Koziński: "Wybory parlamentarne 2019 za dwa tygodnie. Nawet nie widać próby zmiany trendów w sondażach przez opozycję" (Opinia)
Kampania zamienia się w debatę o to, jak ma wyglądać polskie państwo dobrobytu – wszystkie główne partie kręcą się wokół tego tematu. Póki co nikt nie próbuje zmienić tematu narzuconego przez PiS.
Wszystko na to wskazuje, że należy się przyzwyczaić do zwrotu "państwo dobrobytu”. Bez względu na to, jak się zakończą te wybory, będziemy świadkami wprowadzania go w życie. Na ostatniej prostej kampanii trwa licytacja, kto daje gwarancję lepszej realizacji polskiej wersji welfare state.
Efekt wewnętrznych sondaży?
Sobotnia konwencja PiS w Opolu pokazała, że Platforma w tej kampanii zdołała trafić w czułą strunę: służbę zdrowia. Obóz władzy, który już ponad rok temu przyjął ustawę, mówiącą, że nakłady na nią wzrosną do 6 proc. PKB w 2024 r., wydawał się być pewny swego, czuł się gospodarzem tematu. Bo, po pierwsze, Platforma przez osiem lat rządów sukcesów w kwestii naprawy służby zdrowia nie zanotowała. I, po drugie, PiS jako pierwszy zaczął mówić o wyraźnym podniesieniu wydatków na NFZ. Miał prawo czuć się pewnym swego.
Ale zdaje się, że jednak ta pewność okazała się zgubna. Koalicja Obywatelska od kilku tygodni konsekwentnie powtarza swój przekaz dotyczący służby zdrowia, przedstawia pomysły na szybką poprawę sytuacji w niej. Sobotnia "piątka dla zdrowia” zaprezentowana przez ministra zdrowia sugeruje, że PiS zrozumiał, że musi szybko w tej kwestii kontratakować.
Oficjalnie nikt tego nie przyznał, ale wiele wskazuje na to, że taki właśnie wpływ na politykę mają osławione sondaże wewnętrzne, tylko na użytek partii. Pewnie z badań wewnętrznych PiS wyszło, że Polacy doceniają deklaracje Platformy – i obóz władzy uznał, że musi odzyskać w tej kwestii inicjatywę.
Swoje dołożył też Kaczyński, który w sobotę zabierał głos dwukrotnie. Najpierw w Opolu mocno podkreślał, że służby zdrowia nie da się naprawić jednym dotknięciem czarodziejskiej różdżki, że to praca rozłożona na dwie-trzy kadencje. W drugim wystąpieniu, w Zielonej Górze, ostro skrytykował rywali, mówiąc, że noszą garnitury od Armaniego, ale to, że dobrze wyglądają, nie oznacza, że znają się na czymkolwiek. Jeszcze jedna poszlaka utwierdzająca teorię o wpływie wewnętrznych sondaży na decyzje w kampanii.
Szpagat od Kidawy-Błońskiej do Jachiry
Ale jest jeszcze jedna teoria, którą można ułożyć z tych poszlak – i ten trop zasugerował Kaczyński podczas wystąpienia w Zielonej Górze. Od razu na wstępie swego wystąpienia zaczął mówić o "większości konstytucyjnej”. Wprawdzie mówił o niej przez zaprzeczenie, że jest pewnie poza zasięgiem – ale skoro tak jest rzeczywiście, to po co w ogóle ten temat otwierał?
Jest w tym miejscu pewna sfera niedomówienia, raczej intuicji niż twardej oceny sytuacji. Ale przyglądając się tej kampanii widać, że PiS ma na nią pomysł i konsekwentnie go realizuje – podczas gdy opozycja się szarpie, rozciąga się w szpagacie od Małgorzaty Kidawy-Błońskiej do Klaudii Jachiry. Kto wie, czy widząc to Kaczyński nie podjął decyzji o jeszcze dopaleniu kampanii obietnicami zdrowotnymi, bo - widząc słabość rywali - uznał, że można wyszarpać więcej?
Jedno w tej kampanii jest pewne, już wiadomo, że zostanie to z nami na długo, pewnie na lata. Państwo dobrobytu. Odkąd PiS rzucił to hasło, niemal od razu weszło ono do słownika. Tego zwrotu w ten weekend użyła już Lewica – tylko zinterpretowała je na swój sposób. Koalicja Obywatelska jeszcze po niego nie sięga, ale cały wydźwięk wystąpienia sobotniego Kidawy-Błońskiej w Krakowie był ustawiony w tym duchu.
Już dziś widać, że przez najbliższe lata nikt nie zaryzykuje innej doktryny, żadnej niewidzialnej ręki rynku, czy modelu polaryzacyjno-dyfuzyjnego. Z państwem dobrobytu zostaniemy na długo, co najmniej do pierwszego dużego kryzysu.
I najbardziej w tym wszystkim dziwi Koalicja Obywatelska. Na tej partii ciąży największa presja za wynik opozycji – a tymczasem nie widać nawet specjalnych prób odebrania PiS-owi choć kilku procent poparcia. Dwa tygodnie do wyborów, a z jej strony cały czas żadnego ruchu, który by był w stanie choć trochę odwrócić trendy, odmienić losy tych wyborów. A została już ostatnia prosta.
Jeśli w ciągu kilku najbliższych dni nie usłyszymy czegoś naprawdę dużego, jakiegoś poważnego ruchu, to będzie to znaczyło, że Koalicja zaczęła tę kampanię właściwie bez przygotowania, bez żadnego pomysłu. Aż trudno w uwierzyć – ale póki co tak to wygląda.
Agaton Koziński dla WP Opinie