Miażdżąca ocena ofensywy Lecha Wałęsy. "Tonący brzytwy się chwyta"; "Człowiek niereformowalny"
• W poniedziałek Lech Wałęsa przeprowadził medialną ofensywę
• Pojawiły się pytania, czy byłemu prezydentowi doradzał specjalista od PR?
• Eksperci od wizerunku nie pozostawili na ofensywie Wałęsy suchej nitki
• Lazar: tonący brzytwy się chwyta. Sytuacja przypomina mataczenie
• Gałązka: Wałęsa jest niereformowalny i odporny na wszelkiego rodzaju argumenty
01.03.2016 | aktual.: 02.03.2016 09:39
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Od czasu upublicznienia przez IPN materiałów z tzw."szafy Kiszczaka" media wciąż żyją sprawą współpracy byłego prezydenta z PRL-owską służbą bezpieczeństwa. Do tej pory Lech Wałęsa przebywał za granicą, a na ataki odpowiadał jedynie za pośrednictwem wpisów na blogu. W poniedziałek, po powrocie do Polski, przeszedł jednak do medialnej ofensywy, którą zapoczątkowała rozmowa z Jackiem Żakowskim w #dziejesienazywo WP.PL.
Wśród licznych wywiadów oraz spotkań z dziennikarzami Lech Wałęsa zasypał odbiorców wieloma wątkami - atakował nieżyjącą już Annę Walentynowicz, zarzucał agenturę Henrykowi Jagielskiemu, określił działania IPN jako "zbrodnię przeciwko narodowi" oraz w bezpardonowy sposób zaatakował Aleksandra Kwaśniewskiego. Na pytanie zadane na czacie wykop.pl - "za co nie lubił Pan Aleksandra Kwaśniewskiego?" - były prezydent odparł:
"Udaje mądrzejszego ode mnie, ma co prawda lepsze wykształcenie. Ale powinien był zrozumieć, że mogłem naprawić Polskę, mógł poczekać jedną kadencję, bym rozwiązał parę rzeczy. Do wyborów dorzucono 1 mln głosów, o czym wiem, takie szanse miał każdy z nas. Nie dopilnowałem najprostszych elementów wyborczych, dlatego przegrałem. Powinien był odpuścić. Przeszkodził mi. Zagrał nieczysto. W studio zachował się chamsko. A ja mu chamsko odpłaciłem i to mnie kosztowało. Los tak chciał".
Żywioł czy przemyślana taktyka?
Wprowadzenie wielu zagmatwanych wątków oraz wyjątkowa aktywność w mediach sprawiły, że odbiorcy zaczęli zastanawiać się, czy Lech Wałęsa korzystał z porad specjalistów od kreowania wizerunku. Z podobnym pytanie zwróciliśmy się do ekspertów, którzy poddali poniedziałkową ofensywę byłego prezydenta miażdżącej krytyce.
- Znam Lecha Wałęsę i wiem, że on ma ciężki charakter. W jego wypowiedziach nie widziałem ręki speca od wizerunku, a jeżeli tak, to kiepskiego. Największym problemem byłego prezydenta jest on sam. To człowiek niereformowalny i odporny na wszelkiego rodzaju argumenty, które odbiegają od jego punktu widzenia. Moim zdaniem jego reakcja na ujawnienie dokumentów z tzw. "szafy Kiszczaka" miała charakter bardzo emocjonalny, wręcz gwałtowny. Gdyby ktoś mu doradzał, to zaleciłby mu zapewne wydanie jednego oświadczenia i przeczekanie całej burzy - analizuje dla WP ekspert od marketingu politycznego, Wiesław Gałązka.
W podobnym tonie wypowiada się specjalista ds. wizerunku i reputacji Zbigniew Lazar. - Nie może tu być mowy o żadnej taktyce wizerunkowej czy PR. Ofensywa medialna Lecha Wałęsy nie była przekonująca. Widzieliśmy dużo chaotycznych, emocjonalnych wypowiedzi, były prezydent nie odpowiadał na pytania i mówił cały czas to samo. Nie rozwiał żadnych wątpliwości. Nawet jeżeli przyjąć, że ktoś Lechowi Wałęsie pomaga w tej kwestii, to widać, że jest to taka osobowość, która go nie słucha. Nie wyobrażam sobie, by na całym świecie znalazł się specjalista, który radziłby klientowi wyjście do mediów i kluczenie. W takich przypadkach odpowiadamy na pytania dziennikarzy albo nie kontaktujemy się z nimi i milczymy - argumentuje.
W opinii Wiesława Gałązki jeżeli ktoś pomagał Lechowi Wałęsie, to ewentualnie specjalista od komunikacji, gdzie jednym z modeli strategii jest zarzucenie odbiorcy dużą ilością informacji. - Ten model zakłada robienie zamieszania i rozmydlanie faktów. Działa na ludzi, którzy podchodzą mało refleksyjnie do informacji. Pojawia się jednak pytanie, jaki byłby tego cel? Osoby obojętne mogą dać się przekonać w tej sprawie, gdyż nikt nie lubi kopania leżącego. Taka taktyka utrudnia jednak obronę Wałęsy jego zwolennikom. Oni zostali postawieni w niezręcznej sytuacji, gdyż dociera do nich zbyt wiele sprzecznych informacji, co uniemożliwia zbudowanie racjonalnej linii obrony - tłumaczy ekspert od marketingu politycznego.
Teorię, że Lechowi Wałęsie pomagał specjalista od komunikacji, całkowicie odrzuca jednak Zbigniew Lazar. Krytykuje on jednocześnie sposób obrony byłego prezydenta, który zamiast odpowiadać na konkretne pytania, stara się wytykać winę innym.
- Tonący brzytwy się chwyta. Rzucanie oskarżeń na przykład pod adresem nieżyjącej Anny Walentynowicz jest niesmaczne. W zarządzaniu kryzysowym jest prosta zasada - nie zrzucać winy na innych, bo to niczego nie usprawiedliwia. Konkretnych argumentów nie zbija się formułką: "a wy murzynów bijecie". Wałęsa stosuje jednak taką taktykę i działa to na jego niekorzyść. On nie robi nic, by sobie pomóc. Gmatwanie tej sprawy prowadzi natomiast wprost do wrażenia o mataczeniu - tłumaczy specjalista ds. wizerunku i reputacji.
Działanie na szkodę Polski?
Ogólnopolska dyskusja na temat przeszłości Lecha Wałęsy nie umknęła również uwadze zagranicznych mediów. Z ust obrońców byłego prezydenta można usłyszeć argumenty, że jest to jeden z najbardziej rozpoznawalnych Polaków na świecie, a jego dobre imię jest tożsame z dobrym imieniem naszego kraju.
Jednym ze zwolenników takiego twierdzenia jest m.in. Wiesław Gałązka. - Ludzie, którzy uczestniczą w całym tym zamieszaniu, a zwłaszcza ci którzy je zainicjowali, psują wizerunek naszego kraju. Obalanie pomników i autorytetów, to nie jest dobre działanie w kontekście dbania o relacje międzynarodowe i wizerunkowe naszego państwa. Polacy mają jednak skłonności do takich działań - mówi nasz rozmówca.
Jednak zdaniem Zbigniewa Lazara fakt, że Lech Wałęsa jest bardziej ceniony za granicą niż we własnym kraju, nie wynika jedynie z przywar Polaków.
- To, że Lech Wałęsa jest za granicą bardziej respektowany i ceniony za swoje wypowiedzi, wynika w dużej mierze z tego, że ma bardzo dobrych tłumaczy. Oni temu jego dziwnemu bełkotowi nadają logikę wypowiedzi i czynią go bardziej zrozumiałym. Tak to niestety wygląda - kończy ekspert ds. wizerunku i reputacji.