Pikieta ambasady Białorusi
Liderzy LPR i grupa Młodzieży
Wszechpolskiej wieczorem rozpoczęli pikietę pod ambasadą
Białorusi w Warszawie. Zamierzają tam pozostać dopóki władze
białoruskie nie wypuszczą zatrzymanych działaczy Związku Polaków
na Białorusi, w tym jego przewodniczącej Andżeliki Borys.
To wielki dzień hańby dla reżimu Łukaszenki: zatrzymano ludzi, którzy chcieli mieć prawo do wolności słowa, do wolności zgromadzeń, do miłowania ojczyzny - powiedział lider Ligi Roman Giertych. Ale przyszedł dzień, aby powiedzieć "nie", aby powiedzieć: dość, koniec! - oświadczył.
Wydarzenia na Białorusi są dramatyczne, skandaliczne i wołają o pomstę do nieba - podkreślił eurodeputowany Ligi Wojciech Wierzejski. Małemu dyktatorowi - jak nazwał prezydenta Aleksandra Łukaszenkę - wydaje się, że może w sercu Europy prześladować Polaków. Ale świat i Polska mu na to nie pozwolą - zapowiedział.
Przed ambasadą młodzież rozbiła namiot i zamierza kontynuować protest do momentu uwolnienia aresztowanych działaczy Związku Polaków na Białorusi.
Protestujących, których jest ok. 30 trzymają w rękach polskie flagi, skandują m.in.: "Ambasada nienawiści", "Precz z reżimem Łukaszenki", "Uwolnijcie Andżelikę". Wzdłuż muru pod ambasadą ustawiono rząd świec.
W środę o godzinie 21 czasu polskiego pod siedzibę Związku Polaków na Białorusi (ZPB) w Grodnie podjechało kilka milicyjnych samochodów terenowych. Funkcjonariusze milicji, w większości po cywilnemu, wtargnęli do budynku. Zaraz za nimi do ZPB wszedł prezes tzw. starego kierownictwa Związku, Tadeusz Kruczkowski.
Z budynku wyprowadzono siłą kilkanaście osób znajdujących się w siedzibie Związku, w tym Andżelikę Borys, Andrzeja Pisalnika i Ines Todoryk oraz innych działaczy. Zatrzymani zostali przewiezieni na posterunki milicji w dzielnicy Dziewiatouka i Leninskaja.