Newsweek
Algierska inwazja na Kraków
05.08.2002 08:12
Po rozbiciu krakowskich gangów w mieście sieje postrach zorganizowana grupa bandytów z Algierii. Restauratorzy są przerażeni, a policja bezradna.
Kiedy wydawało się, że już wszystko na polskich ulicach widzieliśmy, do narastającej fali przemocy i wojen gangów doszedł jeszcze konflikt arabsko-arabski. Tak naprawdę dotyczy on również rodowitych mieszkańców Krakowa, lokalnego biznesu i policji. Ale ci na razie nie dają sobie rady z plagą bezwzględnych algierskich imigrantów. Walkę podjęli z nimi jedynie imigranci z Palestyny.
Sześciu Arabów wygrażało pięściami, pluło i krzyczało łamaną polszczyzną: To nasze miasto! Dostaniesz kosę, jak się będziesz wtrącał w nasze sprawy!. Pogróżki były skierowane do Witolda Gadowskiego, rzecznika prasowego prezydenta Krakowa. Rzecz rozegrała się miesiąc temu pod magistratem, w centrum miasta. Dzień wcześniej Gadowski wraz z innym urzędnikiem, Stanisławem Piksą, ostrzegł zagranicznego turystę w restauracji Soplicowo przed arabskim kieszonkowcem, który próbował go okraść.
Dwa tygodnie temu dwóch sprawców napaści zostało ujętych w drink barze Konsulat mieszczącym się między placówkami dyplomatycznymi Francji i USA. Dostali dozór policyjny. Obaj są Algierczykami. Mają prawo stałego pobytu w naszym kraju, ale prokuratura prawdopodobnie będzie się starała o wydalenie ich z Polski. Na porządku dziennym stało się już okradanie turystów przez mężczyzn o egzotycznym wyglądzie. I to nie tylko na ulicach - kieszonkowcy kradną na całego w pilnowanych przez ochroniarzy restauracjach. Ci właściciele lokali, którzy próbowali protestować, zostali skutecznie zastraszeni.
_ Rozmawiałem z wieloma krakowskimi restauratorami. Ich zdaniem w ostatnich miesiącach arabscy kieszonkowcy stali się wyjątkowo agresywni_ - mówi Gadowski, prezes Instytutu Bezpieczeństwa Publicznego zajmującego się m.in. zwalczaniem zjawiska ściągania haraczy od restauratorów.
Policjanci przyznają, że nad sprawą pracują, ale efektów na razie nie widać. (an)