Janusz Lewandowski: minister skarbu nie jest z gumy

Monika Olejnik rozmawia z Januszem Lewandowskim - posłem Platformy Obywatelskiej

Obraz
© (RadioZet)
Obraz
© (RadioZet)

Panie Pośle, czy pan coś wie na temat rzekomej albo prawdziwej dymisji ministra skarbu Sławomira Cytryckiego? Znam przecieki, które nie muszą być prawdą. Jednym faktem, który jest bezsporny, jest to, że wczoraj nie odbyło się właśnie w Ministerstwie Skarbu Państwa spotkanie z parlamentarzystami, które miało być pierwszą odsłoną programową nowego ministra - o co zresztą bardzo go prosiliśmy od dłuższego czasu, bo robił uniki. Nie doszło to do skutku, w związku z tym pojawiły się rozmaite plotki, które znamionują jedno - i tego akurat można dociekać z dużą dozą prawdopodobieństwa, że minister nie jest z gumy, to znaczy nie poddaje się zupełnie naciskom, kalkuluje swoje ryzyko osobiste i być może z tego tytułu wynikają napięcia międzyrządowe. Minister chce połączenia PKN Orlen i Rafinerii Gdańskiej. Czy to jest dobry pomysł, ten pomysł nie podoba się niektórym politykom - tym, którzy są związani z Janem Kulczykiem, który ma inny pomysł. Prawdopodobnie jest to jedna z kwestii spornych, w których minister po
rozejrzeniu się w materiale i okolicznościach postanowił nie być uległy wobec lobbingów i nacisków. Wydaje mi się, że istnieje ciągle w Polsce szansa na dwubiegunowy model tego sektora, jeden oparty o Płock, drugi o zmodernizowaną, powiększoną Rafinerię Gdańską. Taka konsolidacja osłaniana hasłem koncernu narodowego jest o tyle fałszywa, że PKN Orlen jest już w dużej mierze przedsięwzięciem prywatnym i byłoby to uszczęśliwianie raczej organizacji prywatnej, a nie publicznej - w dodatku takiej, która później mogłaby być sprzedawana za prowizję komuś, na przykład ze Wschodu. Czyli pomysły ministra Cytryckiego są dobre czy złe? Wydaje mi się, że po rozejrzeniu się w sytuacji i skalkulowaniu tego ryzyka, po pierwsze, postanowił być ostrożny, co charakteryzuje ostatnio wielu ministrów prywatyzacji, a po drugie postanowił nie być uległy wobec nacisków, co rzuca na niego dobre światło, dlatego że wie, iż uległość wobec nacisków tak czy siak byłaby później rozliczana, bo niekoniecznie by prowadziła do racjonalnych
decyzji. A czy dobrym pomysłem jest połączenie PZU i PKO BP - taki pomysł ma podobno prezes PZU Zdzisław Montkiewicz, czy to może być też jedną z przyczyn tych pogłosek o dymisji? W tej chwili jest moda na konsolidację - nie taką, jak w latach przeszłych typu WOG, ale bardzo podobną, czyli sterowaną zza biurka. Nie na takiej zasadzie, że firmy prywatne się łączą - bo to się dzieje na całym świecie, globalizacja wymusza oddolne łączenie, fuzje, konsolidację jest to trend światowy - bo w Polsce jest to zastępowane przez protezę działań zza biurka. Ten czy inny minister chce najpierw konsolidować... Akurat w jednym przypadku, czyli jeśli chodzi o polskie huty stali, to był dobry pomysł, ale to samo jest w polskim cukrze, w przemyśle stoczniowym, chemii. Takim samym modelem, czyli zza biurka, byłoby łączenie PKO i PZU. To mi się generalnie nie podoba, bo najpierw po pierwsze trzeba mieć zdrowe podmioty, żeby z tego wynikła zdrowa całość. Jeżeli się łączy deficytowe kopalnie, to z połączenia wielu chorych
podmiotów wynika szpital, a nie jakaś obiecująca całość. A czy wicepremier, minister finansów może znaleźć przyjaciela w Platformie Obywatelskiej? Zna pan pomysły na pana premiera ratowanie, na naprawę finansów Polski? Część jest to program, który z wielkim opóźnieniem... Bo został zmarnowany rok 2003, który powinien przygotowywać polskie finanse do udanego debiutu w Unii Europejskiej. Tak więc rok 2003 został zmarnowany i teraz trzeba na gwałt coś zrobić, żeby mieć ten udany debiut, czyli płynność budżetu - zważywszy, że pojawią się nowe wydatki sztywne na różne nasze składki, na przykład na dopłaty dla rolników. Dobrze, ale czy Platforma Obywatelska jest za tymi pomysłami, czy nie. W pewnej części, która się nazywa „oszczędności” - z wyjątkiem takich prowokujących oszczędności, jak na przykład kosztem Instytutu Pamięci Narodowej - będziemy starali się je wspierać. Jest też jednak druga część, która jest zupełnie... Jest jeszcze likwidacja pełnomocnika do spraw kobiet, jest jeszcze likwidacja Senatu w
przyszłości. Wszystko to, co jest sensowną, a nie rewolucyjną oszczędnością, nie prowokującą jakiś sporów politycznych, ale konsolidującą budżet, te wszystkie specagencje, fundusze, to jest spóźniona racjonalizacja finansów publicznych. Ale oprócz tego, co jest po prostu mętne, wyklarowaną częścią tego programu jest coś, co jest zupełnym kuriozum obecnie w skali światowej, czyli niesłychany wzrost obciążeń dla, powiedzmy, klasy średniej. Dzieje się czasami w świecie podnoszenie podatków, ale to są odosobnione przypadki Niemiec czy Czech, które doświadczyły wielkiej powodzi i muszą znaleźć pokrycie finansowe. Generalnie świat obniża podatki, natomiast sedno podatkowej części programu Kołodki, który jakby nie zauważył, że nie tylko trzeba się przygotować do Unii Europejskiej... Podwyższa nam podatki. ...ale trzeba też ożywić gospodarkę. Finanse publiczne muszą być uzdrawiane dla dwóch potrzeb: przygotowania do debiutu unijnego, ale też ożywienia gospodarki i zdolności tworzenia miejsc pracy. Dobrze, czyli
Platforma Obywatelska mówi nie. W tej części jest to przeciwskuteczne, to jest jakby sygnał dla ludzi bardziej zaradnych, aktywnych, wykształconych: szukajcie swojej szansy za granicą. To całkowicie przeciwskuteczna i niemądra część programu. A szukanie pieniędzy w banku centralnym, czy to jest dobry pomysł wicepremiera Kołodki? To jest druga część, druga odsłona takiego serialu wojennego, który polegał wcześniej na wymuszaniu pewnych cięć stóp procentowych, czy na wojence, bo w zeszłym roku była prowadzona taka zastępcza wojna, z bankiem centralnym. W tej chwili jest nowa faza tej formy, mianowicie wyszukanie dla pokrycia dziury budżetowej pieniędzy w tej rezerwie rewaluacyjnej, która jest zapisem księgowym, wahliwym przepisem księgowym, wynikającym z różnic kursowych. Czyli trzeba byłoby dodrukować pieniądze. W gruncie rzeczy to by było dodrukowanie pieniędzy, ale trzeba by mieć zgodę Narodowego Banku Polskiego. Znowu sięgamy po Inflanty. Po zmarnowanym roku 2003 ratunkiem dla budżetu znowu ma być
Balcerowicz i jest to rodzaj takiej ofensywy raczej politycznej, znowu wskazywanie winnego, który nam nie uratuje budżetu, chociaż jest to kompletna nieprawda, zamiast środków zaradczych. Mętny program oszczędności plus bardzo wyrazisty program podwyżek podatkowych, plus sięgnięcie w kierunku Balcerowicza – raczej, żeby wywołać wojnę i wskazać winnego, niż żeby osiągnąć realne zasilenie budżetu. A co pan sądzi o wojnie na górze, wojnie między prezydentem a premierem? Tegośmy się w takim nasileniu nie spodziewali, jakkolwiek zdaniem Platformy, rząd Millera nie tylko przestał być dobrym przewodnikiem do Unii Europejskiej, znaczy wiarygodnym przewodnikiem do Unii Europejskiej, ale przestało istnieć coś takiego, jak centrum decyzyjne, rządowe. Ono się rozproszyło, ono jest nie tylko niezdolne robić jakieś sensowne reformy, ale również sensownie zarządzać krajem, spina się wobec okoliczności międzynarodowych, kryzysowych jak Irak, i tak dalej, bo to są wymogi zewnętrzne. Dlatego, aby ocalić szansę europejską, nie
destabilizować kraju, najlepsze by było przywołanie jednak prezydenta na arenę publiczną - co też uczynił, tylko w dość osobliwej formie - aby on był siłą napędową wytworzenia bardziej wiarygodnego gabinetu. Dobrze, ale prezydent nie może być premierem, bo taką mamy konstytucję. Tylko może nadawać pewne sygnały. Ale dał sygnał premierowi, a premier mówi: nie. No więc premier idzie w zaparte, tak jakby chciał doczekać do tego referendum i mając za sobą - mam nadzieję - zwycięskie referendum, zwycięskie dla Polski, odbudować kawałek swojej wiarygodności politycznej. Ale będąc przewodnikiem w najbliższych miesiącach do Unii ryzykuje to, że Polacy niezadowoleni ze stylu rządzenia, tak jak to się już raz zdarzyło w Irlandii, raczej będą głosowali przeciw rządzącym, czyli na „nie”. I to nie dlatego, że nie chcą Unii Europejskiej, tylko dlatego, że im się rząd nie podoba. Tak więc podejmuje ryzyko upartyjnienia, urządowienia tej drogi do Unii Europejskiej. Czyli gdyby ktoś inny był na miejscu premiera Leszka
Millera, to Platforma mogłaby być nie w opozycji, a bardziej w koalicji z takim rządem? Chętnie byśmy zawierali takie kompromisy, które oznaczają, że ocalimy naszą szansę europejską czy będziemy rzeczywiście reformowali finanse publiczne. Tylko nie z tym premierem. Z gabinetem bardziej wiarygodnym i bardziej zdolnym do zarządzania Polską. A zna pan nazwisko osoby, która mogłaby być bardziej wiarygodna z SLD niż Leszek Miller? Nie, nie, nie, proszę nie oczekiwać tutaj od nas giełdy. To powinna być zdolność polityczna obozu rządzącego. Ja byłem też kiedyś „zderzakiem” na początku lat 90. i świadomie szliśmy do rządzenia, wiedząc, że w cztery, pięć miesięcy trzeba wykonać pewną robotę. Na ogół lepiej ona się podobała wtedy niż dzisiejsze dzieło Leszka Millera, więc powinien on uznać, że był takim zderzakiem, że jego misja się nie powiodła, że trzeba z tego samego obozu wykreować - skoro również takie są zachęty pana prezydenta - bardziej wiarygodny gabinet, zdolny lepiej zarządzać Polską i prowadzić do Unii
Europejskiej.

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)