ŚwiatKissinger wynegocjuje układ Trump-Putin. To będzie druga Jałta?

Kissinger wynegocjuje układ Trump-Putin. To będzie druga Jałta?

Donald Trump od dawna mówił o potrzebie dobicia targu z Rosją. Teraz wiadomo, jak taki układ mógłby wyglądać: w zamian za uznanie aneksji Krymu i de facto oddanie krajów postsowieckich pod całkowity wpływ Moskwy, Rosja ma się stać geopolitycznym partnerem w rywalizacji z Chinami. Dla Polski może to być bardzo złe rozwiązanie.

Kissinger wynegocjuje układ Trump-Putin. To będzie druga Jałta?
Źródło zdjęć: © AFP | Petras Malukas

28.12.2016 | aktual.: 28.12.2016 15:09

Pomysłodawcą tego planu ma być Henry Kissinger, jedna z największych postaci amerykańskiej polityki, były sekretarz stanu i czołowy przedstawiciel szkoły realizmu w stosunkach międzynarodowych. Kissinger, który po zakończeniu kariery w dyplomacji doradza zagranicznym liderom - i jest jednym z najczęściej przyjmowanych na Kremlu Amerykanów (innym częstym gościem Putina był nominowany przez Trumpa na sekretarza stanu prezes ExxonMobil Rex Tillerson) - od dłuższego czasu starał się wkupić w łaski prezydenta-elekta, by mieć do niego dostęp i wpływ na jego politykę. Jak doniósł we wtorek "Bild", zabiegi te dały efekt: Kissinger ma zostać nieformalnym doradcą Trumpa i specjalnym wysłannikiem administracji mającym opracować warunki resetu z Rosją.

Chodzi o to, o co od dawna zabiegał Kreml: o nowy wielki układ podziału sił i wpływów w Europie, porównywalny z tym zawartym w Jałcie w lutym 1945 roku. Jak podała państwowa rosyjska agencja Sputnik, wstępne warunki takiego układu miałyby zakładać oddanie pod dominację Rosji wszystkich terytoriów na wschód od granic NATO. Oznacza to nie tylko "odpuszczenie" wspierania prozachodnich ambicji krajów takich jak Gruzja czy Armenia, ale też uznanie aneksji Krymu i "finlandyzację" Ukrainy - po uprzednim wycofaniu z niej rosyjskich wojsk. Oznaczałoby to w praktyce zagwarantowanie, że Ukraina nigdy nie stanie się członkiem zachodnich struktur i w praktyce powróciłaby do sytuacji sprzed Majdanu. W zamian Rosja razem z Zachodem miałaby stanowić blok równoważący rosnącą potęgę Chin. Taki ruch byłby zgodny z sygnalizowanym przez Trumpa kursie w polityce zagranicznej, nastawionym na współpracę z Rosją i konfrontację z Chinami.

Kissinger swoją sławę zawdzięcza podobnemu geopolitycznemu zwrotowi - lecz w przeciwną stronę - w roku 1970 jako sekretarz stanu w gabinecie Richarda Nixona doprowadził do uznania Pekinu przez USA i normalizacji stosunków z komunistycznymi Chinami, co miało zrównoważyć wpływy Związku Sowieckiego. Teraz od lat wzywa do przeprowadzenia podobnego manewru w odwrotnym kierunku. Jak mówił w rozmowie z WP dr Jacek Bartosiak z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, wzrost potęgi Chin sprawił, że taki ruch czy później Rosja może być geopolityczną koniecznością z perspektywy Waszyngtonu.

- Rozwój gospodarczy Chin jest zagrożeniem dla układu sił w Euroazji, a od niego zależy pozycja USA na świecie. Pekin rośnie w siłę i to nie tylko na morzach. Chińczycy budują Nowy Jedwabny Szlak, który miałby połączyć ich kraj drogą lądową z Europą. Przebiega on poza kontrolą marynarki wojennej USA. W takiej sytuacji, jak dowodzi historia, dominujące mocarstwo morskie sprzymierza się ze słabszym mocarstwem śródlądowym, a takim jest Rosja, w celu powstrzymania wzrostu konkurenta w Eurazji - tłumaczył ekspert. Jego zdaniem, dokonania takiego zwrotu przez USA od dawna oczekiwano na Kremlu. - Zachód jest w pewnym sensie od Rosji zależny. Dlatego Kreml, pomimo słabości ekonomicznej, pozwala sobie na to, co obecnie obserwujemy i rozgrywa politykę posługując się siłowymi argumentami. W tym kraju czekają na nowego Richarda Nixona, który zaproponuje tym razem sojusz przeciw Chinom - powiedział ekspert.

Jednak taki układ, podobnie jak większość wielkich układów pomiędzy wielkimi mocarstwami, ma swoje skutki uboczne, a ich ofiarami są zwykle mniejsze państwa. Poza liczącymi na integrację z Europą państwami z byłego Związku Sowieckiego - Ukrainy, Gruzji, a nawet starającej się balansować między wschodem a Zachodem Białorusi - ucierpieć może też Polska, która choć według warunków ma pozostać w strefie Zachodu, to znajdzie się na samej granicy dwóch bloków. Tymczasem nie można mieć pewności, że oddane na pastwę losu byłe republiki sowieckie w pełni zaspokoją ambicje Moskwy.

Co więcej, jak zauważył w rozmowie z WP Michał Baranowski, dyrektor warszawskiego biura think-tanku German Marshall Fund, bezpieczeństwu Polski nie sprzyja też filozofia prowadzenia polityki międzynarodowej Donalda Trumpa, oparta nie na prowadzeniu polityki per se, lecz na zawieraniu umów i transakcji.

- Trump reprezentuje dawno niespotykany w USA nurt i kieruje się transakcyjnym podejściem. To podważa cały system sojuszy, a zarazem bezpieczeństwo wszystkich sojuszników Ameryki - powiedział ekspert.

Podobne podejście, oparte na wąsko pojętym interesie, sile i koncepcji "koncertu mocarstw" i stref wpływów reprezentuje Kissinger. To stoi w bezpośredniej sprzeczności wizji porządku międzynarodowego, którą promowały wszystkie polskie rządy od 1989. Chodzi o to, by - co za każdym razem podkreśla m.in. prezydent Andrzej Duda - porządek ten był "budowany na sile prawa, a nie na prawie siły".

Tymczasem jak zauważa dr Alexander Clarkson, politolog z King's College w Londynie, "realistyczne" podejście Trumpa i Kissingera nie tylko ignoruje interesy mniejszych państw, ale nie zapewni większej stabilności porządku międzynarodowego. Jest też anachroniczne, bo dzisiejsza Rosja nie jest już supermocarstwem takim, jakim była w czasach świetności Kissingera.

- Kissinger zawsze lekceważył podmiotowość i wolę państw niebędących mocarstwami w sposób, który uderzał w interesy USA. Dla niego państwa Europy wschodniej i sowieckie republiki były pionkami na szachownicy. Ten sposób myślenia pozostawił USA nieprzygotowane na to, co stało się po upadku ZSRR - tłumaczy ekspert. - Finlandyzacja Ukrainy jest fatalnym pomysłem, bo Ukraińcy się na to nie zgodzą, podobnie jak Polska, Rumunia, Szwecja czy państwa bałtyckie. Rezultatem będzie "izraelizacja", czyli pełna militaryzacja kraju i postawienie na samoobronę - wyjaśnia. Dodaje, że podobną postawę może przyjąć też Polska.

- Wbrew swojej reputacji, Kissinger nie jest jakimś wizjonerem. Jego gambit z Chinami się udał, lecz był raczej dziełem szczęśliwego przypadku. W wielu innych miejscach, jak w Wietnamie czy Kambodży jego polityka skończyła się kompromitacją - mówi Clarkson.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (248)