Wyborczy as Silvio Berlusconiego
Na trzy tygodnie przed wyborami we Włoszech lider centroprawicy Silvio Berlusconi walczy o głosy, uderzając w najczulszy punkt polityki rządu Mario Montiego. Obiecał, że odda obywatelom pieniądze z wprowadzonego niedawno podatku od nieruchomości. Zapowiedź ta wywołała polityczną burzę.
Były premier, który zapowiada, że jeśli jego formacja wygra wybory, będzie ministrem gospodarki, w opinii komentatorów wyciągnął ostatniego asa z rękawa. Odwołał się do milionów Włochów, którzy w ostatnich miesiącach zapłacili przywrócony przez rząd Montiego w ramach uzdrawiania finansów publicznych gminny podatek od nieruchomości (IMU). Został on wcześniej zniesiony między innymi w przypadku jedynego mieszkania bądź domu, posiadanego przez rodzinę. Począwszy od 2012 roku objęto nim i te nieruchomości. Każda rodzina, posiadająca własne mieszkanie zapłaciła - w zależności od regionu i miasta - średnio po kilkaset euro.
To największe, budzące ogromną frustrację finansowe obciążenie, jakie odczuli Włosi w rezultacie antykryzysowej polityki gabinetu ekspertów. Wpływy z tego podatku oszacowano na cztery miliardy euro.
Na wiecu wyborczym w Mediolanie Berlusconi zapowiedział, że na pierwszym posiedzeniu rządu, który powstanie po zwycięstwie jego koalicji, zapadnie decyzja o zwróceniu w całości obywatelom sum, jakie wyłożyli na podatek od jedynej posiadanej przez nich nieruchomości. Krok ten nazwał "odszkodowaniem za błędny podatek".
- Będzie to akt zadośćuczynienia, akt symboliczny, który otworzy nowy rozdział i przywróci w obywatelach zaufanie do państwa - stwierdził były trzykrotny premier. Zapowiedział także inne kroki w celu zmniejszenia obciążeń podatkowych, na przykład likwidację "znienawidzonego" - jak mówił - regionalnego podatku od działalności produkcyjnej, gdyż w jego opinii hamuje rozwój prywatnych firm i przedsiębiorstw.
Zapowiedź zwrotu pieniędzy za podatek wywołała we Włoszech polityczną burzę. Przeciwnicy Silvio Berlusconiego ostro skrytykowali jego obietnice nazywając je "pustymi" i "bzdurnymi".
- Dawanie pieniędzy w zamian za poparcie wyborcze to zły sposób zwracania się do obywateli - powiedział kandydat do parlamentu z ramienia prowadzącej w sondażach centrolewicowej Partii Demokratycznej, były krajowy prokurator do walki z mafią Piero Grasso. - To jest niemoralne - ocenił.
- A skąd Berlusconi weźmie na to pieniądze? - zapytał lider ugrupowania Włochy Wartości Antonio Di Pietro, którego zdaniem jest to "głupia propozycja".
Inni politycy lewicy porównali byłego premiera i medialnego magnata do wróżki z telewizji i uznali, że ucieka się do bardzo groźnej propagandy.
Deklaracje byłego premiera sarkastycznie ocenił także Mario Monti. Szef rządu oświadczył w reakcji na słowa jego poprzednika: To coś wspaniałego. Berlusconi rządził przez tyle lat i nie dotrzymał żadnej ze swych obietnic.
- Teraz próbuje po raz czwarty. Włosi mają dobrą pamięć - stwierdził premier Monti, który idzie do wyborów 24 i 25 lutego na czele koalicji popierających go sił centrum.