadczył .
- Mam głębokie przekonanie, że taka rozmowa i serdeczna perswazja wystarczą, żebyśmy tego typu współpracę traktowali jako serdeczny obowiązek każdego z nas - zaznaczył premier.
Jednocześnie wyraził przekonanie, że minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski znajdzie też argumenty, które skłonią prezydenta do lepszej niż do tej pory współpracy Kancelarii Prezydenta z MSZ.
Sedno sporu
Minister Radosław Sikorski zadeklarował w niedzielę, że jest skłonny w każdej chwili spotkać się z prezydentem Lechem Kaczyńskim w sprawie nominacji ambasadorskich.
Jednocześnie minister podtrzymał swoje wcześniejsze słowa, że brakuje około sto podpisów prezydenta pod różnego rodzaju dokumentami niezbędnymi dla funkcjonowania polskich ambasad. - Niech fakty mówią same za siebie - powiedział Sikorski odnosząc się do zarzutów prezydenckiego ministra Piotra Kownackiego, który zarzucał szefowi MSZ kłamstwo, że Polsce brakuje stu ambasadorów.
W piątek rano szef MSZ Radosław Sikorski powiedział w TVP1, że nazbierało się trochę niepodpisanych nominacji i postanowień ambasadorskich. - Dochodzimy do 100 podpisów brakujących, z tym że to jest po kilka podpisów na placówkę - mówił minister.
W reakcji na te słowa szef prezydenckiej kancelarii Piotr Kownacki powiedział na piątkowej konferencji prasowej, że na decyzję prezydenta czeka 15 a nie 100 wniosków o powołanie ambasadorów. Jak dodał, ponieważ w wielu przypadkach jeden ambasador powoływany jest do pełnienia misji w więcej niż jednym kraju, to te 15 wniosków dotyczy 28 państw. Kownacki podkreślił, że trzy z tych wniosków przyszły do Kancelarii Prezydenta przedwczoraj i - jak dodał - mówienie, że one za długo czekają, jest bardzo brzydkie.
Z kolei na sobotniej konferencji prasowej Kownacki apelował do Sikorskiego o "elementarną uczciwość i niewprowadzanie w błąd opinii publicznej" w sprawie nominacji ambasadorskich. Dodał też, że szef MSZ obraża prezydenta uwagami w stylu: "apeluję o większą sumienność".
Prezydencki minister podkreślał, że to prezydent zgodnie z konstytucją mianuje i odwołuje ambasadorów. - Mianuje i odwołuje, czyli podejmuje decyzje o mianowaniu i decyzje o odwołaniu. Nie jest to, przepraszam, dodatek do długopisu, który ma automatycznie podpisać każdy wniosek, który zechce się zrodzić w głowie ministra spraw zagranicznych - mówił Kownacki. Podkreślał też, że na podpis prezydenta czeka kilkanaście wniosków pod nominacjami ambasadorskimi, ale tylko czterech ambasadorów oczekuje w kraju na decyzję w prezydenta. - To dotyczy kluczowych zupełnie krajów dla naszej dyplomacji, mianowicie: Urugwaju, Paragwaju, Argentyny - jedna osoba; Egiptu, Sudanu, Erytrei - druga osoba; Niger i Libia - trzecia i OBWE w Wiedniu - czwarta - wyliczał Kownacki.
Jak zaznaczył, w niektórych krajach - w Chinach i Serbii - na miejscu przebywa jeszcze poprzedni ambasador, który nie został odwołany, więc trudno - zdaniem ministra - mówić, że nie w danym państwie nie ma polskiego ambasadora.
Kownacki mówił też, że są ambasadorowie RP, którzy przebywają w jednym kraju, ale mają otrzymać powołanie do innych krajów, gdzie nie mamy swojej ambasady. Jako przykład podał ambasador w Meksyku, która czeka na nominacje do Belize, Gwatemali, Hondurasu, Kostaryki, Salwadoru i Nikaragui. - To są te kluczowe dla pana ministra Sikorskiego kraje - mówił minister.
Lista brakujących podpisów
MSZ oczekuje na podpis prezydenta Lecha Kaczyńskiego pod nominacjami ambasadorów RP do Afganistanu, Argentyny, przy ONZ i OBWE w Wiedniu, przy Unii Zachodnioeuropejskiej (UZE) w Brukseli, Chinach, Egipcie, Libii, Nowej Zelandii i Serbii. Według danych MSZ, także kilku ambasadorów przebywających już na placówkach czeka na nominację umożliwiającą pełnienie funkcji w innych krajach.
MSZ oczekuje także na decyzję prezydenta o odwołaniu ambasadorów w: Armenii, przy UZE, Chinach, Erytrei, na Filipinach, w Kongo, Luksemburgu, na Łotwie,w Mongolii, Nikaragui, Nowej Zelandii, Paragwaju, Urugwaju, Serbii, Turkmenistanie oraz na Węgrzech.
Przy każdej nominacji ambasadorskiej prezydent podpisuje postanowienie o mianowaniu, akt mianowania oraz listy uwierzytelniające, czyli trzy dokumenty. Przy odwołaniu zaś m.in. postanowienie o odwołaniu i akt odwołania. Stąd - według resortu spraw zagranicznych - brakuje blisko 100 podpisów prezydenta pod różnymi dokumentami niezbędnymi do objęcia bądź zwolnienia przez ambasadora swojej placówki.
MSZ ocenia, że brak prawie stu podpisów Lecha Kaczyńskiego pod aktami mianowania i odwołania ambasadorów, listami odwołującymi i uwierzytelniającymi nie pozwala na uregulowanie relacji Polski z 36 krajami, a za kilka dni już z ponad 40.
Resort zaznacza, że jeśli prezydent nie podpisze tych nominacji, to w najbliższych miesiącach nowi szefowie placówek będą kierowani do nich w randze charge d'affaires, by kierować zespołem i przygotowaniami do polskiej prezydencji w UE w II połowie 2011 roku, choć MSZ ma świadomość ograniczeń takiego rozwiązania.