Astrofizyk miażdży ustalenia podkomisji. "Wybuch jakiejkolwiek bomby - wykluczony"
- Wybuch jakiejkolwiek bomby, również termobarycznej, na pokładzie Tu-154M pod Smoleńskiem jest wykluczony; przeczą temu dowody: zapisy czarnych skrzynek charakter zniszczeń samolotu oraz obrażeń ofiar - stwierdził jednoznacznie dr hab. Paweł Artymowicz. Astrofizyk z Uniwersytetu w Toronto był gościem posiedzenia Parlamentarnego Zespołu Platformy Obywatelskiej, powołanego "do zbadania przypadków manipulowania przyczynami katastrofy". W kierunku szefa podkomisji padł zarzut, że nie zna "fizyki na poziomie podstawowym".
11.04.2017 | aktual.: 12.04.2017 06:48
Działająca przy MON podkomisja kierowana przez dr Wacaława Berczyńskiego, która ponownie bada przyczyny katastrofy smoleńskiej, przedstawiła w poniedziałek prezentację. Wynikało z niej m.in., że Tu-154M w został 10 kwietnia 2010 roku rozerwany eksplozjami w kadłubie, centropłacie i skrzydłach, a destrukcja lewego skrzydła rozpoczęła się jeszcze przed przelotem nad brzozą. W kadłubie samolotu mogło - zdaniem podkomisji - dojść do wybuchu ładunku termobarycznego. O ustaleniach podkomisji pisaliśmy TU.
Co na to ekspert? - Wybuch bomby jakiejkolwiek, zarówno trotylowej, z innych materiałów wysokoenergetycznych, jak też paliwowo-powietrznej, czyli termobarycznej, jest wykluczony przez zapisy w licznych, zdublowanych, wyprodukowanych w trzech różnych krajach i odczytanych w trzech różnych krajach, czarnych skrzynkach - tłumaczył Artymowicz.
To nie wszystko. Podkreślił, że nie znaleziono świadków, którzy widzieliby taki wybuch 10 kwietnia 2010 r., ani śladów na ziemi, które by o tym świadczyły. Astrofizyk wskazywał też, że odgłosu wybuchu nie zarejestrowały czarne skrzynki prezydenckiej maszyny, a teorii o eksplozji przeczy też charakter zniszczeń Tupolewa. - Wybuch (...) zakończyłby się nie tylko rozrzuceniem elementów poszycia samolotu, ale także zniszczeniem, wielkim wgnieceniem podłogi samolotu - zaznaczył.
Według niego, o tym, że na pokładzie Tu-154 nie mogło dojść do wybuchu świadczy także rodzaj obrażeń ofiar katastrofy. - Liczne sekcje zwłok potwierdziły, że płuca nie były uszkodzone, a powinny być uszkodzone w znaczny sposób przy wybuchu bomby termobarycznej. Bębenki uszne nie były popękane - wyjaśnił Artymowicz.
Berczyński "nie zna fizyki na poziomie podstawowym"
Do ustaleń podkomisji odniósł się również były szef Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych, dr Maciej Lasek. Zaznaczył, że tezie o wybuchu przeczą wnioski płynące z raportu sporządzonego przez polskich pirotechników z Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego Policji.
- Wąski obszar miejsca upadku, rozłożenie rozbitych szczątków samolotu Tu-154M i ciał ofiar katastrofy oraz ich wygląd nie noszą cech charakterystycznych dla wybuchu przestrzennego, tzn. działania mieszanin paliwowo-powietrznych lub pyłowo-powietrznych mogącego mieć miejsce w kadłubie samolotu - wyjaśnił Lasek, cytując fragment raportu.
Specjalista odniósł się również do części prezentacji podkomisji, dotyczącej zachowań kontrolerów lotu z lotniska w Smoleńsku. Jak mówił, zgodnie z jej twierdzeniami, a także zapisami rozmów z wieży kontroli lotów, załoga Siewiernego starała się zniechęcić polskich pilotów do lądowania. - To nie są działania które z punktu widzenia logiki, czy następstwa pewnych działań mających na celu osiągniecie czegoś, miałyby doprowadzać do katastrofy - stwierdził.
Lasek podkreślał również, że nie ma żadnych dowodów na ewentualną awarię Tu-154M, która miałaby zaistnieć przed zderzeniem z brzozą. - Rejestratory parametrów lotu nie zapisały żadnej awarii tego samolotu, załoga również nie podawała żadnych komend, czy informacji, które mogłyby wskazywać, że zauważyła jakąkolwiek usterkę. Jedyną reakcja załogi jest reakcja na odgłosy zderzeń z pierwszymi przeszkodami, które - jak przypominam - były już kilkadziesiąt metrów przed tą feralną brzozą - mówił.
Specjaliści poruszyli też kwestię "beczki", obrotu, który Tupolew wykonał po utracie części lewego skrzydła, zanim uderzył w ziemię. Artymowicz powiedział m.in., że z jego obliczeń aerodynamicznych wynika, że po zderzeniu z brzozą samolot utracił sterowność. Dr Lasek dodał, że dowody na obrót maszyny są bezsporne - to m.in. zapis z rejestratora parametrów lotu Tu-154M oraz rodzaj zniszczeń jakich Tupolew dokonał w roślinności w lesie pod Smoleńskiem.
Lasek i Artymowicz zarzucili podkomisji, że nie przedstawiła żadnych nowych dowodów w sprawie przyczyn katastrofy smoleńskiej, a jej szefowi - że nie zna "fizyki na poziomie podstawowym" oraz że nie ma też wiedzy w zakresie aerodynamiki.
"Suma wszystkich kłamstw"
Szef zespołu parlamentarnego, poseł PO Marcin Kierwiński, nazwał prezentację rządowej podkomisji "sumą wszystkich kłamstw". - Wszystkie kłamstwa, które na etapie tych siedmiu lat się pojawiły, jakoś starano się zmieścić w jedną teorię, w 40-minutowy film. Można powiedzieć, że ten film był takim kompromisem różnego rodzaju nieprawdziwych teorii podzespołu pana Macierewicza, wcześniej zespołu parlamentarnego - powiedział Kierwiński.
W poniedziałek z kolei w rozmowie z WP były szef MON Tomasz Siemoniak stwierdził, że "nikt ani Antoniego Macierewicza, ani podkomisji nie potraktuje poważnie".
W latach 2010-11 katastrofę smoleńską zbadała Komisja Badania Wypadków Lotniczych, której przewodniczącym był ówczesny szef MSWiA Jerzy Miller. W opublikowanym w lipcu 2011 r. raporcie komisja stwierdziła, że przyczyną katastrofy było zejście poniżej minimalnej wysokości zniżania, a w konsekwencji zderzenie samolotu z drzewami, prowadzące do stopniowego niszczenia konstrukcji maszyny. Komisja podkreślała, że ani rejestratory dźwięku, ani parametrów lotu nie potwierdzają tezy o wybuchu na pokładzie samolotu.
Źródło: WP, PAP, Twitter