"Wprost": Naziści z Podlasia
Przez lata białostoccy skinheadzi byli bezkarni. Podpalali mieszkania cudzoziemców, bili - nikt nie reagował. Aż trafili na policjanta, któremu się chciało, i upartego prokuratora. I oni rozbili groźną organizację neonazistowską. Na razie zarzuty usłyszało 90 osób - pisze Mariusz Kowalewski w nowym numerze tygodnika "Wprost".
25.03.2016 15:10
Znaleźliśmy przedwojenną książkę telefoniczną Białegostoku. 70 proc. ludności, która tutaj mieszkała, stanowili Żydzi. I w takim mieście, które było tolerancyjne, rozkwitła ta zaraza. Inaczej o ludziach czczących Hessa czy Hitlera nie da się powiedzieć – opowiada osoba pracująca przy jednym z największych śledztw w Polsce dotyczącym grup neonazistowskich.
Przez lata jednak nikt nie reagował. Pojawiające się na murach swastyki uznawano za przejaw młodzieńczej głupoty. Kiedy w 2011 r. ktoś pomazał swastykami pomnik ofiar mordu w Jedwabnem i dopisał "Byli łatwopalni", też uznano to za przejaw głupoty.
Policja prowadziła rutynowe śledztwa, ale niewiele z nich wynikało. Do czasu. W 2013 r. w Białymstoku podpalono mieszkanie Hindusa. To zdarzenie przelało czarę goryczy.
Śledztwo dostał jeden z najlepszych prokuratorów na Podlasiu. W wyłapanie skinów zaangażowało się warszawskie Centralne Biuro Śledcze Policji i funkcjonariusz z komendy miejskiej w Białymstoku. Razem rozbili największą organizację neonazistowską w Polsce. Okazało się, że mają do czynienia ze sprawnie działającą siatką międzynarodowych neonazistów z Blood and Honour (Krew i Honor). Śledczy zabezpieczyli tysiące dokumentów. W tym zdjęcia, na których utrwalano spotkania członków Blood and Honour.
Zarząd
Blood & Honour to międzynarodowa organizacja neonazistowska. W Polsce działa przynajmniej od 2005 r. Formalnie miała zostać rozbita w 2007 r., gdy zatrzymano, jak się wtedy wydawało, głównych aktywistów neonazistowskich. Zabezpieczono setki dokumentów. W tym te, które wskazywały kolejny trop – Białystok. Ale prokuratorzy nie poukładali wówczas rozrzuconych puzzli. W ogóle nie podjęli tropu prowadzącego na Podlasie. Mimo że od 2005 r. w Białymstoku trwała regularna wojna między skinami a pretorianami, czyli kibicami Jagiellonii. Pierwsi chcieli za wszelką cenę przejąć władzę nad stadionem. Policja w bijatykach nie widziała jednak nic poza walkami pseudokibiców. Nawet gdy w grudniu 2005 r. przed swoim domem został zabity Adrian, szef pretorian. Sprawcami okazali się młodzi podlascy skini, których zatrzymano i osądzono. Nikt jednak nie wiązał tego zajścia z działającą na terenie Polski organizacją Blood and Honour.
Przeczytaj również: Skandal w młodzieżowym ośrodku wychowawczym prowadzonym przez rodzinę senatora PSL
A już wtedy było wiadomo, że śledczy nie mają do czynienia ze zwykłą stadionową chuliganerią. Zatrzymani sprawcy śmiertelnego pobicia Adriana jawnie deklarowali fascynację Hitlerem i nazizmem. Ale śledczy zadowolili się złapaniem głównych sprawców morderstwa. Nie szukali zleceniodawcy, choć billingi i zeznania wskazywały, że nie działali sami. Ze strzępów informacji można było wyczytać, że na Podlasiu funkcjonuje dobrze zorganizowana siatka neonazistów. A skinheadzi najpierw przejęli kontrolę nad stadionem Jagiellonii Białystok. Stamtąd wyszli na miasto. Stworzyli przestępczą organizację, na której czele stanęli: Adam S. ps. Staszyn, Herbert Ż. ps. Herbciak, Krzysztof G. ps. Litwin i Tomasz P. ps. Dragon.
„Staszyn” to barczysty, postawny mężczyzna. Na lewej ręce ma wytatuowany napis „Blood and Honour”. To on jest formalnym szefem białostockich skinheadów. „Herbciak” policji i prokuraturze był znany od 2007 r., gdy prokuratura dokonywała pierwszych zatrzymań członków B&H na terenie Polski. „Litwin” jest najmłodszy z nich. Również sportowa, umięśniona sylwetka. Na prawym przedramieniu nosi tatuaż, w którym nazistowskie symbole wymieszane są ze znakiem Polski Walczącej.
Tomasz P. ps. Dragon – 31-letni mężczyzna o dziecięcej twarzy. Łącznik między młodymi a tzw. starymi skinheadami, czyli „Herbciakiem”, „Staszynem” i „Litwinem”. „Dragon” był twarzą medialną, nieformalnym rzecznikiem prasowym skinów. Udzielał się w akcjach społecznych. Był zapraszany do białostockiego ratusza. Maszerował w paradach z okazji Dnia Niepodległości czy Święta Żołnierzy Wyklętych. On organizował kibiców Jagiellonii.
Operacja "antynazi"
W 2013 r. CBŚP udało się wprowadzić do kierownictwa białostockich skinów dwóch policjantów pracujących pod przykryciem. Kolejnym pomocnym ogniwem w śledztwie był policjant kryminalny z Komendy Miejskiej Policji w Białymstoku, który przez lata tropił miejscowych skinów. – Skarbnica wiedzy. Bez jego pomocy nie udałaby się cała operacja – mówi policjant z warszawskiego CBŚP. Całość działań koordynował prokurator Grzegorz Masłowski. Dzięki mrówczej pracy operacyjnej latem 2014 r. dokonano pierwszych zatrzymań. Wpadł cały zarząd białostockich skinów. Śledczy zdobyli mocne dowody na „Staszyna”, „Litwina” i „Dragona”. Nie znaleziono jednak nic na „Herbciaka”. W sumie jednego dnia zatrzymano 20 osób.
„Dragonowi” i „Staszynowi” prokuratura postawiła zarzuty kierowania zorganizowaną grupą przestępczą handlującą narkotykami i czerpiącą korzyści z nierządu. „Litwin” ma postawione zarzuty podżegania do nienawiści na tle rasowym.
Z akt sprawy można się dowiedzieć, że białostoccy skini stworzyli niemal idealną organizację przestępczą. Zajmowali się sutenerstwem i handlem narkotykami. Do tego ostatniego potrzebny był im stadion. To tam rekrutowali młodych, którzy wchodzili do organizacji. – Taki adept najpierw zajmował się malowaniem swastyk, a gdy był dobry, trafiał do tzw. ultrasów, czyli grupy wiodącej na stadionie Jagiellonii. Nad nimi byli hooligans, czyli bojówki biorące udział w ustawkach pseudokibiców. Całością kierował zarząd – opowiada policjant znający akta sprawy.
Policjant CBŚP: – Zabezpieczyliśmy setki dokumentów. W tym zdjęcia, które obrazują, z kim mieliśmy do czynienia.
Na licznych fotografiach można zobaczyć często młodych chłopaków, dziewczyny, które nie mają ukończonych nawet 18 lat. Chętnie pozują z gestem nazistowskiego pozdrowienia. Ubrani są w koszulki ze swastykami, liczbą 88 (Heil Hitler).
Prokuratura i policja zabezpieczyła też zdjęcia z neonazistowskiego koncertu zorganizowanego w 2012 r. w stodole pod Białymstokiem. Widać na nich heilujących młodzieńców. – Najbardziej jednak ruszyło nas to, kiedy na jednym ze zdjęć zobaczyliśmy, że na scenie wisiały banery z symbolami nazistowskimi i Polski Walczącej obok siebie. Bezmózgi – mówi osoba znająca akta.
Kiedy prokurator Masłowski pytał skinów, dlaczego używają jednocześnie symboli polskiego podziemia, które walczyło z nazistami, i symboli np. SS, słyszał pokrętne wyjaśnienia. Najczęściej, że „Hitler nie chciał źle”. Podczas składania wyjaśnień wyszło też, że skini nie znają podstaw historii.
Wśród zabezpieczonych zdjęć jest fotografia przedstawiająca tort ze swastyką. Ciasto zrobiono w jednej z białostockich cukierni.
Do dziś w śledztwie dotyczącym podlaskich skinów zarzuty usłyszało ponad 90 osób. – Śledztwo jest rozwojowe – mówi Masłowski.
Haracze
CBŚP i prokuratura rozpracowują kolejne wątki. Wśród nich ten dotyczący wymuszania haraczy od lokalnych klubów i dyskotek. Mechanizm był prosty. Skini wprowadzali do klubów swoich ludzi, którzy stawali na bramkach. Kto się nie chciał podporządkować, miał problemy. – Wysyłano do takiego lokalu młodych skinów, a oni wszczynali burdy. Później przychodzili „starzy” i mówili, że może być spokój. W zamian trzeba tylko wskazane przez nas osoby zatrudnić na bramce – opowiada policjant. Ale w tym wątku prokuratura i policja natrafiły na zmowę milczenia.
Właściciele klubów nie chcą współpracować ze śledczymi. – Może teraz, kiedy widzą, że czyścimy miasto, w końcu pójdą po rozum do głowy i zaczną mówić o tym, w jakich okolicznościach zmieniali ochronę – opowiada policjant pracujący w śledztwie. Z kolei w prokuraturze słyszymy, że niewiele już potrzeba, by wiedzę operacyjną przekuć na zarzuty.
Przeczytaj również: Polscy Tatarzy powinni bać się antymuzułmańskich nastrojów?