Zabili z zimną krwią
Zdemoralizowani, działający z najwyższym okrucieństwem - tak gdański sąd nazwał dwoje młodych ludzi, skazanych za podwójne zabójstwo.
17.10.2003 | aktual.: 17.10.2003 08:45
Oboje dostali najwyższe wyroki, jakie przewiduje kodeks karny: Dorota Szałata (która w chwili morderstwa była nieletnia) - 25 lat więzienia, 21-letni Daniel Neidrowski - dożywocie. Tragedia wydarzyła się w Koślince (gm. Sztum). Ofiary morderców to: 51-letni Józef M. i jego konkubina, 37-letnia Ewa L. Od początku 2001 roku Neidrowski pomagał im w pracach rolnych. Po jakimś czasie wprowadziła się tam też jego dziewczyna, Dorota. Między mieszkańcami gospodarstwa zaczęło dochodzić do konfliktów. Nadszedł 24 lutego 2002 roku.
- Oskarżona wzięła metalową ośkę i uderzyła kilka razy Józefa M. - relacjonował sędzia Robert Studzienny. - Neidrowski uderzył także. Józef M. umierał przez kilka godzin. Potem pozbyli się także Ewy L. Jej zwłoki zakopali w gnojówce, jego - zasypali w kanale garażowym.
- Oskarżeni zachowywali się potem jakby nic się nie stało - mówił sędzia. - Wyprzedawali majątek, za który kupili pierścionek zaręczynowy, wyprawiali przyjęcia. Ich postępowanie świadczy o wysokim stopniu demoralizacji.
Wczorajszy wyrok nie jest prawomocny. Obrońca Neidrowskiego zapowiedział apelację.
Dorota Szałata - 25 lat więzienia, Daniel Neidrowski - dożywocie. Takie wyroki zapadły wczoraj przed gdańskim Sądem Okręgowym. Młodzi ludzie (ona - 18, on - 21 lat) skazani zostali za zamordowanie właścicieli gospodarstwa, w którym mieszkali. Wyrok nie jest prawomocny.
Podczas odczytywania wyroku trudno było dociec, co dzieje się w głowach morderców. Byli spokojni, nie wyglądali na mocno przejętych tym, co się wokół nich dzieje. Dopiero w czasie uzasadniania wyroku w oczach dziewczyny pojawiły się łzy.
Tragedia, która rozegrała się w Koślince 24 lutego ubiegłego roku wyszła na jaw dopiero po kilku tygodniach. Młodzi ludzie bowiem nie przejmowali się faktem, że na terenie gospodarstwa zakopane są ciała zamordowanych przez nich gospodarzy: Józefa M. zatłuczonego metalowym prętem i dobitego kawałem gruzu oraz jego konkubiny Ewy L., zarąbanej siekierą i uduszonej. Mordercy, jak gdyby nigdy nic, spraszali znajomych, wyprawiali przyjęcia, ba - nawet się zaręczyli. Pieniądze na pierścionek zdobyli wyprzedając majątek zamordowanych.
- Zaciekawionym mówili, że gospodarze wyjechali do Gdańska albo do Starogardu na leczenie - mówił wczoraj sędzia Robert Studzienny.
Dwa tygodnie później, po interwencji rodziny gospodarza, policja kazała im opuścić gospodarstwo. Pięć dni potem w kanale samochodowym znaleziono ciało Józefa M. Tymczasem mordercy za pieniądze pozostałe po wyprzedaży majątku gospodarzy podróżowali po różnych miastach. Zatrzymani w Sztumie, ujawnili, że zwłoki Ewy L. zakopane są w gnojowniku.
Sąd nie znalazł dla nich żadnych okoliczności łagodzących. Szałata dostała niższy wyrok tylko dlatego że w czasie morderstwa była niepełnoletnia. Na jednej z poprzednich rozpraw powiedziała, że nadal kocha Daniela i że piszą do siebie z aresztu listy.
- Zachowanie oskarżonych w czasie i po zabójstwie świadczy o wysokim stopniu demoralizacji - mówił sędzia Studzienny. - Ich działanie związane było ze szczególnym udręczeniem ofiar. Zadawali im cierpienia, które nie były konieczne dla osiągnięcia ich celu. Było to zachowanie z góry zaplanowane, a nie pod wpływem chwilowych emocji.
Czesław Romanowski