Białoruś: przedwyborcze manipulacje?
Na Białorusi protestują zwolennicy potencjalnych kandydatów na prezydenta, konkurentów Aleksandra Łukaszenki, którzy - zdaniem miejscowej Centralnej Komisji Wyborczej - nie zebrali wystarczającej liczby głosów poparcia.
Według opinii protestujących zebrano więcej niż wymagane 100 tys. podpisów, a listy przekazano do terytorialnych komisji wyborczych, skąd powinny zostać przesłane do centrali. Istnieje, ich zdaniem, prawdopodobieństwo że dokumenty zostały specjalnie "zagubione" i nie przekazano ich do Centralnej Komisji.
Szef grupy inicjatywnej Leanida Synicyna, Uładzimir Sciapanau, powiedział, że złożono 110 tys. podpisów. CKW twierdzi zaś, że na przekazanych listach widnieje ich zaledwie 90 tys. Prawdopodobnie władze chcą nam grać na nerwach - uważa Sciapanau.
Z kolei w sztabie byłego premiera Michaiła Czyhira mówią, że terytorialne komisje wyborcze bezprawnie odmówiły przyjęcia kilku tys. zebranych podpisów.
Sztab ambasadora Białorusi na Łotwie Michaiła Marynicza złożył 110 tys. podpisów. Teraz jego członkowie jeżdżą po terytorialnych komisjach wyborczych i wyjaśniają, gdzie zginęły listy. Tymczasem Centralna Komisja Wyborcza kontynuuje podliczanie i kontrolę złożonych list. Jak powiedział dziennikarzom sekretarz CKW, Nikałaj Łazawik, od północy w piątek - kiedy zakończono przyjmowanie list - sytuacja się nie zmieniła.
100-tysięczny próg pokonało tylko czterech pretendentów - obecny prezydent Aleksander Łukaszenka, przewodniczący pozarządowej organizacji "Regionalna Białoruś" Siamion Domasz, lider Partii Liberalno-Demokratycznej Siarhiej Hajdukiewicz oraz przewodniczący Federacji Związków Zawodowych Uładzimir Hanczaryk, wybrany w sobotę na wspólnego kandydata białoruskiej opozycji. (and)