Kim Ir Sen - przyjaciel PRL

Do 1989 roku w polskich podręcznikach i w propagandzie obowiązywała stworzona w Korei Północnej wersja przyczyn wojny koreańskiej - to efekt dyplomatycznego zaangażowania Polski w wojnę w Korei. Mimo że Kim Ir Sen przyjmowany był w Polsce z honorami, nie spodobały mu się "rewizjonistyczne prądy", które w jego ocenie pojawiły się w naszym kraju po 1956 roku, dlatego nakazał zabrać z Polski wszystkie z 6 tys. koreańskich dzieci które po wojnie znalazły się w polskich sierocińcach.

Kim Ir Sen odwiedza koreańskie dzieci przebywające w Państwowym Ośrodku Wychowawczym w Świdrze. 1956 r.
Źródło zdjęć: © PAP | Baranowski

Do 1989 roku w polskich podręcznikach i w propagandzie obowiązywała stworzona w Korei Północnej wersja przyczyn wojny koreańskiej - to efekt dyplomatycznego zaangażowania Polski w wojnę w Korei. Mimo że Kim Ir Sen przyjmowany był w Polsce z honorami, nie spodobały mu się "rewizjonistyczne prądy", które w jego ocenie pojawiły się w naszym kraju po 1956 roku. Dlatego nakazał zabrać z Polski wszystkie z 6 tys. koreańskich dzieci, jakie po wojnie znalazły się w polskich sierocińcach.

Pierwsza "gorąca" wojna epoki zimnej wojny, jak nazwano konflikt koreański (25 czerwca 1950 - 27 lipca 1953), Polski w działania zbrojne bezpośrednio nie wciągnęła. Nasz kraj był zbyt wyniszczony niedawną wojną, a ponadto Korea leżała od nas wówczas naprawdę daleko. Chociaż władze w Warszawie szybko, bo już 16 października 1948 r. pozytywnie zareagowały na utworzenie 9 września tego roku Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej (KRL-D) i jej propozycję z 8 października nawiązania stosunków dyplomatycznych, dopiero 7 czerwca 1950 r. podpisano dwustronne porozumienie o wymianie ambasadorów.

Wybuch wojny na Półwyspie sprawił, że do tej wymiany doszło dopiero po jej zakończeniu, w połowie 1953 roku. Przy czym przez kilka lat nasze interesy reprezentowali ambasadorzy we Pekinie (pierwszym akredytowanym także w KRL-D był Juliusz Burgin). Misję w Pjonjangu (zwanym wtedy Phenianem) w sensie fizycznym otworzył dopiero 9 lipca 1958 r. chargé d'affaires Stanisław Dodin.

Wojna koreańska, która nie zaangażowała Polaków bezpośrednio - nie mamy bowiem dokumentów i źródeł, które potwierdzałyby nasze zaangażowanie, poza transportami, które dziś nazwalibyśmy humanitarnymi - przyniosła jednakże wiele konsekwencji, także dla Polski, a na pewno władz PRL. Brutalny konflikt, który przyniósł ze sobą - szacunkowo - ponad 1,5 mln ofiar śmiertelnych i ze względu na bezpośrednie zaangażowanie chińskich "ochotników" (straty wśród nich szacuje się na co najmniej 400 tys. zabitych), przekształcił się w istocie w konflikt amerykańsko - chiński, mimo że głównym rozgrywającym za plecami KRL-D był oczywiście Józef Stalin i ZSRR.

PRL po stronie Kim Ir Sena

Konflikt koreański szybko nabrał też jeszcze jednego, ważnego wymiaru - wojny ideologicznej, w której władze PRL, jak najbardziej, od samego początku brały aktywny udział. To wtedy narodziło się kłamstwo PRL, obowiązujące w istocie do końca jej istnienia, zgodnie z którym, wbrew prawdzie, konflikt wywołali "rewizjoniści i sprzedawczycy z Południa, wspierani przez imperialistów z USA". Taka linia, przy nieco mniej wojowniczej retoryce, obowiązywała w propagandzie i podręcznikach, a nawet w nauce (bodaj pierwsza oficjalnie przełamała tabu Maria Turlejska) aż do 1989 roku, mimo że okres "Solidarności" (1980-81) dał świadectwo odmiennej prawdzie także i pod tym względem.

Konflikt w Korei pogłębił zimnowojenny podział, jak też utrwalił linię demarkacyjną na 38 równoleżniku. Podpisane w lipcu 1953 r. w Panmundżonie porozumienia miały charakter rozejmu, a nie ostatecznych ustaleń pokojowych. I tu właśnie znalazła się furtka dla polskiej aktywności.

Na podstawie Układu Rozejmowego strony postanowiły powołać dwie Komisje - Wojskową Komisję Rozjemczą oraz Komisję Nadzorczą Państw Neutralnych (KNPN). Do pierwszej wprowadzono 10 wysokich rangą oficerów, po pięciu z każdej ze stron. Druga składała się z dyplomatów, ale często też z takich, którzy właśnie po to, by się w niej znaleźć, zdjęli mundury. Do obydwu, na wniosek władz KRL-D, włączono przedstawicieli Polski i Czechosłowacji, podczas gdy interesy drugiej strony pełniły państwa neutralne już nie tylko z nazwy, Szwajcaria i Szwecja. Później dodano do nich, na pewien czas, jeszcze jedną Komisję - Repatriacyjną Państw Neutralnych, gdzie obok przedstawicieli czterech ww. państw zasiedli jeszcze reprezentanci Indii.

W ten sposób Polska, wcześniej niezaangażowana, stała się jednym z dyplomatycznych, bo przecież nie faktycznych, graczy na Półwyspie (największe przedsięwzięcie, to zbudowany w 1955 r. szpital w Hamhung, zwany do dzisiaj "polskim").

O tym, jak dużą wagę przywiązywały władze PRL do nowych misji niech świadczy fakt, że "grupę rekonesansową" wysłano do Pekinu już pod koniec czerwca 1953 roku. Kiedy więc w Panmundżon 27 lipca złożono podpisy, Polacy byli gotowi, a szefujący polskiej pierwszej misji (łącznie 301 osób, w tym 42 delegowane bezpośrednio MON) gen. Mieczysław Wągrowski mógł zasiąść za stołem podczas pierwszego posiedzenia KNPN w dniu 1 sierpnia 1953 roku. Od tej chwili Polska miała więc misję dyplomatyczną (i wojskową), którą władze w Warszawie, na wielu międzynarodowych forach izolowane, od początku traktowały poważnie i z zaangażowaniem.

Ponieważ porozumień pokojowych na Półwyspie Koreańskim nie podpisano do dziś, Komisje - z wyjątkiem Repatriacyjnej - funkcjonowały bez zakłóceń do końca porządku zimnowojennego. Po jego upadku, zawirowania wokół KNPN trwały kilka lat, aż w końcu w 1996 r. nowe władze w Warszawie uznały, że warto obecność w Korei kontynuować. Mimo że misja ograniczyła się z czasem do dwóch osób z każdego państwa, czasem tylko podwajanych, i tak przez kilka minionych dekad sprawiła, że przez jej doświadczenie przeszło ponad tysiąc polskich wojskowych i oficerów, w tym często wysokich rangą (należy do nich obecny szef BBN, gen. Stanisław Koziej).

Uczestnictwo w misjach dyplomatycznych i wojskowych wzmogło zainteresowanie i zaangażowanie władz w Warszawie w kwestię koreańską, rozumianą wówczas dość jednoznacznie jako reprezentowanie interesów "ofiary zachodniego spisku", za jaką uznawano KRL-D.

PRL zbyt rewizjonistyczny na sierot z KRLD

Kim Ir Sen i Wojciech Jaruzelski

Kim Ir Sen i Wojciech Jaruzelski podczas wizyty w Warszawie w 1984 r. (fot. PAP)

W tym kontekście doszło do epizodu bodaj najbardziej spektakularnego, a dziś już zapomnianego. A mianowicie, strona polska postanowiła przyjąć u siebie dzieci ofiar wojny koreańskiej. Pierwsza grupa 200 nastoletnich sierot z KRL-D trafiła do domu dziecka najpierw na Gołotyczyźnie, a potem do Otwocka (Świdra) pod Warszawą już podczas wojny. Największa grupa, aż 1270 dzieci, trafiła do Polski, w tajemnicy przed społeczeństwem, do wsi Płakowice pod Lwówkiem Śląskim po porozumieniach rozejmowych, w 1953 roku. Ocenia się, że do końca 1959 r., kiedy akcję zakończono, w polskich domach dziecka przebywało łącznie ponad 6 tys. dzieci północnokoreańskich. Po przymusowym powrocie, część nich zrobiło potem kariery, czy to w wojsku, czy w dyplomacji. A znajomość języka polskiego sprawiła, że to spośród ich szeregów wyłoniono dyrektora katedry Języka Polskiego na Uniwersytecie w Pjonjangu - Jo Son-mu. Część jednak zniknęła. Słuch o nich zaginął. Może za bardzo przesiąkli przywiezionym z Polski "rewizjonizmem"?

"Wzorcowe", z punktu widzenia Pjonjangu, stosunki z Polską, przyniosły ze sobą w dniach 2-6 lipca 1956 r. wizytę w Warszawie koreańskiego przywódcy Kim Ir Sena. Podczas niej odwiedził on, a jakże, dzieci-sieroty pod Otwockiem, czemu nadano ogromną rangę propagandową. Gdy Kim Ir Sen znalazł się w Polsce po raz drugi 27-29 maja 1984 r. raz jeszcze z rozrzewnieniem wspominał tamten epizod z sierotami. Nie wspomniał za to ani słowem o tym, że wszystkim im bez wyjątku (podobnie jak później studentom) nakazał wrócić do Ojczyzny, obawiając się "rewizjonistycznych prądów", jakie - w jego ocenie - pojawiły się w naszym kraju po burzliwej jesieni 1956 roku.

prof. Bogdan Góralczyk dla Wirtualnej Polski

Wybrane dla Ciebie
Będzie inaczej niż w ostatnich godzinach. Co czeka nas w pogodzie?
Będzie inaczej niż w ostatnich godzinach. Co czeka nas w pogodzie?
Prowokacja Korei Północnej podczas wizyty Hegsetha na granicy
Prowokacja Korei Północnej podczas wizyty Hegsetha na granicy
Próbowali uciec z lubelskiego więzienia. Akcja, jak z filmu
Próbowali uciec z lubelskiego więzienia. Akcja, jak z filmu
Działo się w nocy. Najważniejsze wydarzenia
Działo się w nocy. Najważniejsze wydarzenia
Ukraiński atak dronowy odciął prąd 16 tysiącom Rosjan
Ukraiński atak dronowy odciął prąd 16 tysiącom Rosjan
Chińskie samochody zaleją polskie drogi
Chińskie samochody zaleją polskie drogi
Zmarła Diane Ladd, była trzykrotnie nominowana do Oscara
Zmarła Diane Ladd, była trzykrotnie nominowana do Oscara
Czy Rosja i Chiny potajemnie testują broń jądrową? CIA potwierdza
Czy Rosja i Chiny potajemnie testują broń jądrową? CIA potwierdza
"Ameryka zwariowała". Marcin Wrona napisał o koszmarze córki
"Ameryka zwariowała". Marcin Wrona napisał o koszmarze córki
Udaremniony zamach terrorystyczny w USA. Zarzuty dla powiązanych z Państwem Islamskim
Udaremniony zamach terrorystyczny w USA. Zarzuty dla powiązanych z Państwem Islamskim
Rumunia pozyskuje holenderskie F-16. Kupili je za 1 euro
Rumunia pozyskuje holenderskie F-16. Kupili je za 1 euro
Białoruś zastrzega gotowość do misji pokojowej w Ukrainie
Białoruś zastrzega gotowość do misji pokojowej w Ukrainie