Zakład Ucisku Społeczeństwa

ZUS, wielką czarną dziurę biurokracji, należy jak najszybciej sprywatyzować. Utrzymywanie niewydolnego ZUS kompromituje ideę reformy emerytalnej.

09.06.2003 | aktual.: 09.06.2003 08:08

"Informujemy, że suma składek na Pani/Pana rachunku w naszym funduszu wynosi 0 zł" - listy tej treści powinien wysłać do 114,7 tys. swoich klientów największy w Polsce otwarty fundusz emerytalny Commercial Union (zawarł 2,55 mln umów). W pozostałych piętnastu funduszach emerytalnych pustych jest średnio 22 proc. kont. To teoretycznie oznacza, że od czterech lat 2,2 mln z 10 mln Polaków należących do tzw. II filaru nie zarabia na swoją emeryturę! Winny jest Zakład Ubezpieczeń Społecznych, czyli tzw. I filar naszego systemu emerytalnego (państwowa instytucja, która wypłaci nam 2/3 emerytury). Tylko 82 proc. należnych składek od ubezpieczonych (według danych OFE)
ZUS przesyła dziś do prywatnego drugiego filaru, czyli otwartych funduszy emerytalnych, inwestujących i pomnażających nasze składki (z OFE otrzymamy 1/3 emerytury), za poprzednie lata jest zaś dłużny funduszom ponad 9 mld zł, (z odsetkami - 9,5 mld zł). Zakład ubezpieczeń uspokaja, że dług ureguluje, a za zwłokę zapłaci ustawowe odsetki (od kwietnia
wynoszą mniej niż 6 proc. rocznie). - Odsetki te mogą być jednak niższe niż zyski, które w tym samym czasie wypracowałyby OFE. Większość funduszy w ostatnich dwóch latach zwiększyła wartość wpłacanych składek o 25-35 proc. - ostrzega Paweł Wojciechowski, prezes Powszechnego Towarzystwa Emerytalnego Allianz Polska. Od połowy kwietnia ZUS w ogóle przestał spłacać funduszom odsetki, bo budżet nie ma pieniędzy. Przez cztery lata państwowy moloch nie potrafił dokończyć informatyzacji baz danych i często nie wie, kto jest ubezpieczony, ile wpłacił i jaki uzbierał kapitał. Obowiązkiem zebrania danych obarcza więc ubezpieczonych. Po co nam w takim razie ZUS? Prywatna firma zbierze pieniądze i rozdzieli emerytury sprawniej, a weźmie za to mniej niż 3,3 mld zł rocznie, bo tyle wyniosły w 2002 r. koszty własne i bieżące wydatki ZUS!

W poszukiwaniu zaginionych emerytów

Za 1999 r. nie wpłynęła na moje konto w OFE żadna z dwunastu składek, w 2000 r. zaksięgowano jedną, choć płaciłem na bieżąco! W ZUS panuje bałagan, który w prywatnych firmach jest nie do pomyślenia - oburza się Rafał Przedmojski z Warszawy, były właściciel firmy konsultingowej. Dziś dług ZUS wobec OFE, a właściwie wobec ich klientów, rząd chce za pomocą ustawy (ma być gotowa do października) zamienić na długoletnie obligacje skarbu państwa. - Budżet nie ma pieniędzy, więc musimy przyjąć obligacje. Samo ich oprocentowanie - takie samo jak rocznych papierów skarbowych - może jednak nie zapewnić członkom OFE takiej rentowności składek, jaką uzyskaliby, gdyby ich składki inwestowały dowolnie towarzystwa emerytalne - mówi Ewa Lewicka, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, współautorka reformy emerytalnej rządu Jerzego Buzka. Dlatego w rozmowach z rządem na temat ustawy o przejęciu przez skarb państwa zobowiązań ZUS wobec członków funduszy IGTE domaga się, by do nominalnego oprocentowania tych
obligacji doliczono jeszcze "premię" w wysokości 0,35 proc. Różnego rodzaju problemy mają wszyscy ubezpieczeni, niezależnie od tego, czy należą wyłącznie do pierwszego filaru, czy też ich składki są dzielone między ZUS i prywatne fundusze. Około 1,5 mln Polaków urodzonych po 31 grudnia 1948 r. szuka wymaganych przez ZUS dokumentów potwierdzających ich zarobki z 10 kolejnych lub 20 wybranych lat pracy wykonywanej przed 1 stycznia 1999 r. Bez tych dokumentów zakład ubezpieczeń nie wyliczy im tzw. kapitału początkowego. To kwota, którą "uzbierali", pracując przede wszystkim w okresie PRL. Kapitał powinien zostać zapisany na wprowadzanych od 1 stycznia 2004 r. osobistych kontach w ZUS (dzięki nim wpłacane przez nas składki będą odkładane na naszym rachunku, a nie wrzucane do wspólnego worka, z którego wyciągane są pieniądze na wypłaty bieżących emerytur). Do końca 2003 r. cała operacja powinna się zakończyć, tymczasem do zliczenia wciąż pozostają zarobki milionów osób. Obowiązujące dawniej przepisy wymagały, by
przedsiębiorstwa przechowywały dokumentację o zarobkach tylko przez 12 lat, a w niektórych branżach w ogóle nie było obowiązku wpisywania wysokości wynagrodzeń do legitymacji ubezpieczeniowych. Dziesiątki tysięcy firm zbankrutowały po 1989 r., i chociaż ich archiwa powinny przechowywać wyznaczone instytucje, odnalezienie właściwego bywa udręką. Absurdalność całej sytuacji sięga zenitu, pojawiła się nawet na rynku nowa profesja: detektyw poszukujący na zlecenie naszych zaświadczeń o zarobkach...

Krzysztof Trębski

Współpraca: Tomasz Cukiernik

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)