Czy obecna ministra zdrowia za mało uczestniczy w przestrzeni publicznej? Jak się okazuje, niektórzy politycy koalicji rządzącej nie pamiętają nawet nazwiska Jolanty Sobierańskiej-Grendy. - Wiem, jak bardzo jest to trudna działka. Byłoby mi bardzo źle, gdybym, nie będąc czynnym uczestnikiem tego, co się dzieje w ministerstwie, pochwalała lub krytykowała jej działania - mówiła dziennikarzom Ewa Kopacz, która w latach 2007-2011 kierowała resortem zdrowia.
Na pytanie, czy ona sama pamięta nazwisko urzędującej od lipca tego roku ministry zdrowia, Kopacz zaczęła kluczyć. - Zaraz sobie przypomnę. Na pewno jest z Wybrzeża, restrukturyzowała szpitale. Ma na imię Jolanta. Ma dwuczłonowe nazwisko. Ale nazwiska nie pamiętam - przyznała.
Zapewniła równocześnie, że nie świadczy to o skuteczności działań Sobierańskiej-Grendy. - Można biegać od radia do telewizji, a można robić świetną robotę, siedząc w ministerstwie - stwierdziła Kopacz.
Kopacz wspomniała również o stanie służby zdrowia, jaki obecny rządzący zastali po ośmiu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości. Szczególną uwagę zwróciła na zadłużenie szpitali powiatowych. Zaapelowała również, aby nie łączyć zamykania porodówek z zadłużeniem. - Mamy niż demograficzny. Są oddziały, gdzie rodzi się jedno, dwoje dzieci tygodniowo. Można ten poród odbyć w sąsiadującym szpitalu - zapewniła.