Policjanci o zdradzie
Jeżeli dowiadujesz się, że wystawił cię twój szef, to co możesz zrobić. Usiąść, rozłożyć ręce i zapłakać - pisze "ŻW". Nikomu już nie zaufasz w tej firmie - tak o aferze starachowickiej mówi policjant zajmujący się operacjami specjalnymi.
17.10.2003 | aktual.: 17.10.2003 06:56
Rozmówcy "ŻW" są zgodni co do jednego - o tym, kto zostaje komendantem, decyduje tylko i wyłącznie polityka.
Czy szef polskiej policji generał Antoni Kowalczyk był ogniwem w aferze starachowickiej? Odpowiedzi na to szukają nie tylko śledczy i posłowie, ale przede wszystkim zwykli policjanci. Bez poznania prawdy planowanie jakichkolwiek tajnych operacji praktycznie nie ma sensu - podkreśla "ŻW".
"Dowiadujesz się, że wystawił cię ktoś, kto ma dbać o twoją dupę. Jesteś maksymalnie wkurzony. Nie tylko naraża twoje życie, ale rozwala wielomiesięczną pracę" - denerwuje się policjant pracujący przy tajnych operacjach.
Zdrada to słowo, które najczęściej pojawia się, kiedy "ŻW" pyta policjantów o starachowicki przeciek z rządu.
"Gdybym był na miejscu tych wystawionych chłopaków, to musiałbym się długo zastanawiać, czy nie rzucić tej roboty w diabły. Po co w takim razie łapać bandytów. Komu zaufać w takim bagnie?" - pyta Tomasz J., policjant jednego z większych oddziałów CBŚ.
Wiadomo, że dwaj oficerowie z kieleckiego CBŚ, którzy przeniknęli do starachowickiego gangu, nie oddali legitymacji. Dalej służą w policji i przygotowują kolejne operacje.
Może właśnie dlatego rozmówcy "ŻW" nie chcą uwierzyć, że szef policji świadomie wziąłby udział w spisku.