Konferencja ws. porwania
Rutkowski wkracza do akcji
Dramatyczny apel rodziny porwanej Magdy - zdjęcia
Ta sprawa porusza całą Polskę - wciąż nie znaleziono sześciomiesięcznej Magdy z Sosnowca i jej porywacza. W Hotelu Trojak w Mysłowicach odbyła się konferencja prasowa, zorganizowana przez detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Na konferencji byli: Katarzyna Waśniewska - matka porwanej, Bartek Waśniewski - ojciec. Beata Cieślik, babcia Magdy, apelowała do porywacza: "oddaj nam dziecko, a nie będzie żadnej kary!". - Nagroda - 30 tys. będzie twoja - dodał detektyw Krzysztof Rutkowski. Na razie nie ma przełomu w sprawie.
"Nie sądziłam, że chodziło o Madziulkę, myślałam, że chodziło o mnie"
Matka Magdy myślała, że to ona, a nie dziecko, może paść ofiarą tajemniczego mężczyzny, który ją śledził. Dziewczynka zniknęła we wtorek wieczorem w Sosnowcu, przy ul. Legionów. Według relacji matki, dziecko zostało porwane z wózka. Oto rysopis dziecka: wzrost ok. 60-70 cm, oczy koloru ciemnozielonego (oliwkowe), widoczny jest wyrzynający się ząb - dolna jedynka. Dziewczynka ma włosy bardzo krótkie - niemowlęce - koloru ciemnobrązowego, wytarte z tyłu głowy. Dziecko ubrane było w różową czapkę z białym trójkątem z przodu, dwuczęściowy pluszowy komplet w kolorze beżowym, zapinany na zamek oraz spodnie w tym samym kolorze i białe rękawiczki. Wraz z dzieckiem zniknął kocyk koloru różowego w różnokolorowe misie.
Rutkowski przedstawia jeszcze raz rysopis sprawcy
Opis sprawcy porwania sześciomiesięcznej Magdy: wzrost około 180 cm. bardzo szczupła sylwetka, wyprostowana, charakterystyczne bardzo szczupłe nogi, twarz raczej pociągła z romboidalnym kształtem dolnej szczęki, ubrany w kurtkę puchową z kapturem w kolorze beżowym przeszyta w poprzeczne pasy, z których górny był w kolorze ciemnym, prawdopodobnie w ciemnym brązie stwarzająca wrażenie rozbudowanej części ciała, kieszenie wszyte skośnie, miał na sobie spodnie z materiału w ciemnym kolorze, mogły to być ciemnogranatowe lub czarne dżinsy, nie wyklucza się tradycyjnego materiału, obuwie - typu i koloru poszkodowana nie zauważyła, ale można założyć, że było to obuwie sportowe, lub podobne, kaptur opuszczony do linii oczu zasłaniający także część ramion.
Matka porwanej Magdy wciąż ma nadzieję
Wszystkie osoby, które mogą posiadać jakiekolwiek informacje w tej sprawie, proszone są o kontakt z sosnowieckimi policjantami - tel. 32 296 12 55, lub z najbliższą jednostką policji - tel. 997.
Ojciec Magdy, Bartek Waśniewski
Na konferencji zabrał głos też ojciec dziecka. - Od czasu, gdy zajął się sprawą Krzysztof Rutkowski, wszystko się usystematyzowało. Wcześniej nagonka mediów była straszna - mówił. Odniósł się też do zarzutów, że rodzice nie okazują emocji podczas wywiadów. - Nie mamy już siły ich okazywać - tłumaczył.
Dramat matki Madzi
Z ziemi, po uderzeniu, podniósł ją sąsiad. - Ocknęłam się, gdy usłyszałam, że w wózku nie ma dziecka - mówiła pani Katarzyna. Rutkowski tłumaczył na konferencji, że porywaczem może być ktoś, kto stracił swoje dziecko. Nie wyklucza też adopcji kryminalnej. - Być może ktoś zamówił to dziecko - mówił Rutkowski. Jeszcze raz apeluje do porywacza, by oddał dziecko, a nie pójdzie ani na jeden dzień do więzienia i jeszcze dostanie nagrodę.
Krzysztof Rutkowski chce odnaleźć dziecko
- Jakiekolwiek spekulacje, że dziecko mógł porwać biologiczny ojciec Madzi lub podobne, są bzdurą - powiedział detektyw Krzysztof Rutkowski. Podczas konferencji podkreślał, że rodzice Magdy poznali się w kościele, mają swoje zainteresowania, są normalnymi ludźmi.
Matka przedstawia dramatyczną historię porwania
- Nie szłam na spacer. Chciałam zostawić Madziulkę mojej mamię i do niej szłam. W pewnym momencie poczułam się niepewnie. Zatrzymałam wózek i odwróciłam się. Za mną szedł jakiś mężczyzna w kapturze. Zaniepokoiło mnie, że zwolnił kroku, jak na niego spojrzałam. Zmieniłam wtedy trochę drogę, by iść tam gdzie jest więcej ludzi - opowiadała pani Katarzyna. - Potem ten człowiek zniknął mi z oczu i dlatego nie pojechałam krótszą drogą przez park, tylko bardziej ruchliwą. Wolałabym go ciągle widzieć. Kontaktowałam się cały czas z bratem, który miał mi pomóc wnieść wózek do mamy - tłumaczyła pani Katarzyna. - Nie sądziłam, że chodziło o Madziulkę, myślałam, że temu facetowi chodziło o mnie - opowiadała matka. Potem zdecydowała, że pojedzie z wózkiem między blokami, ale tam już było widać blok jej mamy i czuła się bezpiecznie. To właśnie tam doszło do porwania.