Licealiści boją się religii, jak diabeł święconej wody
Licealiści masowo rezygnują z chodzenia na lekcje religii. Kuria nie ma jeszcze dokładnych danych, bo czeka na nie do 11 listopada. Już jednak wiadomo, że o ile w podstawówkach i gimnazjach na katechezy nie chodzą pojedyncze osoby, tak w szkołach średnich dochodzi do tego, że pojawia się siedmiu uczniów z klasy.
02.11.2009 | aktual.: 03.11.2009 11:27
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Seksualność, egzorcyzmy, antykoncepcja. O tych problemach dyskutuje ze swoimi uczniami ks. Marcin Maślak, który uczy religii w III LO we Wrocławiu. Na lekcje przychodzi w pasiastym swetrze. Często zdejmuje też koloratkę. - Żeby nie wywoływać niepotrzebnego dystansu - tłumaczy. Na frekwencję nie narzeka. - W licealistach jest wiele buntu. Potrzebują ze strony katechety przede wszystkim otwartości.
Podobne spostrzeżenia ma katechetka z Zespołu Szkół Zawodowych i Ogólnokształcących w Lubinie. Stawia na rozmowę. Na początku roku szkolnego wielu mówi, że się wypiszą, ale potem zostają. Na jej lekcjach, zanim porozmawiają np. o dziesięciu przykazaniach, najpierw sami dochodzą do wniosku, że określone zasady obowiązują wszędzie, nawet w subkulturach. - Młodym trzeba pokazać, że prawdy wiary są aktualne - tłumaczy Grażyna Włodarek. Bunt wobec religii, jej zdaniem, w dużym stopniu jest niezgodą na to, co się dzieje w rodzinach. Dlaczego mają chodzić na mszę, skoro rodzice tego nie robią? Idą do pierwszej komunii, bierzmowania, bo ważne są imprezy lub papierki. - Czują, że nie o to chodzi. Poszukują. Często trzeba zaczynać rozmowy z nimi od podstaw - dodaje katechetka. - Większość jednak chce tych lekcji.
A jak tłumaczą nieobecność ci, którzy opuszczają religię? Andrzej Masłowski z II klasy V LO we Wrocławiu rok temu chodził na religię. Ale przestał. - Uczyłem się rzeczy, które były mi nieprzydatne. Te lekcje powinny przekonywać, dlaczego warto być chrześcijaninem i częścią Kościoła - mówi. - Szczególnie, gdy młodzież odwraca się od struktur kościelnych.
O powodach niechodzenia na religię młodzież nie musi informować. Ks. Jerzy Rasiak z kurii wrocławskiej potwierdza, że frekwencja w starszych klasach w dużym stopniu zależy od katechety. - Jeśli podchodzi do uczniów apodyktycznie, młodzi nie są zachwyceni. I trudno im się dziwić, że stawiają wysokie wymagania - mówi ks. Rasiak.
Prof. Dariusz Doliński ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej uważa, że na puste ławki na religii mają wpływ nie tylko katecheci. - Uczniowie nie przykładają już tak dużej wagi do spraw religii jak ich rodzice - tłumaczy. - Ale dla tych, którzy nie chodzą na katechezę, powinna być alternatywa. To skandal, że nie ma lekcji etyki. Szkoła to miejsce, gdzie uczeń powinien móc porozmawiać o tym, co dobre, a co złe - dodaje.
Od września 2009 roku w każdej szkole uczniowie, którzy nie uczęszczają na religię, mięli obowiązkowo chodzić na etykę. Niestety, lekcje tego przedmiotu we wrocławskich szkołach to fikcja. Brakuje nauczycieli, którzy mogliby się zająć nauczaniem etyki. Nie ma też podręczników. Osoby, które chcą uczyć etyki, muszą mieć dyplom z filozofii i przygotowanie pedagogiczne. Jedynym zatwierdzonym przez MEN podręcznikiem do etyki są "Pogadanki z etyki" ks. Andrzeja Szostka, wykładowcy Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego. Podręcznik zawiera artykuły tego naukowca, publikowane w czasopiśmie "Niedziela".
Rezygnując z religii czy etyki, młodzi sami sobie robią krzywdę
* Z o. Leonem Knabitem z Tyńca rozmawia Agata Grzelińska *Jakie są, zdaniem Ojca, powody niechodzenia na religię?
- Każdego trzeba traktować indywidualnie. Dużo zależy od osoby. Gdy ktoś nie lubi pani od chemii, nie nauczy się tego przedmiotu. Z religią jest tak samo. Ksiądz, obrażony, że go nie chcą, nie przyciągnie na katechezę. Inny powód to brak podatnego gruntu w rodzinie. Jeśli rodzice nie dają przykładu i nie uczą spolegliwości, trudno się dziwić, że młodzi nie chcą się podporządkować. Nie chodzi o tresowanie, ale o zwykłe posłuszeństwo. Zbyt szybko pozwalamy młodym decydować, choć jeszcze nie do końca potrafią właściwie wybierać.
A może to przejaw buntu?
- Bunt wobec religii to cząstka ogólnego buntu. Nie sprzyjają dobremu nastawieniu do katechezy spory dorosłych, którzy kłócą się nie tylko o religię, ale o to, czy matura z matematyki ma być obowiązkowa czy nie. Niesprzyjający jest ogólny klimat nacisku. I negatywne informacje w mediach, np. o skandalach z udziałem duchownych. To wszystko powoduje szerzenie się wśród młodych postawy "Bóg mi nic nie da, Kościół też nie jest mi do niczego potrzebny".
A lenistwo? Gdyby można było nie chodzić na fizykę, wielu by zrezygnowało.
- Od nauczycieli i profesorów słyszę, że spora część młodych się nie uczy, studenci ściągają. Chcą, by od nich za dużo nie wymagać. A papież, który bardzo kochał młodzież, jeszcze tak niedawno mówił: "Wymagajcie od siebie, nawet jeśli nikt od was nie wymaga".
Na jakich ludzi wyrosną ci, którzy nie chodzą ani na religię, ani na etykę?
- Sami sobie robią krzywdę. Wystarczy poczytać kronikę kryminalną, by zobaczyć, jakie trudności psychologiczne mają ludzie bez ukształtowanej postawy etycznej. Życie bez zasad moralnych przypomina jazdę autem bez znajomości przepisów - szybko kończy się katastrofą.
Polecamy w wydaniu internetowym www.polskatimes.pl/GazetaWroclawska: Kandydaci na kierowców - trzymajcie się za kieszeń