PolskaKsiądz bił i poniżał

Ksiądz bił i poniżał

(RadioZet)
Rozpoczął się proces księdza oskarżonego o znęcanie się nad dziećmi w trakcie lekcji religii. Według prokuratury, Franciszek W. bił uczniów "zerówki" laską i ręką, poniżał je
i stosował inne niedozwolone kary. Miało do tego dojść w roku
szkolnym 2001/2002 w szkole w Pielgrzymce na Dolnym Śląsku.

04.02.2003 15:29

"Przypadki takie odnotowano w stosunku do co najmniej siedmiorga małych wychowanków. Dzieci zeznały, że ksiądz bił je, ciągnął za uszy, polecał dzieciom zdejmować odzież, w tym bieliznę ich kolegom, ciągnął leżące dziecko po dywanie" - powiedział prokurator.

"Według dzieci, plastikowa, półmetrowa laska gimnastyczna, którą ksiądz nazywał pomocniczym kijkiem, służyła do bicia ich. Jeden z przedszkolaków został uderzony za to, że zabrał głos bez zgłoszenia się, katecheta ciągnął go następnie po dywanie i na koniec uderzył po pośladkach. Dziewczynka opowiadająca o tym, że ksiądz kazał jej ściągnąć bieliznę innemu dziecku, uznała to za zawstydzające i twierdziła, że odwracała głowę, żeby na to nie patrzeć" - uzasadniał akt oskarżenia prokurator.

Biegła psycholog, w obecności której zeznawały pokrzywdzone dzieci, uznała, że ich wyjaśnienia są wiarygodne i mogą stanowić dowód w sprawie.

O znęcaniu się nad dziećmi przez duchownego poinformowali policję rodzice.

"Takie rzeczy działy się wcześniej, ale to mała społeczność, w której proboszcz jest niemal Bogiem i nikt nie odważył mu się przeciwstawić. Ja też nie walczę z nim jako księdzem, ale jako pedagogiem. Rozliczanie go z tego, jakim jest duchownym, nie należy do mnie" – powiedział ojciec jednego z dzieci.

Według niego, ksiądz na razie nie uczy w szkole, bo jest na zwolnieniu lekarskim.

Oskarżony proboszcz jest duchownym od 24 lat. Zarówno w toku śledztwa, jak i przed sądem zdecydowanie zaprzeczył stawianym mu zarzutom.

Tłumaczył, że traktował katechezę, szczególnie dla tak małych dzieci, jako lekcję miłości. "Laseczką, która była na wyposażeniu szkoły, pokazywałem dzieciom różne rzeczy. Dla zabawy lekko uderzałem je czasami i zaraz podchodziły inne dzieci, wystawiając dłonie, żeby je też uderzyć i traktując to jak zabawę. To było tylko pozorowanie, żeby ugrzecznić najbardziej żywotne dzieci" - powiedział ksiądz.

"Może czasami złapałem któreś za ucho albo wymierzyłem lekkiego klapsa, ale nigdy żadne dziecko nie płakało i nigdy nie słyszałem od dyrekcji ani rodziców żadnych skarg na moje postępowanie podczas lekcji religii" - twierdzi duchowny. Jego zdaniem to rodzice dwójki dzieci "uknuli całą sprawę".

Księdzu grozi od 3 miesięcy do 5 lat więzienia.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)