Zabił księdza, pracuje w mediach
Leszek Pękala, jeden z zabójców księdza
Jerzego Popiełuszki, pod zmienionym nazwiskiem od dawna pracuje w
środowisku mediów. Od kilku lat zbiera reklamy dla "Życia
Warszawy" - pisze dziennik "Życie".
Redaktor naczelny "Życia" Tomasz Wołek na trzech stronach gazety odsłania kulisy tej bulwersującej - nie tylko dla dziennikarzy sprawy.
Ujawniamy, że w polskich mediach od lat pracuje morderca. To występujący pod zmienionym nazwiskiem Leszek Pękala, jeden z trzech zbrodniarzy, którzy na rękach maja męczeńską krew księdza Jerzego Popiełuszki - stwierdza w komentarzu Tomasz Wołek.
Fakt, iż nie jest dziennikarzem, tylko działa w biurze reklamy, nie ma znaczenia, bowiem takie biura stanowią integralną część każdego wydawnictwa. A ich pracownicy w kontaktach z klientami i opinia publiczną też reprezentują konkretne tytuły oraz wpływają na ich wiarygodność i reputację. Przecież ogłoszenia zbiera się nie dla jakieś anonimowej agencji, ale dla "Przeglądu Sportowego" czy "Życia Warszawy" - podkreśla autor komentarza.
Według niego, tu nie chodzi o wyrok sądu. On już zapadł, i na to nie ma rady, choć ogromna większość społeczeństwa nie uznała go za sprawiedliwy w obliczu zbrodni tak okrutnej i tak straszliwej. Tak czy owak, Pękala, nie odsiedziawszy nawet 15 lat, wyszedł z więzienia. Rozumiem - pisze Tomasz Wołek - że musiał coś ze sobą począć, szukać punktu zaczepienia w nowej rzeczywistości. Nie odmawiam mu prawa do życia i pracy ani do zmiany stanowiska. Wszelako mój kategoryczny sprzeciw budzi miejsce i charakter tej pracy - stwierdza red. naczelny "Życia".
Uważa on, iż w świecie mediów nie powinno być miejsca dla ludzi z taką przeszłością. Owszem, nie pracują tam same anioły. Jednak ktoś, kto ma na sumieniu tak potworną zbrodnię - nawet jeśli twierdzi, iż "według sumienia czuje się z niej rozliczony" - samą obecnością w środowisku wystawia na szwank jego wizerunek i dobre imię. Coś, co w tym zawodzie jest wartością bezcenną. (PAP)