Niemiecki ekonomista: restrykcje na rynku pracy absurdem
Ograniczanie przez rząd Niemiec dostępu pracowników środkowoeuropejskich do niemieckiego rynku pracy jest wobec braku własnych fachowców "absurdem" - uważa dyrektor Niemieckiego Instytutu Badań Gospodarki (DIW) Klaus Zimmermann.
10.12.2001 | aktual.: 22.06.2002 14:29
Twarde stanowisko niemieckiego rządu w kwestii siedmioletniego okresu przejściowego w dziedzinie przepływu siły roboczej dla kandydatów do Unii Europejskiej jest uwarunkowane politycznie i ulegnie najprawdopodobniej zmianie po wyborach parlamentarnych w Niemczech (wrzesień 2002 r.) - powiedział Zimmermann w poniedziałek w Berlinie. Niemiecki naukowiec przedstawił najnowszą publikacjębońskiego Instytutu Przyszłości Pracy (IZA).
Zdaniem obecnego podczas prezentacji posła Sojuszu 90/Zieloni Cema Oezdemira, podejście Niemiec do problemu napływu środkowoeuropejskich pracowników nabierze po wyborach "nowej dynamiki", która zgodna będzie z oczekiwaniami krajów kandydackich.
Zimmermann zaapelował do polityków o pozyskiwanie pracowników z Europy Środkowej, zamiast zniechęcania ich do przyjazdu do Niemiec. Najtęższe umysły wyjadą do USA i innych krajów, podczas gdy my będziemy debatować na temat długości okresów przejściowych - ostrzegł.
Z raportu IZA wynika, że Niemcy powinny przyjmować rocznie od 700 do 800 tys. cudzoziemców, aby wyrównać brak własnej siły roboczej koniecznej dla prawidłowego rozwoju kraju. Ze względu na równoczesny odpływ z Niemiec rocznie 500 tys. emigrantów, nadwyżka pozostających w kraju wynosiłaby 200-300 tys. osób.
Z danych bońskiego instytutu wynika, że w ciągu najbliższych 20 lat w Niemczech brakować będzie 1,2 mln absolwentów szkół wyższych oraz 4,2 mln wykwalifikowanych robotników i pracowników. Zdaniem naukowców z IZA, na brak personelu narażone są szczególnie zawody związane ze służbą zdrowia (pielęgniarki, położne), informatyką oraz oświatą (przedszkolanki).
Natomiast zapotrzebowanie na niewykwalifikowaną siłę roboczą zmniejszy się. (aka)