Odstrzelić Macierewicza
Jak dowiedziała się „Gazeta Polska”, nowy układ rządzący poszukuje „haków” na Antoniego Macierewicza aż w Niemczech. We wtorek 19 lutego – w całkowitej tajemnicy – w Hamburgu pojawił się prokurator Jarosław Duś, próbując wymusić obciążające Macierewicza zeznania na Andrzeju Czyżewskim, najważniejszym świadku w sprawie tzw. mafii paliwowej.
26.02.2008 | aktual.: 26.02.2008 10:34
Wszystko wskazuje na to, że po próbie postawienia Macierewicza przed Trybunałem Stanu, „rewelacjach” medialnych o zatrudnianiu w kontrwywiadzie harcerzy czy oskarżeniach o zniszczenie służb specjalnych, politycy PO–LiD–PSL – przy pomocy mediów i prokuratury – chcą przystąpić do ostatecznej rozprawy z likwidatorem WSI.
Decydującym orężem w tej rozgrywce miał być art. 231 kk, dotyczący przekroczenia uprawnień przez funkcjonariusza publicznego (prawo przewiduje za to karę do trzech lat więzienia). Do postawienia Macierewicza przed sądem wystarczyłoby bowiem zeznanie Andrzeja Czyżewskiego, że były wiceminister spotykał się i rozmawiał z nim prywatnie w trakcie prac komisji ds. Orlenu. Przypomnijmy: Czyżewski był wtedy jednym z głównych świadków przesłuchiwanych przez komisję.
„Co pan wie o Macierewiczu?”
Polscy prokuratorzy interesowali się wydobyciem zeznań od Andrzeja Czyżewskiego już od czerwca 2007 r. Gdy mimo sporych wysiłków nie udało im się wtedy z nim skontaktować – aktywność prokuratury na pewien czas ustała. Dopiero we wrześniu 2007 r. prokurator Duś osobiście pofatygował się do Niemiec, ale Andrzej Czyżewski – który miesiąc wcześniej ledwo wyszedł z zamachu na swoje życie (napiszemy o tym szerzej w następnym numerze) – ku jego zdziwieniu odmówił składania zeznań. Czyżewski miał jednak do tego całkowite prawo, ponieważ jest obywatelem niemieckim.
Prokuratura myślała, że albo mam podwójne obywatelstwo, albo nie znam przepisów i dam się zaskoczyć – mówi Andrzej Czyżewski. – Świadczy to o kompletnym nieprzygotowaniu urzędników lub o pewnym politycznym ukierunkowaniu ich działań. Jednego lub drugiego dowodzi też sekretne przesłuchanie Czyżewskiego z 19 lutego. Prokurator Duś nie poinformował go o szczegółach planowanej rozmowy, w związku z czym przesłuchiwany – nawet gdyby chciał udzielać odpowiedzi – nie mógł właściwie się do nich przygotować.
Po pierwszym pytaniu, które brzmiało: Co pan wie o Macierewiczu oraz o Wassermannie?, Czyżewski zrezygnował z przesłuchania. Prokuratorowi Dusiowi – z minuty na minutę coraz bardziej nerwowemu – odpowiedział, że może zeznawać w sprawie mafii paliwowej, lecz w rozgrywkach personalno-politycznych nie zamierza brać udziału.
Prokurator był zaskoczony, co chwila wychodził i dzwonił, prawdopodobnie do prokuratury w Warszawie – twierdzi Andrzej Czyżewski. – Parę razy próbował nakłonić mnie jeszcze do zeznań, mimo że twierdziłem jasno, że to, co mam ważnego do powiedzenia, jest w materiałach komisji śledczej ds. PKN Orlen.
Wzmożone zainteresowanie prokuratury Andrzejem Czyżewskim i jego wiedzą na temat Macierewicza i Wassermanna dość łatwo jest połączyć z wywiadem, jakiego ten ostatni udzielił na antenie radia RMF w maju 2007 r. Wassermann – ówczesny koordynator służb specjalnych – wypowiedział się wówczas obraźliwie o Czyżewskim, mimo że jeszcze kilkanaście miesięcy wcześniej publicznie chwalił jego wiarygodność.
Według Andrzeja Czyżewskiego – był to dla niektórych środowisk wyraźny sygnał, że „haków” na wspomnianych polityków będzie można teraz szukać w Hamburgu. Dlatego też pierwsze poszukiwania przez prokuraturę kontaktu z Czyżewskim rozpoczęły się właśnie już w czerwcu 2007 r. Dziś wiadomo jednak, że nadzieje wiązane z jego obciążającymi zeznaniami okazały się płonne.
Mimo nieprzemyślanych wypowiedzi pana Wassermanna nie zamierzam uczestniczyć w podejrzanych czynnościach prokuratury – wyjaśnia najbardziej wiarygodny świadek komisji ds. Orlenu. – Nie zamierzam też, mimo być może poważnych dla mnie konsekwencji, wziąć udziału w polowaniu na Macierewicza, którego z przyjemnością i szacunkiem wspominam z okresu wspólnej „odsiadki” w iławskim więzieniu w latach 80.
Przygrywka do ostatecznej rozprawy
„Horror w kontrwywiadzie”, „Macierewicz przed Trybunał Stanu”, „Ludzie Macierewicza wynoszą tajne kwity”, „Macierewicz zniszczył kontrwywiad” – to tylko niektóre tytuły prasowe z ostatniego tygodnia. Czy pojawiające się dzień w dzień informacje na temat rzekomo szkodliwej działalności Antoniego Macierewicza to efekt jego faktycznych błędów – czy też skoordynowana z akcją prokuratury nagonka?
Wystarczy przyjrzeć się faktom. W ciągu minionych dwóch miesięcy politycy rządzącej koalicji PO–PSL, postkomunistyczna opozycja w postaci LiD oraz wiele podejrzanych figur powiązanych z WSI (np. szkolony przez GRU gen. Dukaczewski) wspólnie prześcigali się w mniej lub bardziej groteskowych donosach medialnych na nowy kontrwywiad oraz samego Macierewicza. Działacze PO, wraz LiD-em, dowiedli przy tym swej politycznej ignorancji, twierdząc, że postawią byłego wiceministra obrony przed Trybunałem Stanu (nad opracowaniem tego wniosku pracował, jak donosiły media, „specjalny zespół prawników” klubu PO), mimo że według przepisów było to niemożliwe. Nie przedstawiając absolutnie żadnych dowodów – dziennikarze szumnie prezentowali przecieki, mówiące o werbowaniu do służb specjalnych harcerzy, o kradzieży i kopiowaniu tajnych dokumentów oraz o zniszczeniu przez Macierewicza wywiadowczej sieci obronnej.
Przy tej wrzawie niemal bez rozgłosu przeszła informacja, że Bogdan Klich – minister obrony z PO – dowiedział się o rzekomych nieprawidłowościach w SKW (Służba Kontrwywiadu Wojskowego), w tym o kopiowaniu twardych dysków, już 16 listopada 2007 r. Czy to przypadek, że „skandal” mogący mieć konsekwencje międzynarodowe (jak lamentował gen. Dukaczewski) został rozdmuchany dopiero po trzech miesiącach – wraz z plotkami o 17-dniowych kursach oficerskich w SKW i innymi, drobniejszymi przeciekami? Według naszych informatorów chodzi o wytworzenie wokół Macierewicza jak najgorszej atmosfery politycznej – nawet jeśli niczego mu się nie udowodni.
Przecieki kontrolowane
Tzw. fakty medialne to bowiem w założeniach tylko przygrywka do ostatecznej rozprawy. Gwoździem do trumny likwidatora WSI miało być zeznanie Czyżewskiego i wytoczenie Macierewiczowi procesu karnego; w razie niepowodzenia zaś – będzie nim próba pociągnięcia eksministra do odpowiedzialności za domniemany niedowład służb wywiadowczych w Afganistanie. Chodzi tu głównie o raport gen. Marka Tomaszyckiego z jesieni 2007 r., w którym wystawił fatalne recenzje polskim oficerom kontrwywiadu. Treść raportu wyciekła do prasy 13 lutego 2008 r. – trzy tygodnie po tajemniczym przeniesieniu gen. Tomaszyckiego do rezerwy kadrowej (oznaczającym odebranie mu stanowiska i pozostawienie do dyspozycji ministra obrony). Jeszcze wcześniej, 9 stycznia, Bogdan Klich w równie dziwnych okolicznościach wstrzymał awans generała na szefa zarządu szkolenia w Sztabie Generalnym WP, mimo że jeszcze 5 stycznia sam ten awans ogłaszał. Dziś – jak twierdzą nasi informatorzy – gdy raport gen. Tomaszyckiego cudownie „wyciekł”, niewyjaśnione
utrudnienia spotykające generała będą powoli zanikać, a sprawę jego dalszej kariery znowu będzie można uważać za otwartą.
Dlatego to właśnie z kręgów wojskowych oraz okołowojskowych (o które zadbać ma już „towarzystwo” gen. Dukaczewskiego) możemy spodziewać się – zwłaszcza po nieudanym przesłuchaniu Andrzeja Czyżewskiego – kolejnych przecieków na temat katastrofalnego stanu służb, zbudowanych przez Antoniego Macierewicza na gruzach WSI. Grzegorz Wierzchołowski