Mądra głupota
Czy odszkodowanie należy się komuś, kto potknął się na butelce, którą sam przed chwilą rzucił w przyjaciela? Czy odszkodowanie należy się kobiecie potrąconej w sklepie przez własnego rozwydrzonego syna? Czy można przyznać rekompensatę złodziejowi, który kradł kołpaki od kół samochodu sąsiada i nie zauważył, że okradane auto właśnie rusza? Amerykański wymiar sprawiedliwości uznał, że tym osobom należą się odszkodowania. Amber Carson z Filadelfii otrzymała więc 113,5 tys. dolarów za złamaną w restauracji kość ogonową. 780 tys. dolarów odszkodowania przyznano potrąconej przez syna Kathleen Robertson z Austin w Teksasie. Carl Truman z Los Angeles dostał zaś 74 tys. dolarów za złamaną rękę, mimo że kradł kołpaki. Wszystkie te wypadki świadczą o mądrości amerykańskiego systemu prawnego, mimo że pozornie wydają się nagradzaniem głupoty.
Głupie, czyli mądre
Najbardziej wariackie pozwy są wyróżniane Nagrodami Stelli. Nazwa pochodzi od imienia Stelli Liebeck, która w 1994 r. otrzymała odszkodowanie od McDonalda za to, że poparzyła się zbyt gorącą kawą w restauracji tej sieci. Nagrody te są rodzajem zabawy, bo opisują kabaretowy kontekst wydarzeń, które stały się powodem wystąpień o odszkodowania. Sprawa nie jest jednak kabaretowa. "Nic nie jest na tyle głupie, żeby wymiar sprawiedliwości nie mógł uczynić z tego precedensu i zasady prawnej służącej obywatelom" - twierdzi Mel Urbach, amerykański adwokat, który negocjował ze szwajcarskimi bankami zwrot zagrabionych przez nie żydowskich kont. W sprawach wyróżnionych Nagrodami Stelli ustanawia się precedensy, które inaczej mogłyby nie ujrzeć światła dziennego. Nawet jeśli adwokaci wygrywają te procesy dzięki żonglerce kruczkami prawnymi, zyskuje na tym i wymiar sprawiedliwości, i obywatele. Jak mówił "Wprost" zmarły niedawno Marek Nowicki, prezes Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, "w demokratycznym państwie sąd jest
najlepszym miejscem, aby się przekonać, kto ma rację, aby bronić praw jednostki, nawet gdyby powody tej obrony wydawały się na pozór absurdalne". Inna sprawa, że Nagrody Stelli nie biorą pod uwagę całego kontekstu rozpatrywanych historii i uzasadnienia wyroków. Trudno jednak oczekiwać, by coś, co jest rozrywką, zadowalało prawników.
Nagrody Stelli są zabawą wymyśloną przez amerykańskiego satyryka Randy'ego Cassinghama. Nie interesują go precedensy ustanawiane dzięki tzw. wariackim pozwom, lecz ich siła komiczna. Ten zabawowy aspekt Nagród Stelli najbardziej oburza Amerykańskie Stowarzyszenie Prawników Procesowych. Przyznają oni, że sprawy są pozornie zabawne, bo nie przedstawia się całego ich kontekstu. Jako koronny dowód przytaczają historię wspomnianej już Stelli Liebeck. W świat poszła wiadomość, że otrzymała ona 2,9 mln dolarów odszkodowania. Tyle przyznała jej ława przysięgłych, ale sędzia zmniejszył tę sumę do pół miliona dolarów. W rzeczywistości Stella Liebeck otrzymała około 250 tys. dolarów - zawierając ugodę z firmą McDonald. Sąd przyznał odszkodowanie, bo Stella Liebeck po oblaniu się kawą miała oparzenia trzeciego stopnia i spędziła osiem tygodni w szpitalu. Na początku domagała się zresztą tylko 20 tys. dolarów odszkodowania, lecz prawnicy McDonalda ją zignorowali. Poza tym nie był to pierwszy wypadek poparzenia kawą w
restauracjach tej sieci, lecz siedemsetny.
Mądrzy po szkodzie
Nagrody Stelli szybko zaczęły żyć własnym życiem: w Internecie pojawiło się tysiące rzekomo autentycznych historii kandydujących do tego wyróżnienia. Nagrody otrzymują jednak tylko wypadki udokumentowane i sprawdzone przez Randy'ego Cassinghama. W tym roku zwyciężyła sprawa Merva Grazinskiego z Oklahoma City. Kupił on turystycznego vana, wyjechał nim na autostradę, ustawił tempomatem prędkość, po czym opuścił fotel kierowcy i poszedł do części mieszkalnej zrobić sobie kawę. Van zjechał z autostrady, zderzył się z drzewem i przewrócił. Ława przysięgłych przyznała Grazinskiemu 1,75 mln dolarów odszkodowania. Sędziowie przysięgli uznali, że w instrukcji obsługi nie wyjaśniono, iż tempomat to nie to samo co automatyczny pilot - jak stwierdził Grazinski. Nie był to zresztą pierwszy taki wypadek - już wcześniej kilkunastu nabywców vanów z tempomatem sądziło, że samochody te są wyposażone w autopilota. Po wyroku wszyscy producenci turystycznych vanów w USA zmienili instrukcje obsługi.
Pozew zasługujący na nominację do Nagrody Stelli złożył niedawno w sądzie w Lubinie Krzysztof R., były starosta powiatu głogowskiego. Domaga się on odszkodowania od własnej żony. Otóż żona Krzysztofa R. podczas kampanii, w której wybierano prezydenta Głogowa, wysyłała do swojego męża liczne, "denerwujące" SMS-y. Powód uznał, że miało to na celu wyprowadzenie go z równowagi, co zresztą się udało, bo stracił werwę i nie był przekonujący dla wyborców.
Większość spośród tysięcy osób komentujących sprawy wyróżniane Nagrodami Stelli uznaje je za przykład prawnej aberracji. Nie mają oni racji: amerykański system prawny wychodzi z założenia, że najlepsza szkoła prawa to bicie po kieszeni - choćby za brak wyobraźni w sprawach pozornie głupich. Nagrody Stelli mogą sprawić, że mniej będzie spraw wyróżnianych Nagrodami Darwina. Te ostatnie przyznaje się osobom, które w wyjątkowo głupi sposób doprowadziły do własnej śmierci.
Jan Skiwski