PolskaPociąg do złota. Wałbrzych żyje tematem tajemniczego znaleziska

Pociąg do złota. Wałbrzych żyje tematem tajemniczego znaleziska

Pociąg do złota. Wałbrzych żyje tematem tajemniczego znaleziska
Źródło zdjęć: © PAP | Aleksander Koźmiński
28.08.2015 15:35, aktualizacja: 30.08.2015 04:04

Wałbrzych znalazł się w centrum zainteresowania niemal całej Polski, a nawet świata. Wszystko za sprawą "złotego pociągu", który znajduje się gdzieś w granicach miasta. Informacja ta zadziałała jak magnes na niektórych poszukiwaczy, którzy chcą dotrzeć do znaleziska na własną rękę.

W ostatnich dniach media obiegła informacja o inwazji poszukiwaczy skarbów na Wałbrzych. Na środowej konferencji prasowej zastępca prezydenta miasta, Zygmunt Nowaczyk, powiedział, że urząd miasta przyjął formalne zgłoszenie o znalezisku, co oznacza, że „złoty pociąg” znajduje się na terenie samego Wałbrzycha. W ratuszu znana jest podobno dokładna jego lokalizacja, a pozostali – żywić muszą się domysłami.

Pole poszukiwań zawęża się do obszaru nieopodal linii kolejowej Wrocław-Wałbrzych. Konkretnie chodzi o tereny między 61. a 65. jej kilometrem, między stacjami Świebodzice a Wałbrzych-Szczawienko. Tam to właśnie, w specjalnej sztolni, w końcowym okresie drugiej wojny światowej ukryty miał zostać pociąg z kosztownościami.

- W czwartek widziałem, jak dwóch mężczyzn szło z wykrywaczami metalu, ale czy szukali pociągu - tego nie wiem. Co roku, jak przychodzi lato, cieplejsze dni, to przyjeżdżają tu ludzie i poszukują różnych rzeczy, może liczą, że znajdą jakiś skarb, legendarne niemieckie złoto czy coś podobnego – mówi reporterowi WP mieszkaniec Wałbrzycha.

O zwiększonym ruchu poszukiwaczy skarbów w Wałbrzychu w okresie letnim mówi WP również rzecznik prasowy wałbrzyskiego ratusza Arkadiusz Grudzień.

- Od dziesiątek lat tereny Wałbrzycha i okolic są eksplorowane przez różnych, mniej lub bardziej profesjonalnych poszukiwaczy. Wokół tych obszarów przez dekady narosło wiele legend o ukrytych kosztownościach lub innych cennych przedmiotach. Na pewno jednak nie możemy mówić w chwili obecnej o jakiejś „inwazji” poszukiwaczy, choć nie ukrywamy, że w związku ze sprawą „złotego pociągu” obserwujemy zwiększony ruch eksploratorów w naszym regionie – twierdzi Grudzień.

Mieszkańcy miasta mówią nam, że w ostatnich dniach na ulicach obserwują zwiększającą się liczbę samochodów z rejestracjami spoza Wałbrzycha i Dolnego Śląska. Czy jednak jest to jednoznaczne z napływem poszukiwaczy skarbów, rozpalonych wizją „złotego pociągu”? W znacznym stopniu pewnie tak, jednak jaki jest rzeczywisty cel ich poszukiwań?

- Tereny, w pobliżu których może znajdować się pociąg, były eksplorowane już wielokrotnie przez fachowców i poszukiwaczy amatorów. Teraz obserwujemy swoisty „efekt Indiany Jonesa”, gdy ludzie w pogoni za wizją bogactwa, skarbu, w praktyce mylą fikcję z rzeczywistością. Nie jest możliwe dotarcie do „złotego pociągu” za pomocą saperki – jeśli okaże się, że znaleziono sztolnię, w której stoi pociąg, to przy jej otwarciu, wejściu do niej, będzie musiało być obecne wojsko, w szczególności saperzy i specjaliści od broni chemicznej. Zwykły Kowalski musi więc zadać sobie pytanie, czy jest w stanie przechytrzyć niemieckich minerów – tłumaczy Marcin M. Drews, redaktor naczelny kanału „Łowcy Przygód”.

O niebezpieczeństwach związanych z poszukiwaniami „na własną rękę” ostrzegał również wczoraj w specjalnym oświadczeniu Piotr Żuchowski, Generalny Konserwator Zabytków.

Znalezienie "złotego pociągu" w pewien sposób uprawomocni wiele domysłów o ukrytych na Dolnym Śląsku skarbach. Być może część przybyłych do Wałbrzycha eksploratorów ma na celu ich zlokalizowanie. Tego rodzaju niepotwierdzonych informacji i legend o schowanych pod dolnośląską ziemią bogactwach jest mnóstwo. Marcin M. Drews mówi, że większość skarbów trafić mogła na Dolny Śląsk w końcowym okresie drugiej wojny światowej.

- Była to sytuacja, gdy Amerykanie na Zachodzie byli już na terenie Niemiec, a na Wiśle stali Sowieci. Wówczas Niemcy zdecydowali się ukryć na Dolnym Śląsku precjoza – biżuterię, dzieła sztuki, szlachetne kamienie, należące wcześniej do Polaków oraz Żydów. Dużą część wywieźli Sowieci, jednak nie mogli też zabrać wszystkiego, gdyż wielu kryjówek po prostu nie odnaleziono – mniema redaktor „Łowców Przygód”.

Arkadiusz Grudzień z wałbrzyskiego ratusza podkreśla jednak, że do wszelkich prac i badań poszukiwawczych konieczna jest zgoda zarządcy terenu, na którym są one prowadzone. W przypadku braku takiej – proceder staje się nielegalny.

- Jak dotąd nie otrzymaliśmy żadnych zgłoszeń o nielegalnych poszukiwaniach na terenie Wałbrzycha. W związku z całą sprawą nie przewidujemy wzmożenia patroli policyjnych – mówi w rozmowie z WP nadkom. Magdalena Korościk z Komendy Miejskiej Policji w Wałbrzychu. Kazimierz Nowak, komendant wałbrzyskiej Straży Miejskiej, stwierdza, że takie zgłoszenia do SM również nie trafiły, a sprawa „inwazji” eksploratorów na Wałbrzych nie ma potwierdzenia w rzeczywistości i z niczym takim funkcjonariusze w ostatnich dniach się nie spotkali.

Bez względu na to, co znajduje się w rzeczonym pociągu, miasto zyskało już bardzo duży rozgłos. O odnalezieniu nazistowskiego składu masa informacji pojawiała się w mediach polskich oraz zagranicznych.

- Notujemy bardzo duży ruch turystyczny na zamku, wyższy niż w analogicznych okresach w latach poprzednich. Choć nie zauważyliśmy w okolicach Książa w ostatnim czasie poszukiwaczy, to nasi goście często pytają przewodników o sprawę pociągu i słynnego "złota Wrocławia" - mówi w rozmowie z WP Magdalena Woch, specjalista ds. turystyki i kultury Zamku Książ.

- Nigdy tyle osób tak się interesowało Wałbrzychem. Mogę powiedzieć, że korzystamy z tego jako miasto, mieszkańcy i lokalna społeczność, a zobaczymy, co z tego wyniknie. Ja wielokrotnie powtarzałem, że jestem bardzo sceptycznie nastawiony do rezultatu – mówił prezydent Wałbrzycha, Roman Szełemej.

Niewątpliwie, Wałbrzych zyskałby gigantyczną atrakcję turystyczną, mogącą przyciągać rzesze gości. Mieszkańcy nie kryją zadowolenia z zainteresowania Wałbrzychem na świecie, jednak w ich opiniach pojawia się nuta sceptycyzmu.

- Wiadomo, że gdyby w pociągu rzeczywiście znajdowało się pełno kosztowności, zyskalibyśmy atrakcję jakich mało. Jednak z drugiej strony, przyjechałyby tu pewnie tysiące poszukiwaczy i zaczęliby oni kawałek po kawałku rozkopywać nam Wałbrzych. Chociaż może przez to przestanie się miasto kojarzyć z biedaszybami, a zacznie ze skarbami? – zastanawia się mieszkaniec Szczawienka w rozmowie z reporterem WP.

W piątek, podczas konferencji prasowej, Generalny Konserwator Zabytków powiedział, że "złoty pociąg" w Wałbrzychu istnieje na 99 proc. Potwierdzać mają to zdjęcia georadarowe.

Byłeś świadkiem lub uczestnikiem zdarzenia? .

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (383)
Zobacz także