Lekarzu, koniec z bazgraniem!
Dolnoślązacy ucierpią, bo ich lekarze wystawiają nieczytelne recepty. Według Sądu Najwyższego te nie powinny być refundowane przez NFZ.
Nieraz zdarzało mi się wracać z apteki z kwitkiem, bo farmaceutka nie mogła odczytać recepty - mówi Hanna Kamińska z Wałbrzycha. To starsza, schorowana osoba. Kilka razy w miesiącu wykupuje leki.
Nieczytelnie wypisane recepty to prawdziwa plaga. Bazgroły wypisywane przez lekarzy mogą odczytać zazwyczaj tylko oni sami i czasami aptekarze. Tylko w dużych miastach recepty są wypisywane elektronicznie, w mniejszych to pojedyncze przypadki. Lekarze tłumaczą bazgrolenie, a aptekarze ponoszą konsekwencje tej sytuacji. Mają bowiem problemy z odzyskiwaniem od Narodowego Funduszu Zdrowia pieniędzy za leki refundowane.
Teraz będzie to jeszcze trudniejsze, bo 14 października Sąd Najwyższy wydał wyrok, w myśl którego nieczytelne recepty są nieprawidłowe i dlatego nie można ich refundować. - Wyrok sądu jest niesamowity. Przecież lekarze tak piszą, że ponad 90 procent jest nieczytelnych - mówi Stanisław Piechula, prezes Śląskiej Izby Aptekarskiej. Izba, której prezesuje, zainicjowała akcję wypisywania przez klientów aptek specjalnych ulotek-recept, które zostaną przekazane do Ministerstwa Zdrowia. W najbliższych dniach może się ona zacząć także na Dolnym Śląsku. - Czekamy na wynik dzisiejszych rozmów w Ministerstwie - mówił nam wczoraj Piotr Bohater, prezes Dolnośląskiej Izby Aptekarskiej.
Farmaceuci zwrócili się do Ministerstwa Zdrowia, by wyjaśniło sprawę recept i sprawiło, że lekarze będą je czytelnie wypełniali.
- Chcemy też, by w nowym rozporządzeniu Ministerstwa znalazł się zapis, że apteka ma obowiązek zrealizowania każdej recepty z wyjątkiem sytuacji, kiedy wydanie leków będzie mogło spowodować zagrożenie życia lub zdrowia - wyjaśnia prezes Piechula. Jego zdaniem, taki przepis będzie miał na względzie dobro pacjenta. Bo przecież aptekarz nie wyda leku, jeśli nie będzie miał pewności, że jest on właściwy. Nie wyda go także, jeśli nie będzie przekonany, że otrzyma zwrot pieniędzy.
W tej sytuacji pacjent będzie musiał płacić za lekarstwo 100 procent jego ceny lub wybrać się ponownie do lekarza.
Na szczęście większość aptekarzy z naszego województwa twierdzi, że u nas liczba nieczytelnych recept, chociaż olbrzymia, nie jest tak duża, jak na Górnym Śląsku. Coraz częściej lekarze, zwłaszcza we Wrocławiu, wypisują je na drukarkach elektronicznych.
- Uważam jednak, że decyzja sądu jest dziwna. Pozostawia margines na interpretację. Ciekawe, kto będzie oceniał, czy recepta jest czytelna, czy też nie - mówi chcący zachować anonimowość właściciel apteki z Wrocławia.
A stawka jest wysoka - chodzi o duże pieniądze. Na Dolnym Śląsku NFZ wydaje na refundację leków ponad pół miliarda złotych rocznie. - Problemy ze zwrotem pieniędzy wynikają nie tylko z niedokładnego wypisania recept przez lekarzy. Często winni są też aptekarze, którzy zapominają na przykład o potwierdzeniu wydania leku - mówi Joanna Mierzwińska, rzeczniczka dolnośląskiego NFZ. Wyjaśnia, że Fundusz kontroluje nie tylko apteki, ale też lekarzy, którzy muszą mieć świadomość, że recepty powinni wypisywać starannie, bo robią to nie tylko dla siebie i aptek, ale także dla kilku instytucji kontrolujących i pacjenta.
Mirosław Lubiński, internista z Wałbrzycha
Wielu lekarzy zdaje sobie sprawę, że pisze niewyraźnie. Choć naprawdę każdy z nas się stara, by wypełniać recepty jak najbardziej czytelnie. Duży wpływ mają pośpiech i, niestety, biurokracja. Czasem wypełnienie dokumentów zabiera więcej czasu niż badanie pacjenta. Sam staram się pisać wyraźnie, ale mimo to średnio raz w miesiącu przychodzi do mnie aptekarz z plikiem recept, które były nieczytelne. To oczywiście również nasza wina. Lekarze nie są idealni. Jeden pisze wyraźnie, drugi nie. Ale na pewno nikt nie robi tego złośliwie.