Wybory prezydenckie we Francji. Kampania umoczonych
Korupcja, przekręty i afery całkowicie zdominowały kampanię wyborczą we Francji. Oskarżenia o malwersacje finansowe dotknęły niemal wszystkich najważniejszych kandydatów, łącznie z prokremlowską nacjonalistką Marine Le Pen. Ale to właśnie ona może skorzystać najbardziej na "brudzie" towarzyszącym kampanii.
08.03.2017 | aktual.: 08.03.2017 16:03
Kiedy były premier Francois Fillon zdobył w grudniu nominację na kandydata Republikanów we francuskich wyborach prezydenckich, wydawało się, że ma otwartą drogę do prezydentury. Dziś jego szanse na wygraną są niewielkie i wydają się zmniejszać z każdym dniem kampanii. Szczególnie, że co chwila pojawiają się kolejne doniesienia uderzające w człowieka, który budował swój wizerunek jako wzoru cnót i uczciwości. Najpierw jego kandydaturę wykoleiła "Penelopegate", czyli oskarżenia o dawanie swojej żonie i swoim córkom fikcyjnych etatów za publiczne pieniądze, za co grozi mu realna groźba postawienia zarzutów. Teraz na jaw wyszła pożyczka od znajomego milionera, Marca Ladreit de Lacharriere'a, której Fillon nie zgłosił w odpowiednim zeznaniu. W efekcie Fillon znajduje się na linach i musi bronić się przed apelami kolegów i sojuszników o ustąpienie miejsca innym kandydatom partii. Ale nawet gdyby doszło do zmiany kandydata, nie musiałoby to oznaczać zmiany na lepsze.
Zastąpienie Fillona wykluczył już jego największy partyjny rywal, Alain Juppe - być może dlatego, że sam został skazany za defraudację publicznych pieniędzy w 2004 roku. Na innym potencjalnym zastępcy, Nicolasie Sarkozym - który we wtorek wprost wezwał Fillona do rezygnacji - wciąż ciążą zarzuty o nielegalne finansowanie swojej poprzedniej kampanii.
Ale problemy z prawem i oskarżenia o korupcję to nie tylko problem francuskich konserwatystów. Swoje kłopoty może mieć liderka wyścigu Marine Le Pen z Frontu Narodowego, która podejrzewana jest o niewłaściwe użycie pieniędzy unijnych i której niedawno odebrany został immunitet.
Z podobnymi oskarżeniami mierzyć się musiał także inny faworyt sondaży, przedstawiciel centrolewicy Emmanuel Macron, wobec którego wysuwano zarzuty używania pieniędzy Ministerstwa Gospodarki (którym kierował) do finansowania własnej partii "En Marche!". Zarzuty wobec Macrona mają najmniejsze oparcie w dowodach, jednak kreujący się na centrowego outsidera kandydat musi mierzyć się też z innymi atakami i plotkami, także tymi suflowanymi przez rosyjskie media. Media te oskarżały go o bycie ukrytym homoseksualistą (jest żonaty ze starszą o ponad 20 lat byłą nauczycielką) oraz marionetką międzynarodowej finansjery.
Korupcja korupcji nierówna
Skandale tej kampanii nie uderzają po równo w reputację i szanse wyborcze wszystkich polityków. O ile dla Fillona afery mogą okazać się śmiertelnym ciosem, to tego samego nie można powiedzieć o Le Pen, której popularność od miesięcy utrzymuje się na podobnym poziomie 25-27 proc. Le Pen przez lata okazywała się na tyle odporna na skandale, że zyskała opinię "teflonowej populistki".
- Natura oskarżeń wobec Le Pen jest inna, bo dotyczy finansowania partii, a nie osobistego wzbogacania się. Poza tym, jej wyborcy traktują ją ulgowo, bo uważają, że tylko ona może postawić się systemowi - powiedział dziennikowi "Guardian" Jean Garrigues, historyk i politolog zajmujący się kampaniami wyborczymi.
Korupcja we francuskiej polityce nie jest niczym nowym: podobne skandale przez lata trapiły byłego prezydenta Jacquesa Chiraca, aż do 2011 roku, kiedy został skazany za defraudację publicznych pieniędzy. Z kolei Jérôme Cahuzac, były minister budżetu w rządzie socjalistów i autor projektu reformy systemu podatkowego, został skazany w 2013 roku za przestępstwa podatkowe. Do tego dochodzą niezliczone przypadki podobnych afer na szczeblu lokalnym, które rzadko kiedy były przeszkodą do zasiadania na urzędach. Efektem jest głębokie rozczarowanie elektoratu i cyniczny stosunek do polityki. Według ubiegłego sondażu instytutu Harris Interactive, aż trzy czwarte Francuzów uważa polityków en masse za ludzi skorumpowanych.
Tymczasem brud obecnej kampanii pomaga przede wszystkim jednej osobie: Marine Le Pen. Jak podkreślają eksperci, największą szansą kandydatki FN na zwycięstwo w drugiej turze (obecnie sondaże przewidują jej wysoką porażkę w starciu z Macronem) jest niska frekwencja. Kolejne skandale tej kampanii tylko w tym pomagają.
- Rosnące uczucie obrzydzenia polityką sprzyja tym, którzy jak Le Pen, otwarcie nienawidzą obecnych polityków. Konsekwencją tego stanu rzeczy będzie nie tylko porażka Fillona, ale przede wszystkim osłabienie frekwencji - mówi WP Martin Michelot, politolog z Instytutu Europeum w Lyonie. - Bieżąca kampania popycha Francję w stronę przepaści. Sprzyja polaryzacji społeczeństwa i tylko potwierdza retorykę Le Pen o uwikłaniu francuskich elit - dodaje.