Ostatnia droga nad Tamizą
Społeczność polska w Londynie potrzebuje tradycyjnego pochówku, średnio kilka razy w tygodniu. Dlatego firmy pogrzebowe zatrudniają Polaków i szykują specjalne oferty dla polskiego klienta.
Polak to wyjątkowo dobry klient. Pieniędzy nie żałuje, rachunek płaci w terminie i bez utyskiwania. No i ma gest - choć zarabia średnio cztery razy mniej od Brytyjczyka, często nie liczy się z kosztami. Podczas gdy Brytyjczyk wyda na trumnę drewnopodobną 200 funtów, Polak lekką ręką zapłaci 700. Popularny wśród polskich klientów jest model "królewski" (z dostojnymi metalowymi okuciami), a od niedawna także rzeźbiona "Ostatnia Wieczerza". Klient często życzy sobie też, żeby trumna była "made in Poland".
To dlatego, że Polacy wciąż jeszcze preferują pochówek na cmentarzu, podczas gdy u nas najpopularniejsza jest kremacja - mówi Steve Thomas z Haven Funerals w zachodnim Londynie. Jego firma ma specjalną ofertę dla Polaków. Walczy na tym rynku z W.S. Bond, oddziałem dużego koncernu Dignity Funerals.
Usług pogrzebowych potrzebuje oczywiście zarówno stara emigracja, jak i młoda, "unijna". Zdarzają się tacy, którym nie spełnił się "British dream" i popełniają samobójstwa - mówi Jerzy Kołorz z Haven Funerals, mężczyzna w średnim wieku, który nigdy nie mieszkał w Polsce, ale mówi poprawnie niczym profesor Jan Miodek. Syn emigrantów, pracował na stanowiskach menedżerskich w brytyjskich firmach. W Haven Funerals zatrudniony jest od pół roku, ale nie na pełny etat - jest doradcą, dba o swojską (dla Polaków) atmosferę pogrzebu.
W Wielkiej Brytanii firmy pogrzebowe zapewniają polskim zmarłym pełny serwis (po polsku), łącznie ze zorganizowaniem księdza. Rodzina ma jedynie dostarczyć akt zgonu, podpisać umowę i zapłacić w ciągu tygodnia po zrealizowaniu usługi, średnio 2,5 tysiąca funtów (około 15 tysięcy złotych).
Czym różni się polski pogrzeb od typowego angielskiego? Przede wszystkim pogrzeb rozpoczyna mniej lub bardziej uroczysta msza - mówi Kołorz. I tak cały pogrzeb - poważnie i wzniośle (bo tacy Anglicy potrafią na pogrzebie opowiadać sobie dowcipy).
Jego firma współpracuje z parafią polską na Ealingu. Nigdy nie robimy problemów z pochówkiem, ale wymagamy, aby zaproponowane przez rodzinę zmarłego czytania były z Biblii - mówi ksiądz Tadeusz Dyszomierski, proboszcz parafii na Ealingu. Zdarzało się bowiem, że zamiast słowa Bożego ktoś proponował fragmenty z Szekspira czy Nietzschego i trudno mu było je wyperswadować.
Bywa, że zmarli zostawiają szczegółowe dyspozycje co do pogrzebu. Moda na niezwykłą oprawę pogrzebu zapanowała u nas po śmierci księżnej Diany, a teraz pojawia się wśród Polaków - mówi Steve Thomas z Haven Funerals. Sam pamięta kilka przypadków, gdy nieboszczyk ubrany był w strój piłkarski (nie zna się na piłce, nie wiadomo więc, czy były to barwy klubowe, czy narodowe).
Uroczystościom towarzyszy jak zwykle oprawa muzyczna, choć czasem jest nietypowa. Artur Galla, mistrz ceremonii na pogrzebach Polaków (ubrany w cylinder i frak idzie przed karawanem i podczas całej uroczystości "kieruje ruchem"), pamięta piosenki Mieczysława Fogga czy Czesława Niemena.
Galla to 24-latek z Lublina. W DF zaczynał rok temu od noszenia trumien. Ukończył organizowany przez firmę kurs balsamowania zwłok, co otworzyło mu drogę do awansów - sam zaczął organizować pogrzeby, potem został menedżerem pięciu zakładów pogrzebowych Dignity Funerals. Bezpośrednio pogrzebami już się nie zajmuje, ale robi wyjątek dla Polaków - to na ich pogrzebach od początku do stypy występuje jako mistrz ceremonii.
W menu polskiej stypy nie może zabraknąć kotleta schabowego z ziemniakami i buraczkami - mówi Jerzy Kołorz, którego firma współpracuje ze znajdującą się po sąsiedzku restauracją. Dla restauracji to sąsiedztwo nie jest niczym krępującym, bo angielski dom pogrzebowy w niczym nie przypomina polskiego. Ciepłe światło lamp, pomarańczowo-morelowe tapety, obrazy, odpowiednio dobrana wykładzina, ciemnobrązowe meble z solidnego drewna - nastrój przypomina raczej przytulną kawiarnię.
O tym, jak złudne to wrażenie, decydują detale, chociażby minitrumienka na narożnej komodzie (prawdziwych trumien nie ma nawet na zapleczu), ustawione niczym ramki ze zdjęciami najbliższych próbki kamieniarskie, urny na prochy jak wazony, katalogi trumien, urn, tablic nagrobnych. A także wszystkich innych usług, które oferuje każdy szanujący się zakład pogrzebowy, na przykład konie zamiast limuzyny (dopłata 200 funtów za każdą parę), karawan doczepiony do motocykla czy wypuszczenie gołębicy w kluczowym momencie uroczystości.
Choć jesteśmy w stanie spełnić nawet najbardziej wyszukane zachcianki - mówi Steve Thomas z Haven Funerals. Polacy nie oczekują fajerwerków. Ich podstawowym kryterium przy składaniu zamówienia wciąż jest: "żeby wszystko było, jak należy".
Milena Rachid Chehab