Dzieci-żołnierze
Gdy dzieci zamieniane są w maszyny do zabijania
Dziecko zmienione w maszynę do zabijania
Cierpienie dzieci budzi niezgodę każdego człowieka o wrażliwym sumieniu. Co jednak, gdy niewinni młodzi ludzie zamieniani są w maszyny do zabijania? Nieletni żołnierze, niezwykle brutalni i nieczuli na ból. Cierpią i zadają niewyobrażalne cierpienie. Nawet jeśli przeżyją wojny, w których walczą, nigdy nie wrócą do normalnego życia.
Zdjęcie wykonane w lipcu 2003 roku w stolicy Liberii, Monrowii.
„Okazało się, że zabicie kogoś nie jest takie trudne”
Dzieci trafiają do oddziałów zbrojnych czasem dobrowolnie, a czasem pod przymusem. Nigdy jednak świadome tego, co ich czeka. Często na początku same są maltretowane tak, aby uodpornić się na ból i zapomnieć o rodzinie. Lucien Badjoko, Kongijczyk, który trafił do partyzantki w wieku 12 lat, wspomina, że po przyjeździe do obozu dzieci miały biegać w kole, podczas gdy „instruktorzy” okładali je kijami i pałkami, kopali gdzie popadnie.
Po dwóch dniach takiej zaprawy, gdy „plac zabaw” spłynął krwią i wyniesiono z niego kilka ciał, dowódca powiedział: najsłabsi z was odeszli.
Tak w duszach dzieci zaszczepia się nienawiść, która do końca życia naznaczy ich istnienie.
Gdy przejdą „trening” fizyczny, okażą się wystarczająco przydatne i posłuszne, by służyć w wojsku, dostają broń i same przyjmują nowych rekrutów. Istotny jest moment inicjacji. Dziecko-kandydat na żołnierza ma zabić po raz pierwszy. Często kogoś z własnej rodziny – brata, wuja - czasem bliskiego kolegę. Jeśli odmówi, samo może stracić życie.
Badjoko, który zabił po raz pierwszy w wieku 12 lat, pisał we wspomnieniach: "okazało się, że zabicie kogoś nie jest takie trudne. A nawet powiedziałbym raczej łatwe". Po przejściu tej bramy nigdy nie wrócą już do normalnego życia. Świat dzieciństwa zamyka się za nimi bezpowrotnie.
Obóz UNICEF-u w Sudanie. Zdjęcie wykonano w lipcu 1998 roku.
Zbrodnia przeciwko ludzkości
Szacuje się, że około 300 tysięcy dzieci bierze udział w konfliktach zbrojnych. Dzieckiem, w myśl międzynarodowych postanowień, jest każda osoba poniżej 18. roku życia. Często werbuje się je jednak gdy mają po 10-12 lat. Choć wykorzystywanie nieletnich do prowadzenia działań zbrojnych zostało zaliczone przez Międzynarodowy Trybunał Karny jako zbrodnia przeciwko ludzkości, to dzieci wciąż używane są jako żołnierze na wszystkich kontynentach, zarówno przez armie rządowe, jak i przez grupy rebelianckie.
Dziecko-bojownik z Narodowej Armii Oporu z Ugandy. Zdjęcie wykonano w październiku 1985 roku niedaleko stolicy kraju, Kampali.
Otumanieni obietnicami
Dzieci w wojsku to, jak mogłoby się wydawać, kiepski pomysł. Są słabe, kapryśne i mało odporne. Odpowiednio wyszkolone, znieczulone i oderwane od rodziny szybko stają się dużo bardziej brutalne i wytrwałe od dorosłych. Nie trzeba im też płacić. Wszystko co dostają za swoją walkę to jedzenie, alkohol, narkotyki, kieszonkowe i uśmierzenie własnego bólu.
Łatwiej je też otumanić obietnicami sprawiedliwej i wolnej ojczyzny - jak w Demokratycznej Republice Konga i Liberii, czy królestwa Bożego na ziemi – jak w Ugandzie. Wykorzystywane są również jako szpiedzy. W dżungli trudniej je zauważyć, a w mieście nie rzucają się za nadto w oczy. W Ugandzie, gdzie w oddziałach rebelianckiej Armii Bożego Oporu (lub Armii Oporu Pana) walczy około 20 tysięcy nieletnich, dorośli boją się dzieci. Zwłaszcza po zmroku. Wojciech Jagielski, słynny polski reportażysta, podczas podróży po Ugandzie ostrzegany był przez żołnierzy, żeby nie zatrzymywał się, gdy po drodze w dżungli zobaczy dzieci. Najlepiej, by zawracał od razu.
Zdjęcie wykonano w Demokratycznej Republice Konga.
Afryka – kontynent dzieci-żołnierzy
Najwięcej dzieci-żołnierzy walczy w Afryce. Biorą udział niemal we wszystkich wojnach tego kontynentu. Były wykorzystywane do walki przez wszystkie strony konfliktu w Demokratycznej Republice Konga i Liberii, Rwandzie, Sierra Leone i Ugandzie, również w Sudanie, Czadzie, Somalii czy Algierii. Iracka Al-Kaida szkoliła dzieci do przeprowadzania zamachów na siły koalicji międzynarodowej.
Pewna Algierka mówiła przed kamerami szwajcarskiej telewizji o okrucieństwie dzieci-żołnierzy, które napadły na jej wioskę. Wielu z nich miało mniej niż 17 lat. Niektórzy wyglądali na 12-latków. Ci młodsi ścięli głowę swojej rówieśniczce i grali nią w piłkę.
Somalia, młody rebeliant z Al-Szabab. Zdjęcie wykonano 13 lipca 2009.
Okrutni mali zabójcy
Skąd w dzieciach zdolność do takiego okrucieństwa? Znieczulone przemocą, jakiej doświadczyły, poddane działaniu narkotyków, a także diabolicznej grze kija i marchewki stosowanej przez przełożonych są w stanie zabić z łatwością. Jeśli nie strzelą, nie odrąbią głowy, nie będą brutalne – same zginą z ręki dowódcy. Gdy będą dobrze walczyć, dostaną w zamian uznanie, awans i więcej używek, które pozwalają zapomnieć. – Musiałem być twardy, aby nie zwariować – pisał Badjoko. Ci słabsi nierzadko sami popełniają samobójstwa.
Zdjęcie wykonano w Monrowii w 1996 roku.
Wznoszą i obalają przywódców
Kadogo – tak na dzieci-żołnierzy mówi się w Kongo. Walczyły o wyzwolenie kraju spod dyktatury „króla-lamparta” - Mobutu Sese Seko. Kiedy parada wojsk Sojuszu Sił Demokratycznych na rzecz Wyzwolenia Konga wchodziła do stolicy kraju, ludzie witali ich z radością i niedowierzaniem: przecież to dzieci! Nasze dzieci.
Mieszkańcy stolicy nie wiedzieli wtedy, że kadogo to nie są dzieci, jakie znali do tej pory. Mali żołnierze szybko zaczęli siać strach w stolicy. To oni pomogli dojść do fotela prezydenckiego Laurentowi Kabili. Ten, który je wykorzystał, niebawem jednak tego pożałował. Zginął z ręki jednego z kadogo, swego ledwie 18-letniego ochroniarza.
Zdjęcie z Konga z 2003 roku.
Sfałszowane metryki
W Azji dzieci wykorzystuje wojskowy reżim w Birmie. Siłą wcielane są do armii rządowej, która walczy z rebeliantami ukrywającymi się w dżungli. W ich szeregach przebywa prawdopodobnie ok. 70 tysięcy dzieci-żołnierzy (szacunki Giuseppe Carrisiego). Wcielonym dzieciom często zmienia się wiek w dokumentach. Dzięki temu oficjalnie pobór dzieci do wojska może być tam zakazany.
Zdjęcie wykonano na Filipinach.
Sfałszowane metryki
Dzieci wykorzystywane są w walce w Nepalu (przez maoistów), na Filipinach, w Afganistanie i na Sri Lance. W Ameryce Łacińskiej dzieci walczą do tej pory m.in. w siłach FARC-u (Rewolucyjnych Siłach Zbrojnych Kolumbii). Brały udział w walkach w Gwatemali, Peru i Salwadorze.
Na zdjęciu iracki chłopiec walczący dla szyickich bojówek Muktady al-Sadra.
Nieletnie niewolnice
Wśród dzieci wykorzystywanych w konfliktach zbrojnych znajdują się również dziewczynki. Choć czasem również mają walczyć, to częściej wykorzystywane są jako niewolnice. Mają obsługiwać żołnierzy. Nierzadko są wykorzystywane seksualnie. Są świadkami i ofiarami potwornych zbrodni. Ich nienawiść nie może znaleźć ujścia.
Na zdjęciu z 1996 liberyjski chłopiec.
Utracone dzieciństwo
Jedną z głównych organizacji zajmującą się pomocą dzieciom-żołnierzom jest Koalicja na rzecz Zaprzestania Wykorzystywania Dzieci-żołnierzy. W jej skład wchodzi sześć NGO’sów, które już wcześniej działały na rzecz dzieci biorących udział w wojnach. W strefach konfliktów, jak w Kongo, Ugandzie, Liberii czy Gwatemali działają obozy reedukacji, w których uwolnione z armii dzieci mają wracać do normalnego życia. Pracownicy i wolontariusze robią wszystko, by zwrócić im dzieciństwo lub pokazać, co to znaczy normalnie żyć. Powrót zawsze jest trudny, czasem niemożliwy. Nie pomaga terapia, leczenie.
Zdjęcie młodocianych bojowników z Czadu wykonane w 2006 roku.
Próby powrotu do życia
Część dzieci kończy na ulicy jako żebracy-narkomani, których uwolnić od ciężaru wspomnień może tylko klej czy heroina. Część wraca do armii, do jedynego życia, które znają i które zapewnia im jako taki byt. Innym udaje się w miarę normalnie funkcjonować w społeczeństwie. Kończą szkoły, szukają pracy. Wyjeżdżają z kraju zabójczych wspomnień i skojarzeń. Tak było np. z Kogijczykiem Lucienem Badjoko. Skończył studia prawnicze, napisał książkę i żyje.
Na zdjęciu kongijski chłopiec z nacjonalistycznej milicji Mai Mai. W tych oddziałach zaczynał również walkę Badjoko.
Fotografię wykonano w 2004 roku.
Znamię nienawiści
Wojna pozostawia jednak na dzieciach-żołnierzach niezatarte znamię. Najgorsze nie są bynajmniej blizny. Najgorsze są wspomnienia, które ożywają w czasie snu i na jawie. W zespole stresu pourazowego (PTSD) obraz z wojny potrafi pojawić się w ciągu dnia, jak żywy. Słychać strzały i krzyk. Powracają twarze zabijanych i cierpiących. Wyzwaniem jest by nie nienawidzić – siebie i tych, którzy im to zrobili. Cierpienie pozostanie do końca.
Przy pisaniu korzystałem z następujących książek:"Byłem dzieckiem żołnierzem" Luciena Badjoko, wyd. Muza 2007, "Dzieci-żołnierze. Kalami idzie na wojnę" Giuseppe Carrisiego, wyd. Bratni Zew 2007 oraz "Nocni wędrowcy" Wojciecha Jagielskiego, wyd. W.A.B. 2009.