Wstrząsające wyznanie "agenta Tomka"

"Fakt" i "Gazeta Wyborcza" ujawniając mój wizerunek naraziły na niebezpieczeństwo nie tylko mnie - ale, co gorsze, choćby moich rodziców. Zaślepione przez jeden cel: ośmieszenia mnie i zdyskredytowania CBA, nawet nie prześledziły całej mojej drogi zawodowej. A wcześniej miałem kontakt z groźnymi przestępcami, którzy porachunki wyrównują w bardzo brutalny sposób - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską słynny "agent Tomek", poseł Prawa i Sprawiedliwości Tomasz Kaczmarek.

WP: Na spotkanie zaproponował pan "Szparkę" na pl. Trzech Krzyży. To pana ulubiony lokal?

Tomasz Kaczmarek:Dlaczego pani pyta?

WP: Bo to tutaj według Piotra Krysiaka, autora książki "Agent Tomek. Spowiedź" umawiał się pan z figurantami - Beatą Sawicką, Weroniką Marczuk oraz Janem J.

- Proszę nie wierzyć we wszystko, co w tej książce zostało napisane. To nie wywiad, ale beletrystyka. A lokal jak lokal, mam inne ulubione.

WP: Od listopada pan, najbardziej znany polski agent, zasiada w ławach sejmowych. Jak pan się odnajduje w nowej roli?

- Cieszę się, że mogę służyć ojczyźnie. Wyborcy obdarzyli mnie zaufaniem, dzięki temu będę mógł w sejmie kontynuować walkę z korupcją i łapówkarstwem, którą prowadziłem jako funkcjonariusz Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Myślę, że w nowej roli będę mógł to robić bardziej skutecznie.

WP: Początków w sejmie nie miał pan łatwych. Podczas zaprzysiężenia został pan wybuczany.

- Do zaprzysiężenia podszedłem bardzo poważnie, z pełnym zaangażowaniem. To był podniosły moment zarówno dla mnie jak i dla moich wyborców. Niestety części polityków Platformy obce są zasady dobrego wychowania - buczeniem sami wystawili sobie świadectwo. Rozumiem, że to była frakcja obrońców pani poseł Sawickiej, jej koledzy i przyjaciele. Mam tę satysfakcję, iż do dziś spotykam się z mnóstwem ciepłych reakcji ludzi, którzy życzą mi wytrwałości.

WP:

W sejmie dalej spotyka się pan z wrogością?

- Nie robi ona na mnie wrażenia, nie koncentruję się na niej. Skupiam się na sympatii i wsparciu, których doświadczam - a jest ich bardzo, bardzo dużo.

WP: Z pewnością dogaduje się pan z Mariuszem Kamińskim, pana byłym szefem, który został w nowej kadencji posłem. Poza tym zawiązał pan już jakieś przyjaźnie, znajomości?

- Pan Kamiński niewątpliwie jest dla mnie autorytetem i wyjątkowym profesjonalistą, bardzo cenię też pana Antoniego Macierewicza. Ale nie traktuję sejmu jako miejsca, gdzie kwitnie życie towarzysko-rozrywkowe, tylko gdzie się ciężko pracuje na rzecz naszego państwa.

WP: Tuż po wyborach w PiS doszło do rewolucji. Z partią musiała się pożegnać m.in. dotychczasowa szefowa świętokrzyskiego PiS i pańska promotorka Beata Kempa. Będzie panu brakować jej wsparcia?

- W mojej ocenie słowo rewolucja jest absolutnie nieadekwatne. Kilku polityków poszło swoją drogą. Tylko tyle. Przyznam, że dobrze mi się pracowało z panią Beatą Kempą w kampanii wyborczej, uważam naszą współpracę za wielce owocną. Natomiast nie pochwalam jej decyzji o odejściu z Prawa i Sprawiedliwości. To był błąd.

WP:

To duża strata dla PiS?

- Ostatnie sondaże wskazują, iż odejście tych kilku polityków nie zrobiło negatywnego wrażenia na wyborcach. Przeciwnie. Notowania Prawa i Sprawiedliwości bardzo wzrosły.

WP:

Czym pana skusiło Prawo i Sprawiedliwość?

- Autentycznością. To ugrupowanie, które prowadzi prawdziwą politykę, której celem jest zbudowanie silnej, uczciwej i poważanej na świecie Polski. PiS nie gra PR-owymi trickami. W czasie rządu Jarosława Kaczyńskiego byłem funkcjonariuszem CBA i wiem, że nikt nie wywierał na mnie żadnych nacisków, nie wydawał zleceń politycznych. Celem była walka z korupcją, a nie walka z przeciwnikami politycznymi. Czułem, iż moim przełożonym zależało na uczciwym państwie. Trudno o lepszą rekomendację.

WP:

Wstąpi pan w szeregi PiS?

- Tak.

WP:

Kiedy?

- Niebawem.

WP: Jako agent CBA jeździł pan porsche carrera i cayenne. Teraz, jak ustaliło Radio Zet, nie posiada pan samochodu. Ciężkie jest życie parlamentarzysty?

- Tu kłania się rzetelność dziennikarska. Tak się składa, że akurat sprzedałem samochód i wkrótce odbiorę nowe auto. Poza tym, cóż to za sensacja, iż ktoś nie ma samochodu? Czy to kompromituje? Samochód to tylko rzecz i w najmniejszym stopniu nie świadczy o człowieku. WP: Nie brakuje panu pracy operacyjnej? Emocji, jakich dostarczało życie agenta pod przykryciem?

- Wykonywałem profesjonalnie swoją pracę, sumiennie walczyłem z korupcją i łapówkarstwem, a teraz zamierzam te patologie zwalczać w sejmie. Nie szukam wrażeń. Oczywiście ubolewam, że nie mogę już służyć w CBA.

WP: Dlaczego więc pan odszedł? Zarzuca się panu, że schronił się pan w sejmie, gdzie jest chroniony immunitetem przed ewentualnymi zarzutami karnymi.

- Media wielokrotnie podają nieprawdziwe informacje o rzekomych zarzutach karnych, które mi postawiono. Wysyłałem prośby o sprostowanie - ale bez skutku. Więc wyjaśniam: nie mam postawionych zarzutów karnych, nie jest przeciwko mnie prowadzone nawet postępowanie. Zawsze poruszałem się w granicach prawa. Moje problemy w CBA zaczęły się wraz z odwołaniem Mariusza Kamińskiego. Zdecydowały motywy polityczne, dla nowego szefa stałem się niewygodny. Kilka razy spotkaliśmy się i rozmawialiśmy na temat mojego funkcjonowania w CBA. Nie miałem wątpliwości, że w biurze będą czekały mnie represje za to, iż wziąłem udział w działaniach dotyczących ludzi sfery władzy.

WP: Nowy szef CBA twierdzi, że to panu zależało na jak najszybszym terminie odejścia. Podobno prosił go pan o zwolnienie z dnia na dzień, a następnego dnia występował już w mediach pod prawdziwym nazwiskiem?

- Myślę, iż szkoda czasu na te konfabulacje.

WP: Zdekonspirowały pana media. Ujawnienie tożsamości to chyba najgorsza rzecz, jaka może spotkać "przykrywkowca"?

- "Fakt" i "Gazeta Wyborcza" ujawniając mój wizerunek naraziły na niebezpieczeństwo nie tylko mnie - ale, co gorsze, choćby moich rodziców. Zaślepione przez jeden cel: ośmieszenia mnie i zdyskredytowania CBA, nawet nie prześledziły całej mojej drogi zawodowej. Skupili się wyłącznie na jej skrawku - ostatnich latach mojej działalności przykrywkowej jako funkcjonariusza CBA. A wcześniej miałem kontakt z groźnymi przestępcami, którzy porachunki wyrównują w bardzo brutalny sposób.

WP: Jednak pan też nie zadbał odpowiednio o anonimowość, bywał w miejscach publicznych, na salonach, u boku gwiazd...

- Owszem bywałem, ale na tym polegała moja praca. Moje zdjęcia przekazała prasie jedna z osób wywodząca się z bliskiego środowiska państwa Kwaśniewskich. Odczytuję to jako akt zemsty za moje zgodne z prawem działania. Mam tu na myśli sprawę związaną z domem w Kazimierzu Dolnym.

WP: Zarzuca pan obecnemu szefowi CBA Pawłowi Wojtunikowi, że nie zapewnił panu bezpieczeństwa. Sam jednak nie miał pan oporów przed występami w mediach, braniem udziału w finezyjnych sesjach fotograficznych...

- Proszę nie manipulować faktami. Mój wizerunek został upubliczniony wiele miesięcy przed tym, jak zdecydowałem się samodzielnie bronić swojego dobrego imienia. Zdecydowałem się na ten krok z dwóch powodów. Po pierwsze: nie miałem wątpliwości, że nowe kierownictwo CBA nie zrobi nic, by stanąć w obronie swojego funkcjonariusza. Po drugie: miałem po ludzku dość obrażania mnie, kłamstw na mój temat. Myślę, iż nikt, pani również, nie zaakceptowałby ubliżania i chamskich drwin. Zdecydowałem się porozmawiać z dziennikarzami, by dać odpór całej tej machinie nieprawdy, która przez miesiące mnie atakowała. Pozostaje jeszcze jedno pytanie - czy bezczynnością w mojej sprawie następca Mariusza Kamińskiego nie dał cichego przyzwolenia na upublicznianie wizerunków i danych funkcjonariuszy pod przykryciem? To z perspektywy funkcjonowania polskich służb specjalnych niezwykle poważna sprawa. Świadczy o słabości naszego państwa.

WP: Zdaniem szefa CBA, nietaktem z pana strony było twierdzenie w kampanii wyborczej, że brał udział w realizacji "afery starachowickiej". - Byłem wtedy naczelnikiem wydziału w CBŚ, który uczestniczył w prowadzonej operacji i dokładnie pamiętam, jak było. Opowieści agenta Tomka o jego roli w tej operacji powodują uśmiech wśród policjantów. Co pan na to?

- Każdy funkcjonariusz służb specjalnych wie, ile wysiłku i zdrowia wniósł na rzecz bezpieczeństwa państwa i każdy jest w stanie sam przed sobą, i przed kolegami się z tego rozliczyć. Nie będę komentował tej wypowiedzi. Mam wielu przyjaciół, naprawdę wspaniałych funkcjonariuszy, którzy dopingują mnie i wspierają w moich działaniach. Będę za nimi stał murem, by mogli godnie służyć Polsce, a potem odchodzić na zasłużone emerytury. Nowy szef CBA zapewne czuje swą miałkość w zestawieniu z poprzednikiem - panem Mariuszem Kamińskim - i ma z tym wyraźny problem.

WP:

Bolą pana słowa, że przysporzył pan CBA więcej problemów niż korzyści?

- Nie bolą, nie rozpatruję tego w takich kategoriach. Pan Wojtunik powinien się uderzyć w piersi, bo odkąd przejął stery w CBA, łapówkarstwo i korupcja w Polsce przeżywają renesans. Jeżeli słyszę, że biznesmeni w momencie, kiedy nastąpiła zmiana na stanowisku szefa CBA, powiedzieli: uff, już można, to o czymś to świadczy.

WP: Pan tak mówi, a sprawy, w których pan uczestniczył trudno uznać za sukcesy - pani Weronika Marczuk jest "czysta" i kontynuuje karierę w mediach. Sprawa kupna domu w Kazimierzu okazała się blamażem...

- Bardzo, ale to bardzo chciałbym, żeby opinia publiczna mogła zapoznać się z materiałami, które są efektem mojej pracy w CBA. Ja się tego nie boję, bo wiem, co w nich jest i jak "czyści" są wymienieni przez panią bohaterowie afer. Mam jednak takie przypuszczenie, że największymi przeciwnikami ich ujawnienia będą właśnie ci "niewinni" i "skrzywdzeni" przez Centralne Biuro Antykorupcyjne. Pozostaje pytanie, dlaczego prokuratura wykluczyła część zebranych przez CBA dowodów - jako poseł będę domagał się wyjaśnienia tej sprawy.

WP: Czy z perspektywy czasu nie uważa pan, że CBA zaszkodziło pokazywanie zdjęć i filmów z zatrzymań w mediach?

- Tak mówi dzisiaj pan Wojtunik. Ale za czasów swojej pracy w CBŚ, był jednym z pierwszych do chwalenia się w mediach swoimi sukcesami. Być może teraz nie ma osiągnięć? Myślę, że spektakularnie akcje CBA z czasów Mariusza Kamińskiego słusznie zostały nagłośnione -opinia publiczna miała szansę zapoznać się z działalnością Biura. Jeżeli podczas operacji specjalnych omawiałem nielegalną prywatyzację państwowego przedsiębiorstwa z biznesmenem i on instruował mnie, w jaki sposób mam się wystrzegać CBA i "agentów Tomków", to świadczy o skuteczności Centralnego Biura pod rządami Kamińskiego. Ci, którzy chcieli popełniać takie przestępstwa pięć razy się zastanowili, wiedząc, że CBA jest sprawne.

WP:

Cierpi pan na syndrom gwiazdy lub "debeściaka"?

- Popularność nie jest moim celem. Stałem się rozpoznawalny wbrew swojej woli. Nie emocjonuje mnie to, ani mi nie imponuje. Ale z jednego jestem dumny - z tego, iż spotykam się z ogromną falą życzliwości. Podczas kampanii wyborczej odbyłem około stu spotkań z wyborcami. Byłem wzruszony dużą frekwencją i sympatią, jakiej doznałem. Nie robi na mnie wrażenia jakaś wzmianka w prasie - ale miłe słowo człowieka spotkanego w sklepie, czy na ulicy, to dodaje mi sił. To prawdziwa wartość.

WP: Jak to się stało, że Weronika Marczuk i Beata Sawicka stały się obiektami zainteresowania CBA? Czy wcześniej były wobec nich podejrzenia, że działają niezgodnie z prawem?

- Na ten temat nie mogę się szeroko wypowiadać, ponieważ obowiązuje mnie tajemnica, łamiąc ją musiałbym stanąć w jednym szeregu z panią Sawicką i Marczuk, przyjmując na siebie zarzuty karne. CBA pod rządami Mariusza Kamińskiego nigdy nie polowało na konkretne osoby. Zwalczaliśmy przestępczość korupcyjną i łapówkarską. Jeżeli ktoś tego typu przestępstw się dopuszczał, musiał liczyć się z tym, że prędzej czy później odpowie za swoje niezgodne z prawem postępowanie. Bycie posłem czy uczestnikiem programów rozrywkowych nie daje bezkarności. Prawo powinno być równe wobec wszystkich - marzę o takiej Polsce.

WP:

Pojawiają się głosy, że zdecydował tutaj przypadek.

- Obie panie nie były niewinne, żadnej z nich nie namawiałem do przestępstwa. Wręcz przeciwnie - to od nich dostawałem propozycje korupcyjne. W sprawie pani Sawickiej wciąż trwa proces, a pani Marczuk wcale nie została uniewinniona, oczyszczona z zarzutów, jak próbują to przedstawiać niektóre media, ale postępowanie przeciwko niej zostało umorzone, ponieważ zakwestionowano część dowodów zebranych w sprawie. Bardzo chciałbym, żeby te zakwestionowane przez prokuratorów dowody zostały upublicznione - każdy mógłby wówczas sam ocenić moją pracę i postawę pani Marczuk. WP:
Chodzi o dowody zebrane przez pana. Nie ma pan do nich zastrzeżeń?

- Żadnych. To rzetelny, zebrany zgodnie ze sztuką policyjną i służb specjalnych materiał, który jest dowodem w sprawie. Tak jak wspomniałem, zajmę się tą sprawą jako poseł.

WP: Posłankę Sawicką zatrzymano na kilka dni przed wyborami parlamentarnymi. Same nasuwają się podejrzenia, że zdecydowały motywy polityczne.

- To pytanie do pani Sawickiej, bo nikt nie kazał jej przyjmować łapówek i nikt nie wskazał jej terminu, kiedy ma to robić.

WP:

Czy uwodził pan Weronikę Marczuk i Beatę Sawicką?

- Obie panie przyjęły taką linię obrony, żeby zrobić ze mnie amanta, który robił do nich maślane oczy. W ten sposób manipulują opinią publiczną, a media to chętnie podchwyciły... A przecież w tych sprawach zarzuty karne usłyszeli także mężczyźni - burmistrz Helu czy prezes Wydawnictw Naukowo-Technicznych. Czy oni też ulegli mojemu czarowi? To oczywiście kompletna bzdura - moje słowa potwierdził również były minister sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska pan Andrzej Czuma.

WP: A jednak Sawicka zeznała, że wymieniali państwo pocałunki, że w kilku sytuacjach przekroczona została granica intymności, ona czuła pana podniecenie. Jaka jest prawda?

- Pani Sawicka broni się kłamstwem - tak czyni zresztą znaczna grupa oskarżonych. Jej zachowanie nie jest niczym nadzwyczajnym. Przypomnę jeszcze raz ocenę pana Czumy - trudno posądzać go o sprzyjanie mi: zachowanie funkcjonariuszy CBA wobec Beaty Sawickiej było prawidłowe. I takie były. Proszę nie poddawać się manipulacji kobiety, która nie miała żadnych skrupułów w żądaniu łapówek, miała za nic dobro kraju.

WP: Obie panie opisywały, że szastał pan pieniędzmi, obnosił się z bogactwem. Nie miał pan oporów przed tak hojnym wydawaniem pieniędzy podatników?

- Cały ten blichtr, na którym skupiają się media, dobry samochód, gadżety to są wyłącznie narzędzia do tego, by być skutecznym w swojej pracy, móc wtopić się w środowisko, które się rozpracowuje. Proszę zapytać łapówkarzy, czy nie mają oporów przed robieniem interesów na publicznej własności? Nie wydaje się pani, że to dużo ciekawszy temat. Powtarzam, opowieści pani Sawickiej i Marczuk mieszczą się kategorii "fantazja", a nie "dokument".

WP: Jak oglądał pan płaczącą w sejmie Beatę Sawicką czy roztrzęsioną Weronikę Marczuk w "Teraz My" nie pomyślał pan sobie, że może za daleko się posunął? Nie zrobiło się ich panu po ludzku żal? Chyba przez te miesiące i lata, kiedy je pan rozpracowywał musiał je pan trochę polubić...

- A czy pani nie zrobiło się mnie żal, gdy media wskazały, gdzie mieszkają moi rodzice? Wszyscy muszą być równi wobec prawa - sława, rozpoznawalność nie czynią nikogo bezkarnym. Nie jest mi żal schwytanego na gorącym uczynki bezczelnego złodzieja, nie ubolewam nad schwytanym przez policję handlarzu kobietami i nie ronię łez nad łapówkarzem. Właśnie obchodziliśmy 30. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego - żal mi ludzi, których wówczas komuniści zabili. Jest mi wstyd, iż te zbrodnie nie zostały dotąd osądzone.

WP: Dlaczego więc pozwał pan do sądu legendarną działaczkę "Solidarności" Henrykę Krzywonos za jej wypowiedź, która padła na antenie Radia Kielce. Powiedziała o panu: "Dla mnie jest, przepraszam, ale dnem, które krzywdziło ludzi i nieważne kobiety, mężczyzn czy kogokolwiek, ale skrzywdziło całe rodziny, bo kobieta, która była nieszczęśliwa w małżeństwie, usłyszała na siebie całą masę komplementów i zapomniała się, a on to wykorzystał, rozbił całą rodzinę". Czy nie nazbyt nerwowo reaguje pan na krytykę?

- Obrzucanie innego człowieka obelgami nie jest krytyką, a niekulturalnym zachowaniem - tak mnie przynajmniej nauczono. Domyślam się, iż gdybym teraz zachował się grubiańsko wobec pani, to nie uznałaby tego za krytykę, tylko za chamstwo. I miałaby pani rację. Apeluję zatem o precyzyjne używanie słów. Dla mnie legendą "Solidarności" jest pani Anna Walentynowicz. To prawdziwy, niekwestionowany bohater. Jest mi przykro, iż wolna Polska w tak dalece niewystarczającym stopniu odwdzięczyła się jej za ogromną odwagę.

Co do pani Krzywonos - jej słowa były obraźliwe dla mnie i przykre dla moich bliskich. Były nieudolną próbą zdyskredytowania mnie w oczach wyborców. Ubolewam, iż pani Krzywonos dała się zredukować do takiej roli. To przykre. Mimo wszystko liczę, iż dojdziemy do porozumienia. Czas skończyć z inwektywami w polskiej debacie publicznej. Rozmawiajmy, spierajmy się, ale bez obelg - one nic nie wnoszą. Nie chcę tracić czasu na przesiadywanie w sądach. Zresztą myślę, że gdyby pani Krzywonos zechciała spojrzeć z dystansem na swoje wypowiedzi, sama by się zreflektowała. Myślę, że wkrótce ta sprawa będzie miała swój happy end.

WP: Media ochrzciły pana mianem "pięknego Tomasza", "Jamesa Bonda IV RP". Jaki jest pana stosunek do tego rodzaju określeń?

- Nazywam się Tomasz Kaczmarek. Traktujmy się poważnie i z szacunkiem.

WP:

Czytał pan książkę Weroniki Marczuk "Chcę być jak agent"?

- Nie czytałem i nie zamierzam.

WP: A jednak zapowiada pan, że jeżeli Weronika Marczuk nakręci film o panu na jej podstawie sprawa trafi do sądu. Czego się pan obawia?

- Jest pani tego pewna? Z tego, co słyszałem, takie wieści rozpowszechnia pani Marczuk. Pani Marczuk jest wolnym człowiekiem i może robić filmy, pisać książki - to jej sprawa. Nie może tylko, jak każdy, łamać prawa. Prawo chroni dobre imię każdego i należy o tym pamiętać.

Rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Źródło artykułu: WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Trump udostępnia nieprawdę. Poinformował, że Maduro się poddał
Trump udostępnia nieprawdę. Poinformował, że Maduro się poddał
Napięcia na Morzu Czarnym. Putin straszy "radykalną odpowiedzią"
Napięcia na Morzu Czarnym. Putin straszy "radykalną odpowiedzią"
Burza w sieci. Komentują prezydenckie weto
Burza w sieci. Komentują prezydenckie weto
Nawrocki wetuje ustawę ws. psów. Dosadny komentarz Tuska
Nawrocki wetuje ustawę ws. psów. Dosadny komentarz Tuska
Putin: Europa dąży do zablokowania procesu pokojowego
Putin: Europa dąży do zablokowania procesu pokojowego
Amerykanie z wizytą na Kremlu. Zięć Trumpa spacerował po Placu Czerwonym
Amerykanie z wizytą na Kremlu. Zięć Trumpa spacerował po Placu Czerwonym
Ścigali go od dawna. Pięć listów gończych i magazyn kart SIM
Ścigali go od dawna. Pięć listów gończych i magazyn kart SIM
Projekt Nawrockiego oburzył rolników. "Przeciwko rozwojowi na krzywdzie ludzkiej"
Projekt Nawrockiego oburzył rolników. "Przeciwko rozwojowi na krzywdzie ludzkiej"
Miały być dwa dni i spotkanie z Orbanem, ale nie będzie. Podano plan wizyty
Miały być dwa dni i spotkanie z Orbanem, ale nie będzie. Podano plan wizyty
Sikorski pokazał list do prezydenta. "Bez odpowiedzi"
Sikorski pokazał list do prezydenta. "Bez odpowiedzi"
Odszkodowania dla ofiar napaści Niemiec. Rząd jeszcze nie ma kwoty i "wywiera presję"
Odszkodowania dla ofiar napaści Niemiec. Rząd jeszcze nie ma kwoty i "wywiera presję"
Zniknęła w 1945 roku. Rzeźba z hitlerowskiego obiektu odnaleziona
Zniknęła w 1945 roku. Rzeźba z hitlerowskiego obiektu odnaleziona