"Prezes dał sygnał, żeby zacząć krwawą rozprawę w PiS"
Jarosław Kaczyński dał swoim wiernym wyznawcom sygnał, że można się rozprawić ze skrzydłem liberalnym, bo nie jest już ono pod ochroną wodza. Rozpoczęła się dintojra. Teraz we wszystkich regionach i okręgach wyborczych może dojść do samodzielnego eliminowania „liberałów” naznaczonych piętnem braku zaufania – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską politolog prof. Kazimierz Kik.
08.09.2010 | aktual.: 04.01.2011 12:58
WP: Joanna Stanisławska: PiS zmienia się w elitarną sektę – tak uważa wiceprzewodniczący PO Rafał Grupiński i historyk prof. Norman Davies. Jest w tym coś z prawdy?
Prof. Kazimierz Kik: - W sektę może nie, raczej w zaciężny pułk działający w warunkach konspiracji.
WP: Jarosław Kaczyński rozesłał do wszystkich działaczy list, w którym wzywa do lojalności. To dobry ruch?
- Tak sądzę, bo trafnie odczytujący perspektywy stojące przed PiS-em oraz przed samym Jarosławem Kaczyńskim. Te perspektywy po raz pierwszy się nie zbiegają. List do działaczy to próba przywrócenia PiS-u Kaczyńskiemu, uciszenia tych, którzy kwestionują jego przywództwo. To działanie prewencyjne, zapobiegawcze, ponieważ nie tylko list otwarty Migalskiego, ale także działania liberalnego skrzydła PiS-u wskazywały na to, że w partii rozpoczyna się debata. Tego typu debaty zawsze mają miejsce po klęsce wyborczej.
WP: Przecież Jarosław Kaczyński uzyskał bardzo dobry wynik w wyborach prezydenckich. To był jego wielki sukces.
- To prawda, jego wynik był dobry, ale kiedy minęła atmosfera euforii, została już tylko klęska, a ona jest matką rozliczeń. Kaczyński trafnie ocenił, że list Migalskiego i działania „gołębi” – Poncyljusza, Kluzik-Rostkowskiej i innych - mogą doprowadzić do rozprężenia, rozdyskutowania się partii, a zbliżają się wybory samorządowe, które mogą zadecydować o losie PiS-u i jego samego. Do tych wyborów PiS musi przystąpić zdyscyplinowany. Kaczyński wie, że stracił wszystkie atuty. Nie ma już świeżości politycznej, którą prezentował w 2005 r., brata, który był jego głównym instrumentem politycznym, stracił także niemal całkowicie wiarygodność po kilku przegranych bojach. Zdał sobie sprawę, że czekają go trudne czasy i jeżeli ma się utrzymać w polityce musi zdyscyplinować PiS, skupić najwierniejszych wokół siebie.
WP: List sprawi, że liberalne skrzydło będzie siedziało cicho?
- Tak, a nawet może zostać wyeliminowane, bo dziś już wiemy, że na listach w wyborach samorządowych może zabraknąć przedstawicieli liberalnego skrzydła. Mało tego, zaczyna się wewnątrzpartyjna dintojra. Kaczyński dał sygnał swoim wiernym wyznawcom, że mogą się rozprawić ze skrzydłem liberalnym, że nie jest już ono pod ochroną wodza. Teraz we wszystkich regionach i okręgach wyborczych może dojść do samodzielnego eliminowania „liberałów naznaczonych piętnem braku zaufania.
WP: Poncyljusz i Kluzik-Rostkowska zostaną wykluczeni?
- Wszystko ku temu zmierza. Albo się ukorzą, wyprą się swojego liberalizmu, albo będą politykami ambitnymi i wycofają się. Prezes Kaczyński nie dał im wyboru.
WP: Na razie nie słychać, żeby PiS-owscy „liberałowie” zamilkli, nie mówią też np. źle o usuniętym Marku Migalskim.
- Mogą się wypowiadać, ale klucze w ręku ma Jarosław Kaczyński. Niech pani zwróci uwagę, jak złagodniał sam Marek Migalski. W tym kontekście okazuje się, że Jarosław Kaczyński przyjął słuszną linię działania.
WP: Łagodna retoryka Jarosława Kaczyńskiego w wyborach prezydenckich poszerzyła elektorat PiS w rejonie centrum. Teraz PiS zamyka sobie drogę do tych umiarkowanych wyborców.
- Kaczyński policzył i wyszło mu, że jeżeli będzie kierował PiS-em przesuniętym ku centrum, czyli partią wewnętrznej demokracji, alternatywy, to w takiej partii może nie być dla niego miejsca. Bo mogą go przegłosować. Kaczyński nie ma zaufania do takich politycznych tworów, w których panuje demokracja, występują relacje partnerskie, współistnieje wiele nurtów. On chce partii jednej decyzji i jednego człowieka. Zdaje sobie sprawę, że droga do władzy jest raczej iluzoryczna i daleka. Jego celem dziś stało się utrzymanie władzy w PiS. Woli partię węższą, ale całkowicie mu podporządkowaną, bez dyskusji i debat. Dla niego nie jest istotne czy uzyska 20 czy 30% w wyborach, jeśli straci partię. WP: Ważniejsze jest dla niego przywództwo w partii niż zdobycie władzy?
- Kaczyński to zwierzę polityczne, doskonale zdaje sobie sprawę, że ważniejsze jest to, co ma w tej chwili w ręku, niż to, co może uzyskać w przyszłości przy pomocy wątpliwych sojuszników.
WP: Platforma Obywatelska przyjęła przeciwną strategię. Otwiera się na nowe, światopoglądowo-nowoczesne tematy, którymi dotychczas zajmowało się SLD. Próbuje pozyskać elektorat lewicowy.
- PiS staje się jedyną w Polsce partią wodzowską, scentralizowaną, rodzajem PZPR. Tyle, że na czele PZPR stał pierwszy sekretarz, a obok niego było jeszcze biuro polityczne. W PiS jest tylko pierwszy sekretarz, a biuro wokół niego to malowańce. Wszystkie pozostałe partie są demokratyczne, w Platformie mamy i Palikota i Gowina, mamy bogate nurty, które nie są eliminowane, w SLD mamy Olejniczaka i Napieralskiego, i Arłukowicza. Nawet w PSL jest Piechociński i Pawlak.
WP: Mówi się jednak o ostrym konflikcie Donalda Tuska z Grzegorzem Schetyną.
- Owszem występuje walka wewnętrzna, w każdej partii są takie tarcia, ale one nie znajdują ujścia w eliminowaniu Schetyny z partii. Konflikty są rozwiązywane w sposób demokratyczny. Tusk nie posunąłby się do usunięcia Schetyny, on nie może decydować jednoosobowo, a Kaczyński przecież pozbył się swojego zastępcy Ludwika Dorna.
WP: Jarosław Kaczyński mówi, że wkrótce to jego zmarły brat stanie się symbolem Solidarności, nie Lech Wałęsa, który się skompromitował. Czy dojdzie do mitologizacji postaci Lecha Kaczyńskiego?
- Do 10 kwietnia Lech Kaczyński był głównym instrumentem politycznym Jarosława, teraz prezes PiS chce zastąpić brata jego mitem. Nieżyjący brat staje obok niego jako symbol. Jarosław Kaczyński będzie się posuwał do fałszowania historii, do zniekształcania postaci Lecha Kaczyńskiego, nie będzie liczył się z żadną prawdą obiektywną, bo dla niego będzie najistotniejsze, żeby w ten mit uwierzyli ci, którzy stoją obok niego. Jeżeliby się tak stało, że w oparciu o te zaciężne, wierne pułki, dojdzie do władzy, to wtedy mit Lecha Kaczyńskiego stanie się mitem Polaków.
WP: Za życia Lech Kaczyński był przez wielu negatywnie oceniany. Czy wersja głoszona przez Jarosława Kaczyńskiego może się przyjąć?
- To złudzenie Kaczyńskiego. Tylko bliskość katastrofy smoleńskiej onieśmiela zdecydowaną większość opinii publicznej do mówienia prawdy o Lechu Kaczyńskim. Notowania Lecha Kaczyńskiego przed tragiczną śmiercią wynosiły niespełna 20%. Działania Jarosława są działaniami prewencyjnymi. On nie chce dopuścić do tego, by po okresie żałoby, kiedy ludzie ciągle są w szoku i nie wypada im pewnych rzeczy mówić, powróciła prawda o Lechu Kaczyńskim. On chce zastąpić żałobną próżnię mitem. Ale choć Jarosław Kaczyński jest mistrzem w budowaniu mitów, a mit Lecha Kaczyńskiego jako wybitnego polityka polskiego jest jego największym dziełem, to nie sądzę, by ten zabieg mu się udał. Historia wystawi ten mit na próbę. W tej chwili Jarosław Kaczyński podjął wyścig z czasem. Tak jak coraz bardziej niszową postacią staje się Jarosław Kaczyński, tak niszowa będzie wiara w mit Lecha Kaczyńskiego.
WP: 30-procentowe poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości trudno nazwać niszą.
- Niszowy jest sposób myślenia i działania Jarosława Kaczyńskiego, bo on nie odpowiada większości Polaków, ich aspiracjom i ambicjom. Niszowy jest także dlatego, że Polska potrzebuje dziś przede wszystkim jedności, a nie podziałów, głównie po to, by optymalnie wykorzystać szansę, jaką daje Unia. Np. w przyszłym roku nastąpi otwarcie rynku pracy w Niemczech, co da kilkaset tysięcy miejsc pracy dla Polaków. A Jarosław Kaczyński wciąż mówi o klientelizmie Polaków w stosunku do Niemiec, jego słowa nie będą znajdowały odzwierciedlenia w rzeczywistości. Dla młodych Polaków Niemcy będą szansą, dla Kaczyńskiego ciągle zagrożeniem.
Z politologiem, prof. Kazimierzem Kikiem rozmawiała Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska