Podkomisja smoleńska w USA. Forum w Amerykańskiej Częstochowie
Jedną z dróg odzyskania wraku Tu-154M, który rozbił się w Smoleńsku, jest apel o pomoc w tej sprawie do prezydenta USA - uważa p.o. przewodniczący podkomisji smoleńskiej dr Kazimierz Nowaczyk. Jego zastępca ocenił, że prezydent Rosji nie pozwoli podkomisji na przyjazd do Smoleńska. Członkowie komisji przebywają w USA.
24.04.2017 | aktual.: 25.03.2022 13:23
Nowaczyk i inni członkowie podkomisji do ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej wypowiadali się podczas IV Forum Polonijnego o katastrofie smoleńskiej. Odbyło się ono w Doylestown w stanie Pensylwania, gdzie znajduje się sanktuarium zwane Amerykańską Częstochową.
Pytany o zwrot wraku samolotu Nowaczyk powiedział, że podkomisja może mieć kontakty tylko na poziomie komisji, a zwrot wraku "to problem związany z wystąpieniami rządowymi". Jak mówił, czytał list Polonii skierowany do administracji prezydenta USA Donalda Trumpa z apelem o pomoc w odzyskaniu wraku.
"Putin nie pozwoli"
Wiceszef podkomisji prof. Wiesław Binienda ocenił, że prezydent Rosji Władimir Putin nie pozwoli polskim badaczom na przyjazd na miejsce katastrofy. - Nie mamy możliwości nawet pojechać tam do Smoleńska, bo nam pan Putin nie pozwoli, a na pewno nie pozwoli jeszcze przeskanować laserowo tego terenu, bo powie, że to był teren wojskowy i jest nie nada - powiedział Binienda. Podkreślił przy tym, że w pierwszych dniach po katastrofie z 10 kwietnia 2010 r. szczątki samolotu zostały "pocięte, połamane, przeniesione, wrzucone na jakąś tam kupę".
Na pytanie z sali, czy upływ czasu może doprowadzić do całkowitego usunięcia ewentualnych śladów materiałów wybuchowych i innych dowodów z wraku Tu-154M, Nowaczyk przypomniał przeprowadzony przez podkomisję eksperyment z wybuchem termobarycznym. Jak powiedział, podczas badania ładunek miał 1,3 kg, a jego eksplozję wywołało kilka gram materiału wybuchowego. 10 kwietnia podkomisja poinformowała, że po eksperymencie pobrano 20 próbek do badań laboratoryjnych na obecność materiałów wybuchowych. Na dziewiętnastu próbkach nie wykryto żadnych śladów, natomiast na dwudziestej, najbliższej centrum wybuchu wykryto obecność ładunku inicjującego wybuch termobaryczny.
Badane różne rodzaje bomb
W dalszej części dyskusji Nowaczyk wyjaśnił, że podkomisja badała skutki różnego rodzaju wybuchów, "żeby określić, który z nich mógłby być najbardziej prawdopodobny, taki, który daje efekty najbardziej podobne do tych w Smoleńsku". Jak dodał, badana była m.in. bomba klasyczna, paliwowo-powietrzna i termobaryczna. Według Nowaczyka efekty eksplozji ładunku termobarycznego "zaskoczyły nawet ekspertów od ładunków wybuchowych", którzy współpracują z podkomisją.
- Ten eksperyment był poprzedzony 40 innymi próbami i badaniami laboratoryjnymi także te osoby wykonały ogromną pracę - zaznaczył p.o. przewodniczący podkomisji.
Nowaczyk mówił również o przeprowadzeniu "takiego badania, które sprawdzi prawdopodobieństwo przebiegu katastrofy" według ustaleń Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, którą kierował ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller, oraz Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego (MAK) w Moskwie. - My musimy też to zrobić. Komisja Millera tego po prostu nie zrobiła - wyjaśniał Nowaczyk.
Ustalenia komisji
10 kwietnia podkomisja opublikowała film podsumowujący dotychczasowe badania. Wynika z niego, że polski Tu-154M w Smoleńsku został rozerwany eksplozjami w kadłubie, centropłacie i skrzydłach, a destrukcja lewego skrzydła rozpoczęła się jeszcze przed przelotem nad brzozą. Za najbardziej prawdopodobną przyczynę eksplozji podkomisja uznała * "ładunek termobaryczny inicjujący silną falę uderzeniową".*
To zupełnie odmienne wnioski niż te, do których doszła Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której przewodniczącym był ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 r. raporcie komisja Millera stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu. (PAP)