PolskaPolska mistrzem świata w zbiorowej hipokryzji

Polska mistrzem świata w zbiorowej hipokryzji

Coraz mniej entuzjastycznie oceniamy demokrację, coraz bardziej jesteśmy rozczarowani parlamentem i partiami politycznymi. I co gorsze coraz mniej ufamy sobie nawzajem – opowiada w wywiadzie udzielonym Wirtualnej Polsce socjolog dr hab. Anna Giza-Poleszczuk. Przedstawiamy pierwszy głos w dyskusji na temat przemian w Polsce po 1989 roku.

Polska mistrzem świata w zbiorowej hipokryzji
Źródło zdjęć: © WP.PL

28.05.2009 20:51

Weszliśmy w rok 1990 z bardzo mocno skrzywionymi kręgosłupami moralnymi i o tym się bardzo wiele mówiło. Nie jest to kwestią tego, że Polacy są bardzo złymi ludźmi, ile tego, że mieliśmy nawyki i pewne przeświadczenia z poprzedniej epoki. Postępowano według zasady prywatyzowania świata społecznego i dóbr publicznych. Duże społeczeństwo, które jest złożone z grup rakowych, gdzie każda próbuje żerować na instytucjach i innych grupach, nie jest społeczeństwem efektywnym, gdyż nie dochodzi do kontaktów i wymiany pomiędzy istniejącymi zbiorowościami. Nie sposób zbudować w takim społeczeństwie struktury wzajemnego zaufania.

Zdaniem psychologów nie ma czegoś takiego, jak wrodzona tendencja do ufania, gdyż jest to nawyk, który wyrabiamy sobie w konkretnym środowisku społecznym. W okres bardzo burzliwych zmian w Polsce, czyli niestabilności instytucji weszliśmy bardzo okaleczeni. Mieliśmy również ogromne zasoby nadziei i dobrej woli, ponieważ po wielu latach Polacy mieli poczucie, że odzyskali własny kraj i instytucje. Powszechne było poczucie, ze powstanie państwo subsydialne, które pomaga swoim obywatelom, a nie utrzymuje w ryzach, izolacji i niewiedzy.

Od dawna wiadomo, że w istocie rzeczy zaufanie, lojalność, dotrzymywanie zobowiązań są rzeczami niezwykle produktywnymi. Wspólnota, w której te cnoty są na wysokim poziomie znacznie lepiej prosperuje, niż zbiorowość, w której ludzie patrzą na siebie nieufnie, czy boją się nawiązać relacje. Najprościej można powiedzieć, że kapitał społeczny to cnoty moralne, ale oczywiście te cnoty nie biorą się znikąd. Jest to rzecz, która się kształtuje w pewnego rodzaju doświadczeniu czy treningu. Zaufania, lojalności, wdzięczności i wierności uczymy się tak samo, jak czytać i pisać, bo nie jest to nic wrodzonego. I tak jak od siedzenia w krzywych ławkach mamy krzywe kręgosłupy, tak od wadliwego środowiska społecznego uczymy się nieufności, wycofywania i działania w imię własnego interesu.

Czym jest kapitał społeczny?

Wyobraźmy sobie, że jest niewielkie osiedle, na którym nie ma placu zabaw dla dzieci. Mieszkańcy z tego powodu cierpią, więc spółdzielnia mieszkaniowa postanawia przekazać im w użytkowanie kawałek terenu. Wystarczyłoby, by mieszkańcy zrzucili się solidarnie po 15-20 zł, aby plac zabaw dla dzieci mógł powstać. Właśnie wtedy zaczyna się problem, bo każdy mieszkaniec sobie myśli "ale jaką mam gwarancję, że inni dadzą te 15 czy 20 zł? Ja dam, inni nie dadzą i wyjdę na frajera. Sfinansuję innym złym ludziom placyk zabaw dla dzieci, a przecież potem nie będę tam stał i go pilnował".

Jest to typ rozumowania, w którym pojawia się niepewność, co do tego czy inni zachowają się solidarnie, czy poniosą równe koszty. Może się pojawić również inny motyw, na przykład: moje dzieci są już duże albo ja nie mam dzieci, więc dlaczego miałbym się zrzucać. To nic, że jest to tylko 15 złotych, ale chodzi o pewne zasady czy przekonanie. Powstaje paradoks, bo gdybyśmy zapytali każdego z mieszkańców czy chciałby mieszkać na osiedlu z placem zabaw, to odpowiedziałby tak, ale gdy przychodzi do działania, to nagle pojawiają się wątpliwości. Jest to sytuacja, w której każdy wie jak należy postąpić, ale rzadko kto właściwie postępuje, bo nie ufa innym.

W tym kontekście łatwiej można zrozumieć czym jest kapitał społeczny, bo jest to pewność i zaufanie, jakie można mieć w stosunku do innych ludzi, wiedząc że zachowają się zgodnie z przyjętymi normami, solidarnie i będą przestrzegać reguł. Gdyby mieszkańcy osiedla ufali sobie nawzajem, to cały problem wątpliwości w ogóle by się nie pojawił. Każde współdziałanie społeczne wymaga jakiegoś stopnia zaufania, przestrzegania norm i stabilności reguł, chyba że chcemy przy każdym postawić policjanta i zmuszać do tego.

Zgoda buduje, niezgoda rujnuje

Bardzo ważne w kształtowaniu kapitału społecznego są doświadczenia, przez które ludzie przechodzą. Zależą one od skuteczności egzekucji przestrzegania pewnych norm, zarówno w wymiarze prawnym i instytucjonalnym, jak i zwykłej kontroli społecznej. Bez tego ludzie nie mogą nauczyć się dobrych odruchów czy zachowań, albo wręcz się ich oduczają.

Ważnym warunkiem jest to, aby reguły i zasady były przejrzyste i stabilne. By było jasne, jaka na przykład jest reguła zbierania pieniędzy na plac zabaw, żeby było wiadomo jak człowiek, który pieniądze zbierał potem je wydawał. Tylko w takim środowisku można nauczyć się zaufania i nabrać przekonania, że współdziałanie z innym ludźmi przynosi korzyści, a nie jest niebezpieczne. Z jednej strony ważne są sprawne instytucje, które pilnują wywiązywania się z kontraktów, zobowiązań i tego, by ludzie się solidarnie zrzucali na dobra publiczne. To, co było charakterystyczne dla Polski w 1989 roku i co było efektem wieloletniego treningu, to więzi i kapitał społeczny na bardzo wysokim poziomie, ale tylko w małych, zamkniętych społecznościach ludzi, którzy się znali. Właśnie dlatego, że instytucje były kompletnie nieprawdziwe, nieskuteczne i fałszywe. Instytucjom się nie ufało i każdy miał poczucie, że nigdy nie dojdzie sprawiedliwości. W zasadzie Polska socjalistyczna była federacją małych grup. Ludzie gdzieś się
grupowali, tam budowali swoją reputację, tworzyli relacje i mogli sobie wzajemnie ufać. Było to społeczeństwo drugiego obiegu, gdzie kapitał społeczny był sfamiliaryzowany i mówi się nawet, że był to brudny kapitał społeczny. Powodował on, że społeczeństwo rozpadało się na nie komunikujące się ze sobą grupy.

Spadek zaufania po 1989 roku

Patrząc na kapitał społeczny i jego zmiany w ciągu ostatnich 20 lat, to z przykrością trzeba stwierdzić, że niewiele się zmieniło. Pomiary uogólnionego kapitału zaufania w Polsce pokazują, że jest on bardzo niski. W dalszym ciągu Polska jest bardzo sprywatyzowanym społeczeństwem pozamykanym w osobne grupy i coraz bardziej zamykającym się, czego przykładem mogą być zamknięte osiedla. Jest to zarówno symbol, jak i wyraz izolowania się od szerszego otoczenia w małych grupach.

Jeśli popatrzymy na zmiany zachowań i postaw Polaków, to widzimy rosnące rozczarowanie zmianą instytucjonalną. Coraz mniej entuzjastycznie oceniamy demokrację, coraz bardziej jesteśmy rozczarowani parlamentem, partiami politycznymi i innymi instytucjami. Polacy mają poczucie, że pod względem mocy budowania zaufania, wiarygodności i solidności instytucje niewiele się zmieniły. W dalszym ciągu nie tworzą one środowiska, które sprzyjałoby rozwijaniu się zaufania. Przepisy i reguły są sprzeczne i ciągle się zmieniają. W istocie rzeczy trudno jest nadążyć za rozwojem prawa. W samej Warszawie kompetencje są tak powikłane, że przeciętny mieszkaniec nie ma bladego pojęcia do kogo zadzwonić i kto jest odpowiedzialny, gdy na przykład pęknie hydrant na podwórku. Wciąż mamy wrażenie, że instytucje są dalekie od tego, żeby nam sprzyjać, czyli gwarantować realizację naszych praw cywilnych.

Zmiany zaszły niewielkie nie dlatego, że ludzie są coraz bardziej chciwi, albo nastawieni na pieniądze, ale dlatego, że kontekst instytucjonalny nie uległ wystarczającym zmianom, a wręcz przeciwnie – zaserwował nam wiele wstrząsów i rewolucji. Odpowiedzmy sobie na pytanie co się zmieniło w szkole czy przedszkolu, czyli podstawowych instytucjach z punktu widzenia budowania kapitału społecznego. Niezależnie od burzliwych reform nauczania techniki dydaktyczne praktycznie się nie zmieniły. W naszej szkole w ogóle nie promuje się działań zespołowych, a uczniowie nie mają poczucia sprawiedliwości, bo oceny stawiane są w sposób uznaniowy. Panuje zasada nadawania rangi i hierarchizowania, bo nauczyciel mówi, że wszyscy nie mogą mieć piątek. Prowadzi to do przekonania, że aby ktoś był dobry, ktoś musi być beznadziejny.

Zbiorowa hipokryzja

– Czasami mam wrażenie, że jesteśmy krajem, który jest mistrzem świata w zbiorowej hipokryzji – opowiada prof. Anna Giza-Poleszczuk. Dużo jest w Polsce tajemnic poliszynela i rzeczy, o których nie mówimy, jak choćby kwestia tego jak wykorzystujemy fundusze strukturalne. Nie ma uczciwych dyskusji na temat tego, co nam się nie udało, więc w ogóle nie uczymy się z doświadczenia. Prywatnie ludzie mogą się przyznać, że fundusze unijne są marnowane w spektakularny sposób, ale nikt o tym nie powie publicznie.

Na lepsze zmieniło się wiele segmentów życia, które pociągną za sobą następne. Bardzo przekształciły się samorządy, które są lepiej oceniane od władz centralnych. Zmienia się również sektor edukacji i służby zdrowia, ze względu na uruchomienie konkurencji. Największa zmiana, które nastąpiła i jest ogromną nadzieją, dotyczy trzeciego sektora. Pojawili się w różnej formie rzecznicy, sieci wsparcia i kanały artykulacji dla potrzeb obywatelskich, które są siłą potencjalnie zmieniającą życie w tym kraju. W sektorze sprawiedliwości mamy potężne organizacje, które zajmują się obroną praw człowieka, ale są też organizacje tworzone bardzo spontanicznie, które wspierają obywateli w pewnych szczególnych sektorach, jak np. obrona praw pacjentów.

Ludzie są coraz bardziej świadomi tego, że nie oni są winni, tylko instytucje muszą być bardziej stabilne i przejrzyste. Sprawia to, że instytucje coraz bardziej kreują grunt do tego, żebyśmy mogli i potrafili sobie ufać. Przykładem pokazującym, że możemy sobie ufać jest Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (WOŚP)
, która z roku na rok zbiera coraz więcej pieniędzy, ale też jest to wielka manifestacja ludzi mówiących "zobaczcie nas z lepszej strony". Co ciekawe WOŚP jest nieodmiennie na pierwszym miejscu rankingu instytucji, które cieszą się społecznym zaufaniem, pomimo że zdarzały się różnego rodzaju nadużycia, ale mówiono o nich otwarcie i publicznie. Nie ma tutaj hipokryzji i ludzie mają poczucie przejrzystości i wiarygodności tej inicjatywy.

Zaczynając transformację byliśmy społeczeństwem bardzo egalitarnym, w którym szybko współczynnik zróżnicowania dochodowego wskoczył w Polsce na tyle, że zaczął przewyższać Szwecję i Holandię. Nikt w 1989 roku nie spodziewał się, że nastąpią tak silne procesy wykluczania i segmentowania całych grup, co działa przeciwko solidarności społecznej. Brak jasnych zasad i reguł prowadzi do wycofania, zwątpienia i niechęci, czyli wszystkiego, co zagraża kapitałowi społecznemu. Najważniejsze jest to, abyśmy przestali czepiać się ludzi i większą uwagę zwracali na instytucje. Przestańmy psychologizować, jeśli chodzi o kapitał społeczny i myśleć w kategoriach, że ludzie sobie nie ufają, tylko zacznijmy zadawać sobie pytanie czy ludzie mogą sobie ufać.

Z dr hab. Anną Gizą-Poleszczuk rozmawiała Sylwia Mróz, Wirtualna Polska

Anna Giza-Poleszczuk, (ur. w 1955 roku) doktor habilitowany, pracownik Instytutu Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie kieruje Pracownią Badań nad Kapitałem Społecznym. W sferze teorii zajmuje się historią i współczesnością rodziny, problematyką kapitału społecznego i ekonomii społecznej.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (595)