Żona dwóch mężów
Czy mając w Polsce małżonka, można za granicą poślubić obcokrajowca? Niby nie, a jednak...
06.12.2004 | aktual.: 06.12.2004 11:55
Ta historia wydarzyła się naprawdę. Rzecz dotyczy tzw. bigamii zagranicznej – zjawiska tak starego, jak stare są procesy imigracyjne oraz instytucja monogamicznego małżeństwa. Po co więc o tym pisać? Otóż od niedawna Polska jest członkiem Unii Europejskiej, Polacy częściej wyjeżdżają i częściej będą się osiedlać za granicą. W konsekwencji częściej będzie dochodziło do rozpadu dotychczasowych, krajowych małżeństw. I do zawierania nowych związków z obywatelkami i obywatelami innych państw. Tymczasem ani nasze prawo, ani jego egzekutorzy nie są najlepiej przygotowani do takiej sytuacji. Niech więc owa historia będzie przestrogą przed czekającymi nas kłopotami.
Wyjście awaryjne
Państwo Tomasz i Krystyna Łydzińscy jeszcze w latach 80. wyemigrowali do Kanady. I choć za oceanem wiodło im się nieźle, przemiany, jakie zaszły w Polsce po 1989 r., nakłoniły ich do powrotu. Co też uczynili w 1992 r. Chcąc jednak zostawić sobie „wyjście awaryjne”, zatrzymali dom w Kanadzie.
Kilka lat po powrocie stosunki między nimi zaczęły się pogarszać. Do tego stopnia, że w 2002 r. Krystyna Łydzińska wyjechała do Kanady, zabierając ze sobą młodszą córkę (starsza w tym czasie kończyła studia medyczne). W sierpniu 2002 r. do sądu prowincji Ontario wpłynął złożony przez panią Krystynę pozew o rozwód. Sprawa, bez obecności małżonka, nie trwała długo – we wrześniu tego samego roku powódka przestała być panią Łydzińską. A kilkanaście dni później, również w Kanadzie, wyszła za mąż za obywatela brytyjskiego, z którym mieszka obecnie w Londynie.
– O wszystkim dowiedziałem się po dwóch miesiącach – twierdzi Łydziński. – Po prostu pewnego wieczoru zadzwonił do mojego ojca znajomy z Kanady, radząc, „by Tomasz zadbał o swoje sprawy, bo jego żona wzięła ślub”. To był dla mnie szok, zwłaszcza że żona postąpiła nieuczciwie. Wysłała do sądu pisemne oświadczenie, że od dziesięciu lat nie utrzymuje ze mną żadnych kontaktów. Zapewniała w nim, że przez cały ten czas mieszkała w Kanadzie. A ja pewnego dnia wyjechałem do Polski i słuch po mnie zaginął. Niemożność skontaktowania się ze mną pozwoliła na przeprowadzenie rozprawy bez obecności jednej ze stron. Wieloletni brak wspólnego pożycia był zaś dla sądu wystarczającym powodem do udzielenia rozwodu...
– Mniejsza jednak o straty moralne – dodaje Łydziński. – W efekcie wyroku kanadyjskiego sądu żona otrzymała prawo dysponowania naszym wspólnym domem. I gdy się zorientowała, że wiem o rozwodzie, sprzedała nieruchomość. Biorąc pod uwagę obciążenia hipoteczne, zarobiła na tym jakieś 150 tys. dol kanadyjskich. Łydziński nie pozostaje gołosłowny i pokazuje dokumenty, z których jasno wynika, że pani Krystyna nie tylko opuściła Kanadę, lecz także przez cały wspomniany okres miała z mężem stały kontakt. W 1994 r. zarejestrowała w Warszawie własną działalność gospodarczą, a w dokumentach rejestracyjnych pełnomocnikiem uczyniła... właśnie Tomasza Łydzińskiego. Rok później sprowadziła z Kanady amerykańską limuzynę. I przy tej okazji zadeklarowała, że na stałe wraca do Polski, co uczyniło samochód tzw. mieniem przesiedleńczym, niepodlegającym opłatom celnym. Z kolei w 1999 r. podpisała się pod aktem notarialnym, w którym oboje Łydzińscy przekazali w formie darowizny swoje mieszkanie starszej córce.
– Czy do tego wszystkiego doszłoby przy wieloletnim braku kontaktu? – pyta retorycznie pan Tomasz. I na koniec wyciąga jeszcze jeden dokument. Wynika z niego, że od 1997 r. toczy się przed warszawskim sądem... sprawa rozwodowa Łydzińskich.
Czyn (nie)przestępczy
Wieść o rozwodzie i ślubie małżonki sprowokowała Łydzińskiego do wyjazdu do Kanady. Na miejscu okazało się, że kanadyjski sąd nie wyznaczy mu adwokata z urzędu, pan Tomasz postanowił więc dochodzić swoich praw przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Kalkulując, że nadal pozostaje w związku małżeńskim z kobietą, która za granicą wyszła za mąż za innego mężczyznę, złożył do prokuratury doniesienie o popełnieniu bigamii. Prokurator rejonowy nie dopatrzył się jednak znamion przestępstwa. Sprawa więc, po zażaleniu Łydzińskiego, została przekazana warszawskiej prokuraturze okręgowej. – Krystyna Łydzińska, zawierając w Toronto ślub z obywatelem brytyjskim, była według prawa kanadyjskiego osobą rozwiedzioną, a tym samym nie dopuściła się w tym kraju przestępstwa bigamii i nie może z tego tytułu ponosić odpowiedzialności karnej przed polskim wymiarem sprawiedliwości – stwierdziła prokurator okręgowy Grażyna Płusa, w pełni podzielając opinię prokuratora rejonowego.
Bardziej pryncypialny okazał się stołeczny sąd. „Zdaniem Sądu, Prokurator błędnie przyjął jako podstawę umorzenia brak znamion czynu zabronionego w zachowaniu Krystyny Łydzińskiej. Krystyna Łydzińska uzyskała rozwód ze swoim mężem Tomaszem Łydzińskim w Kanadzie. W świetle prawa kanadyjskiego była stanu wolnego i nie było przeszkód do zawarcia przez nią związku małżeńskiego w tym kraju. W świetle prawa polskiego, do czasu uznania przez sąd polski wyroku sądu kanadyjskiego, Krystyna Łydzińska nadal pozostawała w związku małżeńskim. Zawarcie przez nią ponownego małżeństwa było niedopuszczalne i wyczerpywało formalnie znamiona przestępstwa z art. 206 par. 1 kk”, czytamy w postanowieniu z sierpnia 2003 r. Nieco dalej jednak ten sam sąd uznaje, iż czyn Krystyny Łydzińskiej „nie jest przestępstwem, albowiem jego stopień szkodliwości społecznej jest znikomy”.
Tym samym zdecydowano o umorzeniu dochodzenia. I choć akta sprawy trafiły do szafy, rodzimy wymiar sprawiedliwości nadal interesował się przypadkiem Łydzińskich. Tym razem jednak na drodze cywilnej – w grudniu 2003 r. warszawski sąd okręgowy odrzucił wniosek Krystyny Łydzińskiej o uznanie rozwodu kanadyjskiego. W orzeczeniu, określanym jako „nieuznanie skuteczności sądu zagranicznego”, pojawiło się tylko jedno uzasadnienie. Mianowicie, iż wedle polskiego prawa niemożliwe jest uznanie wyroku zagranicznego, jeśli w tej samej sprawie zostało wszczęte bądź toczy się postępowanie sądowe w kraju. Niezakończona sprawa rozwodowa w Polsce uczyniła zatem z Krystyny Łydzińskiej międzynarodową bigamistkę. Kobieta odwołała się od tak brzmiącego wyroku – w październiku br. odbyła się rozprawa apelacyjna. Sąd Apelacyjny w Warszawie w całości podtrzymał wcześniejsze postanowienie. Dziś jest już ono prawomocne.
Wyłudzenie obywatelstwa
– Mój majątek jest zatem majątkiem Anglika, majątek Anglika i Krystyny jest moim majątkiem. Anglik jest mężem mojej żony, ja dla Anglika jestem mężem jego żony i... No właśnie – drwi z całej sytuacji Łydziński. W rzeczywistości jednak nie bardzo mu do śmiechu. Choć zaistniała nowa okoliczność – wyrok sądu apelacyjnego – prokuratura nie kwapi się do ponownego wszczęcia dochodzenia w sprawie o bigamię.
Jeszcze gorzej wygląda sytuacja prawna żony Łydzińskiego. W dołączonym do pozwu oświadczeniu skierowanym do sądu prowincji Ontario kobieta stwierdziła, że „obecnie, uwzględniając możliwość sfinalizowania sprawy niniejszego pozwu o rozwód, jestem zaręczona z obywatelem Wielkiej Brytanii, stale zamieszkałym w Anglii. Po ślubie zamierzam wyemigrować do Anglii, wraz z moją córką Heleną. Mam nadzieję i pragnę, aby to małżeństwo mogło dojść do skutku w dniu lub przed dniem 31 października 2002 r., gdy moja córka Helena skończy 18 lat, gdyż zawarcie przeze mnie małżeństwa przed tą datą automatycznie uprawni moją córkę do przywileju otrzymania obywatelstwa Wielkiej Brytanii”.
Jak owa deklaracja i prośba zarazem ma się do obecnej sytuacji pani Krystyny? Otóż czyni z jej kanadyjskiego rozwodu preludium do przestępstwa imigracyjnego – wyłudzenia brytyjskiego obywatelstwa dla córki. Mało tego, we wspomnianym oświadczeniu, złożonym pod przysięgą, Krystyna Łydzińska zapewniła, że „szczegółowe dane na temat małżeństwa, podane w świadectwie ślubu znajdującym się w aktach Sądu dotyczących niniejszej sprawy, są dokładnymi danymi o tym małżeństwie”. Czy rzeczywiście dokładnymi, skoro zabrakło informacji o złożonym w Polsce pozwie? Wyrok polskiego sądu apelacyjnego nie pozostawia w tym zakresie żadnych wątpliwości...
Co dalej zrobią Łydzińscy? Niestety, nie udało nam się ustalić londyńskiego adresu pani Krystyny, więc nie mamy pojęcia o jej dalszych krokach. Wiemy za to, co planuje polski mąż. Za pośrednictwem ambasad zamierza złożyć doniesienia do brytyjskiego i kanadyjskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o przestępstwach popełnionych przez żonę – bigamii, wyłudzeniu obywatelstwa i składaniu fałszywych oświadczeń. Wygląda na to, że o „przypadku Łydzińskich” jeszcze usłyszymy.
I pomyśleć, że cały ten prawny galimatias można było zdusić w zarodku – w 1997 r. Jak? Po prostu orzekając rozwód Łydzińskich. Niestety, na drodze stanął wówczas prawny imperatyw polskich sądów rodzinnych – za wszelką cenę starać się pogodzić skłóconych małżonków. Czyli tak przedłużać procedurę, by im się odechciało. Zabiegać o rozwód, rzecz jasna...
Marcin Ogdowski
Personalia bohaterów zostały zmienione