Wynagrodzenie do zwrotu
Ponad 2200 złotych musiała zwrócić gminie
bytomska nauczycielka za to, że pobierała wynagrodzenie
"kontraktowe" a nie nauczyciela stażysty, jak powinna. Sprawę
wykryli rodzice. Nie podobało im się również to, że nauczycielka
jest po marketingu, a uczy matematyki - informuje "Dziennik
Zachodni".
22.06.2006 00:05
Nie zdarzyło się, żeby ktoś nam zwracał pieniądze za bezprawnie pobrane wynagrodzenie- przyznaje Stefania Wawer, naczelnik Wydziału Edukacji Urzędu Miejskiego w Bytomiu.
Sprawa sięga końca marca. Rada Rodziców Szkoły Podstawowej nr 42 poprosiła Regionalną Izbę Obrachunkową o kontrolę finansową szkoły. Chodziło o zasadność wydatków na wynagrodzenia nauczycieli, a w szczególności wysokości pensji wypłacanej Aleksandrze Turowskiej, nauczycielce matematyki. Turowska nie posiada kwalifikacji do nauczania matematyki, a mimo to jest zatrudniona i traktowana w sprawach płacowych przez dyrektorkę szkoły Annę Zadworną, jak nauczyciel kontraktowy, z naruszeniem obowiązujących przepisów - twierdzili rodzice. Na początku kwietnia pismo Rady Rodziców trafiło do bytomskiej Rady Miejskiej. Ta sprawę zbadała i co? Okazało się, że rodzice mają rację.
Turowska, magister po Śląskiej Szkole Marketingu i Zarządzania, ma ukończony kurs pedagogiczny, ale wyłącznie do nauczania teoretycznych przedmiotów zawodowych. Takich przedmiotów uczyła w bytomskim "ekonomiku", gdzie otrzymała stopień nauczyciela kontraktowego.
Chcąc uczyć matematyki w szkole podstawowej, powinna skończyć studia podyplomowe z matematyki. Takich studiów jednak nie miała. Dyrektorka mogłaby ją zatrudnić na czas określony, jako nauczyciela stażystę. Ale tylko wówczas, gdy zgodę na to wyrazi organ sprawujący nadzór pedagogiczny, czyli kuratorium. Problem w tym, że takiej zgody dyrektorka nie miała.