PolskaEwa Kopacz: politycy PO zrozumieli, że wybory mogą być przykrym przebudzeniem

Ewa Kopacz: politycy PO zrozumieli, że wybory mogą być przykrym przebudzeniem

- Nie da się nadrobić czasu za wszystkich polityków PO. Oni, tak jak ja, są blisko ludzi, ale muszą być aktywniejsi. Jeśli ich postępowanie się nie zmieni, to jesienne wybory mogą być dla nich przykrym przebudzeniem - mówi Ewa Kopacz. Jak premier odróżnia kampanię od pracy rządu, jak tłumaczy wybór zagranicznego producenta najszybszego polskiego ekspresu kolejowego i ilu uchodźców może przyjąć Polska - między innymi o tym w wywiadzie, którego premier Ewa Kopacz udzieliła Wirtualnej Polsce.

Ewa Kopacz: politycy PO zrozumieli, że wybory mogą być przykrym przebudzeniem
Źródło zdjęć: © WP | Andrzej Hulimka

28.07.2015 | aktual.: 08.03.2016 17:43

WP: Sławomir Cedzyński: Pani premier w tym momencie za oknem Pani kancelarii słychać wycie syren i okrzyki "złodzieje, złodzieje!" oraz "gdzie jest Ewa!". To protest pracowników mundurowych. Ktoś do nich wyjdzie?

Premier Ewa Kopacz: Oczywiście, ale proszę zwrócić uwagę, że jesteśmy w specyficznym momencie, tj. tuż przed wyborami. Odwołajmy się także do faktów, czyli dialogu, który toczył się między związkowcami a MSW. W efekcie tych rozmów zaplanowano, jakie pieniądze będą przeznaczone na przyszły rok 2016. Jest tam również zapis o podwyżkach. Jestem przekonana, że służbom mundurowym za ich codzienną ciężką i ofiarną pracę te pieniądze się należą. Wiem, że każdy chciałby więcej, ale możliwości budżetowe są - niestety - ograniczone.

WP: Dzisiaj przyszli pod Pani kancelarię mundurowi. Kogo się Pani spodziewa jutro?

Nie znam odpowiedzialnego rządu, który będzie rozdawał pieniądze pod naciskiem krzyków i demonstracji. Jeśli rząd miałby te pieniądze, to nie czekałby, tylko po prostu by je dał. Musimy jednak zachowywać się odpowiedzialnie. Życie ponad stan, ponad możliwości budżetowe, kończy się sytuacją, którą teraz obserwujemy w Grecji. Do tego nigdy nie dopuszczę.

WP: Wspomniała Pani o kampanii wyborczej. Jeździ Pani teraz po całej Polsce z rządem, wsłuchując się w głos innych obywateli niż ci za oknem. Gdy pół roku temu pytałem prezydenta Komorowskiego, jak odróżnia swoje obowiązki wynikające z prezydentury od wystąpień w ramach kampanii wyborczej, odpowiedział, że to proste. Za jedne płaci kancelaria, a za drugie sztab. A jak Pani odróżnia wyjazdowe posiedzenia rządu od kampanii wyborczej?

Wyraźnie rozgraniczam codzienną pracę rządu od spotkań wyborczych Platformy Obywatelskiej. Wyjazdowe posiedzenia rządu to dobra okazja, żeby moi ministrowie byli bliżej ludzi. Tego oczekują obywatele. Jako obywatelka chciałabym spotkać się z ministrem rządu, a większość ludzi takiej okazji niestety nie ma. Postanowiłam, że do końca tej kadencji rząd będzie odbywał wyjazdowe posiedzenia. Jeśli wygramy wybory parlamentarne i stanę na czele rządu w przyszłej kadencji, wyjazdowe posiedzenia będą kontynuowane. Będę wraz z Radą Ministrów odwiedzać różne regiony i miasta w Polsce. I nie będą to tylko miasta wojewódzkie.

WP: I naprawdę uważa Pani, że podróże rządu, które trwają od kilku tygodni, nie są regularną kampanią wyborczą?

Trzeba odróżnić kampanię wyborczą od aktywności i codziennego wykonywania obowiązków. Rolą premiera i ministrów jest być blisko obywateli. Dlatego jako szefowa polskiego rządu zapoczątkowałam ten model pracy i go realizuję.

WP: A czy spoty i billboardy z Pani zdjęciem i hasłem "Słucham, rozumiem, pomagam", propagowane jeszcze przed ogłoszeniem daty wyborów, to akcja społeczna, humanitarna, informacyjna?

To akcja informacyjno-wizerunkowa, do której prawo ma każda partia polityczna. Tak, jak pan zwrócił uwagę, ta akcja rozpoczęła się jeszcze przed ogłoszeniem daty wyborów przez prezydenta Komorowskiego.

WP: No właśnie, i Pani zdaniem nie ma ona nic wspólnego z kampanią?

Chce mi Pan powiedzieć, że ja tu teraz uprawiam kampanię?

WP: Tak.

Nie ma pan racji. Kampanię rozpoczniemy od zarejestrowania komitetu wyborczego. Na razie działania nie mają żadnych cech agitacji wyborczej. U siebie w Radomiu widzę od kilku miesięcy billboardy posłów z napisem "poseł Ziemi Radomskiej". Należy to traktować również jako kampanię wizerunkową.

WP: Mówi Pani, że wsłuchujecie się teraz intensywnie w głos obywateli, ale nie uważa Pani, że już za późno na podróże i luźne rozmowy? Poza tym chyba znacie problemy obywateli po ośmiu latach rządów.

Rozmów nigdy dość. Cały czas dowiaduję się czegoś nowego. Potrzeby Polaków ewoluują wraz z rozwijającym i zmieniającym się światem wokół nas. Dlatego tak bardzo potrzebny jest bliski kontakt ludzi sprawujących władzę z Polkami i Polakami, którzy im to zadanie powierzyli. Nie znam takiego polityka lub szefa rządu, który znałby wszystkie bolączki ludzi, z perspektywy swojego gabinetu w Warszawie. Ważne dla wielu grup społecznych sprawy rozwiązujemy w ustawach. Ludzie jednak mają też swoje indywidualne problemy, które utrudniają im życie, i mają prawo porozmawiać o nich z ministrami, a teraz mają do tego okazję. Żałuję, że wyjazdowe posiedzenia rady ministrów proponujemy dopiero od niedawna.

WP: Nie mam nic przeciwko temu, żeby politycy jakiejkolwiek formacji jeździli i spotykali się z wyborcami, ale nie tylko podczas kampanii. O kontaktach Radosława Sikorskiego z obywatelami mogliśmy się dowiedzieć dopiero, gdy marszałek musiał się rozliczyć z "kilometrówek", za które wziął pieniądze. Urzędnikom z jego okręgu ciężko było sobie przypomnieć, kiedy u nich ostatnio gościł. Teraz Pani stara się nadrobić czas za wszystkich polityków Platformy?

Nie, nie da się nadrobić czasu za wszystkich polityków. Politycy PO także są blisko ludzi, ale muszą być aktywniejsi. Chcę panu jednoznacznie zadeklarować, że politycy Platformy przełknęli tę gorzką pigułkę w postaci ostatnich wyborów i zrozumieli, że jeśli ich postępowanie się nie zmieni, to jesienne wybory mogą być dla nich przykrym przebudzeniem.

WP: Czyli bierzecie pod uwagę, że zostaniecie ukarani drugi raz?

Zrobimy wszystko, żeby przedstawić wyborcom wiarygodną, atrakcyjną i realną ofertę. Nie sztuką jest obiecywać. Od tych wyborów zależy, w jakiej Polsce będziemy żyli przez najbliższe cztery lata. 25 października Polacy zdecydują, czy wybierają Polskę nowoczesną, proeuropejską i bez kompleksów, w której wolność jest wartością najcenniejszą, w której granice ingerencji państwa w sprawy obywatela są jasno i precyzyjnie określone, czy też Polskę, w której rządzący mówią obywatelom, jak żyć, co jest dobre, a co złe, i w której Państwo ma zakusy, aby wpływać na osobiste wybory Polek i Polaków. Tę różnicę widać choćby przy okazji dyskusji o in vitro. Politycy PiS głoszą, że dzisiaj powiedzą Polakom, co jest dla nich lepsze i jak mają żyć. Niedawno chcieli karać więzieniem za in vitro.

Opowiem Panu o moim wczorajszym spotkaniu. Byłam w szpitalu, gdzie spotkałam mamę, która urodziła właśnie bliźniaki, piękne dzieci. Ze łzami w oczach mówiła, że dziesięć lat czekała na ten moment. A przychodzą nasi oponenci z PiS mówiąc, że kiedy dojdą do władzy, to zmienią przyjęte właśnie przepisy. Ani prezes Kaczyński, ani żaden z polityków PiS rzeczywistości nie zakrzyczy, ta metoda jest i będzie. Ale tylko dla tych, którzy chcą z niej skorzystać. Niech nikt nie będzie recenzentem sumień Polek i Polaków!

WP: O in vitro jeszcze będziemy mówić, ale wróćmy na chwilę do Pani ostatnich wojaży. Mam wrażenie, że jest Pani teraz zmuszona do balansowania na granicy sytuacji sympatycznych i żenujących. Na przykład przysiada się Pani do pasażera i z entuzjazmem pyta, co by zmienił w Polsce, a ten jest tak zestresowany, że nie jest w stanie powiedzieć ani słowa.

Rozczaruję Pana, pasażerowie są bardzo rozmowni. Proszę się nie dziwić, że przy kamerach i dziennikarzach ktoś może się czuć skrępowany. W rozmowach poza kamerami dużo chętniej opowiadają o tym, co ich zdaniem należy zmienić.

WP: Może więc te kamery nie są tam potrzebne. Jednak mimo wszystko te podróże przynoszą jakiś efekt, bo Pani sondaże popularności skoczyły nawet o parę punktów. Ale to są Pani notowania, nie rządu czy Platformy Obywatelskiej, bo te mają ciągle słabe wyniki. 70 procent Polaków źle ocenia prace rządu, PO wciąż od 10 do 15 punktów za PiS. Nie boi się Pani, że podobnie jak prezydent Komorowski, zostanie Pani przywódcą popularnym, ale przegranym?

Prawdziwy sondaż odbędzie się 25 października. Głęboko wierzę, że w trzy miesiące pokażę Platformę, która choć ma też słabsze strony, to jest mocno zaangażowana, zależy jej, ma dobry i konkretny program dla Polski na kolejne lata. Nie musimy się wstydzić wyglądu Polski, jej kondycji finansowej, pozycji na arenie międzynarodowej. Inwestorzy zagraniczni właśnie tu lokują swoje pieniądze, a mają przecież do wyboru cały świat. Przyjeżdżają do Polski, bo jesteśmy wiarygodni. Bo wiedzą, że nie spotkają się z szalonymi pomysłami rządu, który wywróci ich sytuację materialną. Ta stabilność wpływa także na bezpieczeństwo finansowe wszystkich Polaków. To Platforma Obywatelska doprowadziła do tego, że Komisja Europejska zniosła procedurę nadmiernego deficytu przeciwko Polsce. To jasny sygnał, że nasze finanse publiczne są dobrze zarządzane, w dobrej kondycji i uporządkowane. Osiągnęliśmy to mimo światowej recesji. Wielkim wyzwaniem Platformy Obywatelskiej na przyszłą kadencję jest, aby wszyscy Polacy poczuli we własnych
portfelach te dobre dane makroekonomiczne.

WP: To może i miłe dla ucha, ale już dzisiaj Polacy, słuchając komunikatów o rosnącym PKB, zastanawiają się, ile z tego trafi do ich kieszeni, i martwią się, że w tych kieszeniach niewiele znajdują. Są również przedsiębiorcy, którzy zastanawiają się, dlaczego na przykład ekspres Pendolino zdecydowaliśmy się kupić we Włoszech, a nie wyprodukować w Polsce. Dlaczego przynajmniej nie sprawiliśmy, by z tego kontraktu skorzystały też polskie firmy? Gdy bydgoska PESA wygrała przetarg na pociągi dla Deutsche Bahn, niemieccy związkowcy podnieśli raban, że wpuszcza się obcy kapitał i Polacy musieli pójść na układ: my produkujemy pociągi, ale podwykonawcami części do nich są firmy niemieckie. Właściciel PESY nie był zły na Niemców. Przeciwnie - zyskali jego szacunek, bo walczyli o swoje.

Byłam w zakładach PESY. Oni produkują na całą Europę i sprzedają w całej Europie.

WP: W tym wypadku jakoś w Polsce im nie wyszło.

W Polsce też sprzedają, proszę popatrzeć na tramwaje w polskich miastach i pociągi, jakimi możemy podróżować. Proszę zwrócić uwagę, że obecnie jako Polska więcej eksportujemy niż importujemy. Nasza gospodarka jest silna.

WP: Można na to różnie spojrzeć. Pytałem jednak konkretnie o produkcję Pendolino. Czemu od początku nie wykonywała tego pociągu polska firma?

Kiedyś miałam stetoskop. Był polski, sama go kupiłam w sklepie i sama dokonywałam wyboru. Natomiast gdy wyboru dokonuje instytucja publiczna, to musi kierować się jasnymi i transparentnymi procedurami. Wszelkie zakupy odbywają się pod rygorem prawa o zamówieniach publicznych. Zawsze wybierany jest ten produkt, który w sposób najpełniejszy spełnia określone wymagania.

Niech mnie Pan nie pyta o szczegóły, bo nie byłam szefem rządu, gdy ten przetarg był przeprowadzany. Ale jestem gotowa się temu dokładnie przyjrzeć, po to by mieć szczegółową wiedzę na ten temat. W każdym razie od pasażerów słyszałam same dobre opinie o Pendolino. Jeżeli chodzi o procedury przetargowe, już teraz mocno pracujemy, aby w przetargach publicznych jednym z warunków konkursowych była tak zwana "klauzula społeczna". Pracodawcy zatrudniający pracowników na stałych umowach o pracę, będą mieli dzięki temu przewagę, gdy walczyć będą o publiczne zamówienia.

WP: Polskie firmy mogły jednak niedawno zobaczyć, jak dzielnie broni Pani zagranicznego kapitału. Na miejscu Portugalczyków z Jeronimo Martins, którzy słyszeli jak polski premier publicznie mówi, że w ich Biedronce warzywa są super, przysłałbym Pani kosz najlepszych warzyw i dołożyłbym jeszcze owoce.

W tej sieci warzywa i owoce w większości pochodzą od polskich rolników. To właśnie te warzywa i owoce chwaliłam. Prowokuje Pan sytuację, w której polityk nie powinien być szczerym człowiekiem. Przecież może Pan sprawdzić, że gdy przyjeżdżam do Gdańska, gdzie mam małe mieszkanie, to chodzę do tego sklepu, do którego mam najbliżej na osiedlu. Co w tym złego, że powiedziałam, że mają tam dobre warzywa?

WP: Myślę, że powiedziała to Pani szczerze, ale zrobiła Pani przy tym reklamę firmie, za którą ta musiałaby słono zapłacić.

Źle Pan to odebrał. Chwaliłam warzywa i owoce pochodzące od polskich rolników, które sprzedaje ta sieć handlowa. Skoro to ma być problem to od dzisiaj będę mówiła: mieszkam obok sklepu X, w którym są cudowne owoce. Gdyby ten sklep X został obciążony dodatkowym podatkiem, to podejrzewam, że cena na te owoce byłaby zdecydowanie wyższa, bo właściciel sklepu chciałby to sobie zrekompensować. Przypomnę, że istotą sprawy był dodatkowy podatek zaproponowany przez moich oponentów politycznych, który sklepy zawsze przerzucą na klienta. Za ten dodatkowy podatek na końcu zapłaciliby klienci. Czy tak lepiej to brzmi?

WP: Jeśli chodzi o podawanie nazwy firmy - dużo lepiej. Mówi Pani o wyższych cenach produktów, wynikających z płacenia podatków przez zagraniczne firmy, innym razem przestrzega przed czterokrotnie częstszymi kontrolami finansowymi w firmach, gdy PiS dojdzie do władzy. To ma przypominać cały czas o konieczności odczuwania strachu przed PiS-em?

Nie chcę straszyć PiS-em, ale pokazuję dwie wizje Polski. To tylko rzetelne informacje o pomysłach polityków PiS.

WP: A pamięta Pani Premier instrukcję kontroli dla Izb Skarbowych z koniecznością wykrycia winy sprawdzanych firm w 80 procentach przypadków, bo kary muszą zasilić budżet państwa? Z której RP pochodzi ta instrukcja z III, IV a może z PRL?

Oczywiście, wiem do czego Pan nawiązuje.

WP: Chodzi o instrukcję Jacka Kapicy, wiceministra finansów w rządzie PO.

Osobiście uważam, że kontrola powinna być wszczynana tylko wtedy, gdy są do niej poważne przesłanki. Stąd określenie poziomu skuteczności kontroli może być przestrogą dla każdego urzędnika przed kontrolami, co do których nie ma podstaw. Pana pytanie wydaje się nie tracić na aktualności, bo ostatnio to Prawo i Sprawiedliwość, aby sfinansować swój program wyborczy, zaproponowało de facto kilkukrotne zwiększenie kontroli podatkowej. Ale wracając do Pana pytania, oczywiście każdy przepis można interpretować na swój sposób, ale jedno gwarantuję, minister poruszał się w granicach prawa. To była głośna sprawa, ale gdyby tak nie było, opozycja nie czekałaby pięciu minut, żeby to wykorzystać.

WP: I wykorzystała, jak Pani powiedziała, było o tym głośno.

Powtarzam, gdyby pan minister przekroczył swoje uprawnienia, to dzisiaj miałby sprawę w prokuraturze.

WP: Pan minister prostował potem tę informacje, że chodziło nie o 80 procent "skutecznych" kontroli, ale o inną, mniejszą liczbę. To chyba jednak niewiele zmienia intencje.

Jeśli minister miał odwagę takie rzeczy powiedzieć, to najlepiej niech się pan umówi z nim na wywiad i niech on sam to panu dokładnie wyjaśni. Ze swojej strony mogę odpowiadać, jak ja widzę pracę ministra finansów. Mogę odpowiadać za swoją wizję Polski. Tym się różnię od PiS, nie mam żadnych fobii, nie snuję teorii spiskowych każdego ranka. Zakładam, że w Polsce żyje 99 procent dobrych i uczciwych ludzi.

WP: I rozumiem, że PiS również postrzega Pani jako środowisko w 99 procentach dobrych ludzi...

Lubię i szanuję wszystkich ludzi. Ale często z niektórych polityka wydobywa najgorsze cechy. Wtedy stają się kłótliwi, niegrzeczni. Wie pan, że w domu poselskim do niedawna niektórzy nie mówili mi dzień dobry? Ostatnio coś się zmieniło, sama zastanawiam się, co się stało.

WP: Mam wrażenie, że chce Pani specjalnie wyciągać z cienia niepopularnych polityków. Apeluje Pani, by PiS pozwolił wyjść na scenę Antoniemu Macierewiczowi czy Krystynie Pawłowicz. Z tego co wiem, Beata Szydło chce się z Panią zmierzyć bez zastrzeżeń. Nie mówi, żeby przyprowadziła Pani na spotkanie choćby Stefana Niesiołowskiego.

W wyborach parlamentarnych nie wybiera się premiera, a posłów. A to dopiero posłowie wskazują, kto będzie szefem rządu. Oprócz tego, że jestem Premierem, stoję również na czele partii i dlatego chcę rozmawiać z moim odpowiednikiem. To dość naturalne, aby debata o tym jak wyglądać ma nasz kraj za cztery lata, odbyła się między liderami partii politycznych, które po wyborach potencjalnie wskażą kandydata na premiera. Szkoda, że Pan Prezes Kaczyński, były premier, nie przyjął tego zaproszenia do debaty. Polityka to sztuka przekonywania do swoich racji. Widać Jarosław Kaczyński jest przekonany, że nikogo do niczego przekonywać nie musi. Panią poseł Beatę Szydło już teraz nazwano premierem. Do tego jeszcze daleka droga, przed nami jeszcze wybory.

WP: To żadna nowość, że partia pokazuje przed wyborami swojego premiera. 10 lat temu taką postacią był Jan Rokita…

Z tą różnicą, że to Rokita sam mówił o sobie, że zostanie premierem.

WP: I nikt mu nie zaprzeczał, ale skoro już mówimy o dawnych czasach, to czy Platforma bierze pod uwagę, w najdalej idących planach, powrót do koalicji PO-PiS? Beata Szydło w jednym z wywiadów nie powiedziała zdecydowanego "nie".

Rozmowy o ewentualnych koalicjach prowadzi się po wyborach, kiedy znamy poparcie poszczególnych formacji politycznych w społeczeństwie. Poczekajmy, zobaczymy jakie będą wyniki wyborów. Jeśli w "nowym parlamencie" znajdą się politycy, którzy tak jak Platforma Obywatelska, chcą nowoczesnej Polski i stawiają wolność, jako priorytet, którzy chcą doganiać Zachód w modernizacji gospodarki, to widzę możliwość współpracy zarówno z liberałami, konserwatystami, jak i socjaldemokratami. Najlepsza byłaby koalicja rozsądku, ale nie chcę koalicji z kimś, kto dąży do zwycięstwa, bo jest ogarnięty żądzą władzy.

WP: Każda partia dąży do władzy, to wynika z definicji partii.
Władza dla władzy jest niemoralna. Jeśli służy ogółowi, w pełni to popieram.

WP: Do koalicji zaprasza Pani wszystkich, którzy chcą Polski silnej, przedsiębiorczej i bogatej. Jestem pewien, że pod takimi hasłami podpisałaby się Beata Szydło z całym PiS-em, a także i wszystkie inne partie.

Jak na razie nasi oponenci mówią o Polsce jako o "kraju w ruinie". Wiadomo, jak dalekie od prawdy jest to określenie. Wolę kreślić ewentualne scenariusze i budować fundamenty współpracy, opierając się na pozytywnym planie działania, a nie tworzeniu nieprawdziwej i "czarnej" wizji naszego kraju.

WP: Z kim chce Pani realizować tę swoją wizję? Wiem, że najchętniej, podobnie jak PiS, rządzilibyście sami, ale na to są skromne szanse. Z sondaży wynika, że w Sejmie mogą się znaleźć trzy partie, jakie są więc zdolności koalicyjne Platformy?

A z innych sondaży wynika, że partii będzie pięć. Dzisiaj mogę powiedzieć na razie tyle, że do wyborów pozostały jeszcze trzy miesiące i zrobię wszystko, by Platforma wygrała te wybory.

WP: A może naturalnym sojusznikiem PO może zostać dopiero co powstała Zjednoczona Lewica? Od jakiegoś czasu udaje się Pani przeforsować takie hasła jak wspomniane in vitro, konwencja antyprzemocowa, a ostatnio podejmujecie temat legalizacji marihuany leczniczej. To wszystko dotąd było domeną lewicy. Platforma mocno skręca w lewo.

Nie idziemy w kierunku lewicowym. Platforma Obywatelska realizuje swoje postulaty, a ja jako pierwsza postulowałam in vitro, będąc jeszcze ministrem zdrowia. Marihuana lecznicza, jeśli będzie dopuszczona do obrotu, będzie stosowana u pacjentów jako środek, który leczy i przynosi ulgę. Nie widzę tu nic nagannego.

WP: A co Pani myśli o legalizacji miękkich narkotyków jako środka mającego wyprzeć dopalacze?

Dopalacze to straszne nieszczęście. Trzeba się skupić na karaniu tych, którzy je produkują i rozprowadzają. Jestem też przeciwna zalegalizowaniu narkotyków. Mówię to jako polityk i lekarz.

WP: Nieszczęście prezydenta w kampanii na dobre zaczęło się chyba od rady dla brata mało zarabiającej dziewczyny: "trzeba wziąć kredyt i zmienić pracę". Czy to jednak nie było szczere wyznanie prezydenta? Bo przecież, gdyby rzeczywiście Platforma miała jakiś pomysł, to prezydent nie dałby się przyłapać. Póki co jednak 46 proc. młodych Polaków ma zamiar po zakończeniu studiów wyjechać za granicę i tam podjąć pracę.

A czy Pan wie, kiedy najwięcej młodych Polaków wyjechało?

WP: Pewnie w 2004, kiedy weszliśmy do Unii i można było to zrobić.

Sam pan widzi, że najwięcej ludzi wyjechało nie za rządów Platformy Obywatelskiej. Musimy pamiętać, że niezależnie czy to się komuś podoba, czy nie, nadal jesteśmy krajem na dorobku. Nadal gonimy najbardziej rozwinięte gospodarki w Europie. Mimo najszybszego wzrostu gospodarczego w Europie w kryzysowych latach 2008-2013 nadal mamy dystans do odrobienia. I to ja i mój rząd systematycznie robimy. Dlatego właśnie tak dbamy o stabilność finansów publicznych i pozycję Polski w zjednoczonej Europie.. Chciałabym, żeby wszyscy ludzie, którzy kończyli studia w Polsce, znaleźli tu swoje miejsce do życia, by budować Polskę razem z innymi. Właśnie z myślą o tych młodych ludziach mój rząd przyjął m.in. ustawę o kredytach hipotecznych czy plan budownictwa na wynajem.

WP: Też bym tego chciał, ale Polacy cały czas wyjeżdżają nie dlatego, że chcą zwiedzać, tylko żeby móc pracować, bo w Polsce nie mają takiej możliwości.

A wie Pan, że obecnie w Polsce pracuje ok. 16 milionów ludzi? To jest największa liczba zatrudnionych od 1989 r. Czy wie Pan, iż w latach kryzysu 2008-2013 Polska była jednym z trzech Państw, w których powstało najwięcej miejsc pracy? To się nie dzieje jednak z dnia na dzień, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Robię wszystko, by składać ofertę młodym ludziom, łącznie z ustawą o 100 tysiącach nowych miejsc pracy. Od kilku miesięcy na szczęście bezrobocie w Polsce spada. Mimo kryzysu gospodarczego doprowadziliśmy do sytuacji, gdy bezrobocie w Polsce jest niższe niż średnia europejska. Pamiętam czasy, gdy w Polsce bezrobocie było jedno z najwyższych w Europie, znacznie powyżej średniej UE. Wtedy rządziło PiS, które teraz formułuje proste recepty na trudne problemy.

WP: Za rządów PiS bezrobocie malało, choć startowali z wyższego pułapu.

Ale wciąż było jednym z najwyższych w Europie.

WP: A co Pani myśli o przyjmowaniu do Polski imigrantów z Afryki na dużą skalę. Jest taki pomysł, by najpierw wpuszczać wszystkich, a potem sprawdzać, kto wszedł?

Wyjściową propozycją Rady Europejskiej w tej sprawie była dobrowolność w przyjmowaniu imigrantów z Afryki. Nagle na jednym ze szczytów RE okazało się, że każde państwo musi się zobowiązać do przyjęcia wskazanej liczby uchodźców. Okazało się, że Polsce przypadłoby ich 4,5 tysiąca. Po co w takim razie były wcześniejsze deklaracje szefów państw? To dzięki twardemu stanowisku Polski ostatecznie RE ustaliła dobrowolność, jeśli chodzi o liczbę imigrantów, którą przyjmą państwa członkowskie. W ramach tej dobrowolności oczywiście powinniśmy być i jesteśmy solidarni z innymi państwami Unii. Jest to jednak solidarność odpowiedzialna. Nie możemy dopuścić do umieszczania uchodźców w ośrodkach bez szansy na pełną aklimatyzację w naszym kraju. To byłaby solidarność nieodpowiedzialna. My zaproponowaliśmy możliwość przyjęcia dwóch tysięcy uchodźców, którzy uciekają ze swoich krajów przed śmiercią. Dodam, że koszty ich pobytu w Polsce pokrywa Unia Europejska.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1937)