Chuligan ujawnia: wojna się nie skończyła
30-letni, pochodzący z Apulii na południu Włoch, uczestnik gwałtownych sobotnich starć w Rzymie powiedział dziennikowi "La Repubblica", że wraz z całą grupą przygotowywał się do nich między innymi w Grecji. Przyznał, że byli bardzo dobrze zorganizowani. - Mówię jako ktoś, kto jest na wojnie- oświadczył uczestnik ciężkich starć dodając: "Ona się nie skończyła".
17.10.2011 | aktual.: 17.10.2011 12:04
"Nie ukrywaliśmy się" - powiedział młody Włoch, o którym gazeta napisała, że pochodzi z dobrej rodziny, ma wykształcenie i pracuje dorywczo. W opublikowanej rozmowie podkreślił, że jego grupa zapowiadała, jak będzie wyglądał 15 października w Wiecznym Mieście.
"Wszyscy wiedzieli, co chcemy zrobić. I wiedzieli, że to potrafimy, bo przygotowywaliśmy się od roku" - dodał uczestnik gwałtownych starć, w jakie przekształciła się demonstracja tzw. oburzonych i w których rannych zostało 135 osób, w tym ponad stu policjantów i karabinierów.
Następnie skrajny anarchista ujawnił: "Zrobiliśmy 'master' w Grecji. Przez rok, raz w miesiącu płynęliśmy tam promem z Brindisi".
"Towarzysze z Aten nauczyli nas, że walki uliczne to sztuka, w której wygrywa się dzięki dobrej organizacji. Przed rokiem chcieliśmy tylko wszystko rozwalać. Teraz wiemy, jak to się robi. W Rzymie wygraliśmy, bo mieliśmy plan, byliśmy zorganizowani" - wyjaśnił sprawca zamieszek. Pytany o szczegóły tych przygotowań, wytłumaczył: "Byliśmy podzieleni na dwie falangi. Pierwszych pięciuset uzbroiło się na początku manifestacji i miało za zadanie zniszczenie via Cavour". Warto zauważyć, że to właśnie na tej ulicy w centrum Rzymu podczas pokojowego w intencjach przemarszu pochodu doszło do pierwszych aktów wandalizmu: podpalano samochody, atakowano banki i sklepy.
Następnie zachowujący anonimowość mężczyzna wyjaśnił: "Kolejnych 300 ludzi ochraniało pochód z tyłu, by nie dopuścić do tego, by zostali odizolowani". Według jego słów otrzymali oni rozkaz, by na początku manifestacji nie wyjmować kasków, masek przeciwgazowych, koktajli Mołotowa czy kijów. "Nie chcieliśmy, żeby gliny odkryły, ilu nas jest i chcieliśmy przekonać ich, że zadowoliły nas zniszczenia na via Cavour" - dodał. "Nabrali się" - podkreślił chuligan odnosząc się do tego, że najgwałtowniejsze starcia z policją wybuchły dopiero później, na Lateranie, gdy do walk ulicznych włączyło się także 300 ludzi zamykających pochód.
Ujawnił również, że na placu przed bazyliką świętego Jana na Lateranie jego grupa w przeddzień demonstracji zostawiła samochód dostawczy, w którym - jak stwierdził - "ukryła broń, by zwyciężyć". Poza tym według jego relacji zapas pali i kamieni schowali na pobliskim terenie budowy linii metra.
Anarchista ujawnił szczegóły organizacji jego grupy mówiąc: "Jesteśmy podzieleni na 12- i 15-osobowe baterie, a każda bateria podzielona jest na trzy grupy specjalistów". "Są ci, którzy zapewniają broń zbierając na ulicy kamienie, kije, pręty, donice. Inni używają zgromadzonej broni. I są też specjaliści od ładunków wybuchowych domowej roboty" - zauważył.