Karolina Głogowska: Cenne zasoby TVP
Jeśli ktoś sądził, że pokazywanie środkowych palców przed sejmem pogrąży wartkie kariery Lucjana Ołtarzewskiego i Filipa Styczyńskiego, dziś już wiadomo, że był w błędzie. Dwaj reporterzy, którzy zostali kilka tygodni temu zawieszeni, w najbliższy poniedziałek wrócą do pracy w TVP. Taki obrót sprawy jest całkowicie zrozumiały.
Jak ustalił „Presserwis”, Ołtarzewski i Styczyński będą pracować w tvp.info, tę informację potwierdził szef serwisu, Samuel Pereira. Zdziwieni? Jeśli tak, to zupełnie bezpodstawnie i już tłumaczę dlaczego. Po pierwsze, odpowiedzią niech będzie przekornie pytanie Kataryny: „Myśleliście, że TVP łatwo zrezygnuje z takich cennych zasobów?”. Po drugie, czasy, w których od dziennikarza wymagało się wysokiej kultury osobistej odeszły do lamusa razem z wieloma innymi dziennikarskimi przymiotami. Po trzecie, bądźmy szczerzy, ani Krzysztof Ziemiec, ani Danuta Holecka, ani nawet utalentowany aktorsko redaktor Rachoń, sami wózka TVP nie pociągną.
Wiedzą to bardzo dobrze włodarze TVP i dlatego stawiają na młodość. Ach, młodość! Ja to nawet wcześniej tego Styczyńskiego podziwiałam (bo zawsze podziwiam ludzki tupet). Zwłaszcza, gdy podpadł lewicy pamiętną pogonią za Sławomirem Nitrasem. Przypomnijmy, że poseł PO poskarżył się na Facebooku, że został napadnięty przez reprotera TVP, któremu nawtykał od gówniarzy. Oglądając zamieszczone przez polityka nagranie, nie dopatrzyłam się żadnej napaści – ot, zwykła reporterska robota, chłopak chciał uzyskać odpowiedź, miał do tego prawo. Na zadawaniu niewygodnych pytań polega m.in. ta praca. A pan poseł obraził się i nie wiedząc, co odpowiedzieć w sprawie uchodźców, wolał użyć argumentu ad personam. 1:0 dla Styczyńskiego. Co do wspomnianej przez Nitrasa „gównarzerii”, zarówno Styczyński, jak i jego kolega Ołtarzewski, nieraz zostali potraktowani podobnymi epitetami. „Gimbaza” czy „aniołki Kurskiego” to niektóre z uroczych ksywek, którymi określa się ich na Twitterze i w innych mediach.
I gdy już chciałam bronić wieku dziarskich chłopaków, bo przecież trudno, żeby komuś po 40-tce chciało się jeszcze latać po sejmie, nastąpił słynny, nomen omen, „fakap”, i moja wiara w ludzi, zwłaszcza tych występujących publicznie, po raz kolejny z trzaskiem walnęła o ziemię. Bo rozumiem wszystko: że ktoś ma inne od moich poglądy (zakładając uczciwość dziennikarską i ludzką), a nawet to, że ma te poglądy razem ze swoim sumieniem schowane w czterech literach, bo chce po prostu zrobić karierę. Tego, co panowie reporterzy zrobili 20 lipca nie rozumiem. Bo pozowanie na tle demonstracji (przeciwko czemu by nie protestowała) z wystawionym środkowym palcem, mieniąc się jednocześnie dziennikarzem i pokazując się w mediach (zwłaszcza publicznych), to już nawet nie jest poziom rzeczonej gimbazy.
Na pocieszenie, Samuel Pereira zapewnił, że panowie przed powrotem do pracy wyrazili pełną skruchę. Żeby w to uwierzyć, oczekiwałabym jakiegoś bardziej dobitnego dowodu, może być w klimacie młodzieżowym: jakieś selfie z włosiennicą albo lajf ze spowiedzi. Bo na uczciwość i prawdziwą dziennikarską samokrytykę już nie liczę.
Karolina Głogowska dla WP Opinie