Brytyjczyk odpowie za znęcanie się nad końmi
Brytyjski sąd zdecydował o wydaniu Polsce Stephena Jamesa D., który został tu skazany na rok więzienia za bestialskie traktowanie koni. Procedura trwała od 2010 r. - poinformował rzecznik Sądu Okręgowego w Kielcach sędzia Marcin Chałoński.
04.01.2013 | aktual.: 04.01.2013 18:02
Obywatel Wielkiej Brytanii mieszkał w powiecie koneckim w woj. świętokrzyskim. W 2006 roku odebrano mu stado 26 przetrzymywanych na mrozie i głodzonych koni, z których sześć padło z wycieńczenia. Sprawa dwukrotnie była rozpatrywana przez wymiar sprawiedliwości.
Podczas drugiej rozprawy przed Sądem Okręgowym w Kielcach w 2010 r. Stephen James D. tłumaczył, że próbował wyhodować nową rasę koni, odpornych na różne zjawiska atmosferyczne i mogących się samodzielnie wyżywić. Sąd skazał go na 12 miesięcy więzienia. Po ogłoszeniu wyroku mężczyzna natychmiast wyjechał do Wielkiej Brytanii, unikając odbycia kary. Był poszukiwany Europejskim Nakazem Aresztowania, polska policja ustaliła jego adres zamieszkania w 2011 r.
- Przez ostatni rok przed brytyjskimi sądami dwóch instancji toczyły się postępowania w sprawie wydania Stephena Jamesa D. polskiemu wymiarowi sprawiedliwości. Mężczyzna trafił do Aresztu Śledczego Warszawa-Służewiec. W najbliższym czasie powinna zapaść decyzja, gdzie zostanie osadzony - powiedział rzecznik prasowy Sądu Okręgowego w Kielcach sędzia Marcin Chałoński. Dodał, że brytyjskie sądy bardzo rzadko decydują o wydaniu obywateli swojego kraju innym państwom.
Sprawa znęcania się nad zwierzętami, z których część dotknęła śmierć głodowa, była jedną z najgłośniejszych w Polsce w ostatnich latach. Organizacje broniące praw zwierząt zebrały dowody na to, że mężczyzna co najmniej przez sześć lat prowadził podobne "eksperymenty" w innych regionach kraju.
Pełnomocnik wojewody świętokrzyskiego ds. ochrony zwierząt Karina Schwerzler była jedną z osób, które w 2006 r. odbierały Stephenowi Jamesowi D. konie. - Był mróz, zwierzęta przebywały tylko na dworze. Miały same znaleźć sobie pożywienie i wodę, do których nie miały jednak dostępu przez skorupę lodu. Konie były chodzącymi szkieletami, części z nich nie udało się uratować. To była najdramatyczniejsza sprawa, jaką pamiętam ze wszystkich lat pracy w obronie praw zwierząt. Cieszę się, choć trudno użyć takich słów w tej sytuacji, że Brytyjczyk wreszcie odbędzie karę za swoje czyny - powiedziała Schwerzler.